– Cały czas mówisz, panie, o poznawaniu poprzez zmysły i narzędzia wyostrzające zmysły. A przecież istnieje sposób poznania wszystkiego, jednocześnie przyczyn i skutków, początku i końca, poprzez objawienie – wtrącił się w wywody Delabranche’a Markiz. Delabranche nawet się nie zatrzymał w swojej wędrówce po bibliotece.
– Ja też doceniam objawienie, wgląd bezpośredni czy też, jak niektórzy mówią, iluminację. To jest sposób, który daje głębokie zrozumienie istoty rzeczy, ale nie wiedzę. Wiedza płynąca z objawienia nie jest przekazywalna. Gdyby była przekazywalna, nie mielibyśmy tu już nic do roboty, przecież i przed nami żyło wielu ludzi oświeconych i natchnionych. Jednych wyklęto, innych skazano na wygnanie albo uznano za szaleńców, a reszcie po prostu nie uwierzono, bo istotą poznania jest doświadczenie prawdy. Ten, kto sam przeżył mistyczne objawienie, nie ma innych sposobów niż słowa, żeby podzielić się tym z drugimi. Może także wskazać drogę, którą sam podążał do objawienia, mniemając, że innych owa droga zaprowadzi w to samo miejsce. Ale nie zawsze tak bywa. Droga zaś, o której ja mówię, jest drogą dla każdego. Nie dla wybrańców. Polega ona na wykorzystaniu rozumu i zmysłów. Jej początkiem jest zdziwienie, czyli pewien rodzaj wrażliwości na nieoczywistość. Jeden, przechodząc koło kiełkującego żołędzia, uzna to za oczywistość, jakieś niezmienne prawo przyrody. Drugi – za cud, i zapyta sam siebie: Jak to się dzieje, że z żołędzia, który można zmieścić w dłoni, wyrasta drzewo, drzewo potężniejsze od wielu ludzkich budowli? Jaka tu siła działa i w jaki sposób dokonuje się ta przemiana? I tak jest ze wszystkimi rzeczami na świecie. Jeżeli przyjrzymy im się dostatecznie uważnie, zachwycimy się ich cudownością. Dlatego tak ważna jest rola cudu. O tym mówi moja książka. O tym, że wszystko, co nas otacza, jest żywe i doskonale zharmonizowane, kierowane i utrzymywane przez jednolitą siłę. Tej siły, która łączy i podtrzymuje żywy świat, poszukiwali Platon i Arystoteles i obaj dzięki temu osiągnęli szczyty filozofii. Nie ma już znaczenia, że jeden nazwał ją duszą świata, a drugi naturą uniwersalną. Dla mnie jasne jest, że mówili o jednym. Ta vis mirabilis jest ukryta w każdej rzeczy. Ma ona naturę strumienia, z jego ciągłą zmiennością, nieustannym przepływaniem. Jest jedna, a jednak ciągle się zmienia. To ona popycha istoty żywe do wiecznego rozwoju i doskonalenia się. Ona powoduje, że wszystko, co jest, musi mieć swój początek, okres dojrzałej pełni i kres. I pomimo wszelkich różnic wszystko jest jednością i ze wszystkiego może powstać wszystko. W każdej rzeczy jest część innej rzeczy, we wszystkim jest część wszystkiego, wszystkie rzeczy są jednym.
– Skąd więc bierze się ich różnorodność i przeciwieństwa między nimi?
