— A przecież jest u was coś niezmiennego: etat oskarżonego! — zawołałem.
— Mylisz się. Dotyczy to jedynie obcych. Nie możemy dopuścić, aby ukrywając się za etatem, ktoś usiłował rozsadzić od wewnątrz nasze państwo.
— Czy znasz się na prawie? — spytałem.
— Znają się na nim księgi ustaw. Zresztą proces twój odbędzie się dopiero pojutrze. Etat będzie cię bronił…
— Zrzekam się obrony.
— Pragniesz bronić się sam?
— Nie. Chcę zostać skazany.
— Jesteś lekkomyślny — powiedział obrońca z uśmiechem. — Pamiętaj o tym, że nie będziesz jednostką wśród jednostek, lecz w pustce większej od próżni międzyplanetarnej…
— Czy słyszałeś kiedy o Mistrzu Oh? — spytałem. Sam nie wiem, skąd wzięło mi się to pytanie.
— Tak. To on jest twórcą naszego państwa. Stworzył nim największe swoje dzieło — Protezę Wieczności.
Tak zakończyła się nasza rozmowa. Po trzech dniach, stawiony przed sąd, skazany zostałem na dożywotnią identyfikację. Odwieziono mnie na lotnisko, z którego niezwłocznie wystartowałem, biorąc kurs na Ziemię. Nie wiem, czy przyjdzie mi jeszcze kiedyś ochota spotkania Dobroczyńcy Kosmosu.