– To proste. Siła ta ma dwie jakości, zupełnie sobie przeciwstawne. Wieczne napięcie między tymi jakościami jest motorem wszelkich zmian. Te dwa bieguny mają ogromną liczbę nazw. Można je nazwać ciemnością i światłem, ruchem i spoczynkiem, lewym i prawym, zasadą i kwasem, pozytywnym i negatywnym. Rzeczy są rozpięte na tym kontinuum i w zależności od tego, ku któremu biegunowi się skłaniają, nabierają konkretnych cech. Zgodnie z tymi konkretnymi właściwościami rzeczy mają do innych stosunek sympatii bądź antypatii. Dlatego jedne się przyciągają, a inne wręcz odpychają. Zadaniem maga jest zdobycie umiejętności rozpoznawania cech charakterystycznych w każdej rzeczy. W metalu, kamieniu, roślinie czy zwierzęciu. Mając tę umiejętność, mag będzie zdolny łączyć elementy jednej rzeczy z analogicznymi elementami rzeczy drugiej. Albo je rozdzielać. W ten sposób może zdobyć władzę i moc nad światem. O tym piszę we wstępie do mojej Taumatologii. W dalszej części opisałem ponad tysiąc tajemnic zbadanych przeze mnie przez całe moje życie. Na ich zbadanie, podróże, doświadczenia wydałem cały swój majątek i jestem z tego dumny, bo zbliżyłem się do odpowiedzi.
– Czymże więc jest w rzeczywistości cud? – ponaglił go Markiz.
– Nie ma cudów.
Delabranche stanął przy oknie i założył ręce do tyłu.
– Nie ma cudów w dosłownym rozumieniu. Skoro wszystko zawiera wszystko, skoro jasne jest, że każda rzecz może zamienić się w inną, nie może być cudów, przed którymi rzucać by się trzeba było na kolana. To, co uważaliśmy za cud, było w rzeczywistości próbą określenia zjawiska rzadkiego o nieznanych przyczynach. Bóg nie tworzyłby praw rządzących tym światem, żeby je potem łamać. – Ostatnie słowa Delabranche wypowiedział tonem trochę zawiedzionym.
Wyciągnął zaraz kilka tomów oprawnych w skórę i położył je przed Markizem.
– To jest cała moja dokumentacja. Każde zjawisko, czyli tak zwany cud, opisany, połączony z jemu podobnymi i – co najważniejsze – objaśniony prawami natury. Ponad tysiąc tajemnic!
Markiz brał kolejno do rąk ciężkie księgi i przewracał ich karty. Wszystkie tomy były zapełnione, strona po stronie, drobniutkim, ale czytelnym pismem.
Księga, którą wziął najpierw, zaczynała się od „Traktatu o magnesie”. Zawierała głównie opisy doświadczeń, w podsumowaniu zaś Delabranche wyjaśnił na podstawie tych eksperymentów, czym magnes jest, a czym nie jest. W ten sposób skonstruowane były wszystkie rozdziały. „Naturalne przepowiednie przyszłości”, „Określenie charakteru jednostki ludzkiej na podstawie jej twarzy”, „O widzeniu w ciemności”,
„Przyrząd do słyszenia na odległość”, „O uzdrawianiu za pomocą piękna”, „O uzdatnianiu wody morskiej”. W rozdziale „O samorództwie” Delabranche udowadniał na podstawie doświadczeń, że robactwo bierze się z ekskrementów, skarabeusze – z gnijących ciał orłów i psów, a żaby z błota i siebie samych. Zaznaczył też, że dzieworództwo u ludzi występuje raz na sto dwadzieścia lat i zawsze wiosną. Dalej było o pielęgnowaniu urody, likwidowaniu piegów i przywracaniu wąskiej pochwy po porodach. A potem o sprawianiu bólu na odległość, o produkcji opali i ametystów, o otrzymywaniu barwników w procesach alchemicznych, o hodowli bazyliszka, a jeden z ostatnich rozdziałów poświęcony został homunkulusowi. Ten był opracowany szczególnie dokładnie. Marginesy zdobiły odręczne rysunki i wykresy, a pismo było jeszcze staranniejsze niż gdzie indziej. „Człowiek jest najdoskonalszą istotą stworzoną przez Boga – zaczął czytać Markiz ostatni akapit – i jeżeli zdobywa umiejętność powołania do życia człowieka nie drogą naturalnej prokreacji, lecz dzięki rozumowi, tej iskrze bożej w każdym z nas, znaczy to, że zakończył się pewien cykl w jego rozwoju. Być może w ten sposób odkupiony został na zawsze grzech pierworodny, stąd zaczyna się następny krok w drodze ku Niemu”. Tymi słowami Delabranche kończył ostatni napisany tom.