Выбрать главу

Pretekst Dariusza:

Przed wiekiem Scytowie najechali ziemie Medów (inny obok Persów lud irański) i panowali nad nimi dwadzieścia osiem lat. Teraz więc Dariusz mści się za ten zapomniany już epizod i rusza na Scytów. Mamy tu przykład działania prawa Herodota: odpowiada ten, kto zaczął, a ponieważ robił coś złego, musi być ukarany, choćby i po wielu latach.

Trudno jest zdefiniować Scytów.

Pojawili się nie wiadomo skąd, istnieli przez tysiąc lat i potem zniknęli nie wiadomo gdzie, pozostawiając po sobie piękne wyroby z metalu i kurhany, w których grzebali swoich zmarłych. Scytowie tworzyli grupę, a później i konfederację plemion rolniczych i pasterskich zamieszkujących obszary Europy Wschodniej i stepu azjatyckiego. Ich elitę i awangardę stanowili Scytowie Królewscy – wojownicze zagony ludzi konnych, ruchliwe i zaborcze, których bazą były ziemie leżące na północ od Morza Czarnego, między Dunajem a Wołgą.

Scytowie byli też budzącym grozę mitem. Określano nimi ludy obce i tajemnicze, dzikie i okrutne, które mogą w każdej chwili napaść, ograbić, porwać lub zasiekać.

Trudno zobaczyć z bliska podległe ziemie Scytów, ich siedziby i stada, ponieważ wszystko to przestania śnieżna kurtyna: w wyższych częściach kraju, na północy, są, według Scytów, takie góry pierza, że nic nie widać i nie sposób jest podróżować. Tego puchu pełna jest ziemia i powietrze i on to zasłania widok. Co Herodot tak komentuje: Co do puchu, którego według opowiadania Scytów pełne jest powietrze, tak że nie można ani zobaczyć dalszego ładu, ani go przejść, takie jest moje mniemanie: powyżej znanych nam okolic stale śnieg pada, mniej oczywiście w lecie niż w zimie. Kto więc widział już Z bliska obficie padający śnieg, ten wie, co mam na myśli; istotnie, śnieg podobny jest do puchu i z powodu tej tak ostrej zimy nie są zamieszkane leżące na północ okolice tego kontynentu. Sądzę, że Scytowie i ich sąsiedzi śnieg obrazowo nazywają puchem.

Na te ziemie, jak dwadzieścia cztery wieki później Napoleon, wyprawia się teraz Dariusz. Odradzają mu tę wyprawę: Artabanos, syn Hystaspesa, a jego brat radzi mu, aby w żadnym wypadku nie przedsięwziął wyprawy na Scytów, zważywszy na ich niedostępność. Ale Dariusz nie słucha i po gigantycznych przygotowaniach rusza na czele wielkiej armii składającej się ze wszystkich ludów, nad którymi panował. Herodot podaje astronomiczną, jak na owe czasy, liczbę: siedemset tysięcy łudzi wraz Z jazdą, a okrę-tów było zebranych sześćset.

Pierwszy most każe zbudować na Bosforze. Siedząc na tronie, obserwuje, jak jego armia przez ten most przechodzi. Drugi most przerzuca przez Dunaj. Most ten po przejściu wojsk rozkazuje zburzyć, ale jeden z jego wodzów, niejaki Koes, syn Erksanda, blaga go, aby tego nie robił;

– Królu, masz zamiar ruszyć zbrojno na kraj, w którym nie będzie widać ani ziemi uprawnej, ani zamieszkanego miasta. Zostaw więc ten most na swoim miejscu, niech stoi… Jeżeli bowiem odnajdziemy Scytów i po myśli nam rzecz pójdzie, będziemy mieli odwrót; jeżeli zaś nie zdołamy ich odszukać, to przynajmniej będziemy mieli gdzie się wycofać. Wszak nie boję się wcale, żeby nas Scytowie mieli w walce pokonać, lecz raczej tego się lękam, że możemy ich nie odnaleźć i błąkając się, ponieść szkodę.

Ten Koes miał się okazać prorokiem.

Na razie Dariusz każe zostawić most i rusza dalej.

Tymczasem Scytowie dowiadują się, że przeciw nim ciągnie wielka armia, i zwołują na naradę królów sąsiednich ludów, jest więc wśród nich król Budynów – wielkiego i licznego ludu, który żywi się szyszkami sosnowymi, ma niebieskie oczy i włosy koloru ognistego. Jest król Agatyrsów, u których kobiety są wspólne, aby wszyscy żyli ze sobą jak bracia i nie znali zazdrości ani wrogości. Jest król Taurów, którzy Z nieprzyjaciółmi, jakich dostają w swoje ręce, tak postępują: każdy ucina wrogowi głowę i zanosi do domu; potem wtyka na wielki drąg i umieszcza wysoko sterczącą ponad dachem, przeważnie nad kominem. Twierdzą, że są to strażnicy całego domu, którzy bujają w powietrzu.

Teraz delegaci Scytów zwracają się do tych, a także i innych zgromadzonych królów i informując ich o nadciągającej perskiej nawałnicy, apelują: Wy nie powinniście w żaden sposób usuwać się na bok i obojętnie patrzeć na naszą zagładę, lecz uzna-wszy sprawę za wspólną, wyjdźmy razem przeciw najeźdźcy…

I żeby przekonać ich do współdziałania i wspólnej walki, mówią, że Persowie nie idą tylko przeciw Scytom, ale że chcą podbić wszystkie ludy: Pers… skoro tylko przeszedł na nasz kontynent, poskramia wszystkich, jakich po drodze napotka.

Królowie, jak relacjonuje Herodot, wysłuchali przemowy Scytów, ale ich zdania były podzielone. Jedni uznali, że trzeba Scytom bezwzględnie pomóc i stawać w potrzebie, pozostali jednak woleli na razie trzymać się na boku, twierdząc, że tak naprawdę Persowie chcą zemścić się tylko na Scytach, a innych zostawią w spokoju.

Wobec tego braku jedności Scytowie, wiedząc, że przeciwnik jest bardzo silny, zamiast otwartego boju postanawiają powoli i skrycie schodzić wrogowi z drogi i wymijając go, studnie i źródła zasypywać, trawę niszczyć, a sami podzielić się na dwie grupy i trzymając się od Persów na odległość jednego dnia marszu, bez przerwy się cofać i dezorientując swoimi ciągle zmieniającymi się ruchami, cały czas coraz bardziej wciągać ich w głąb kraju.

Co postanowili, to wcielają w życie.

Przed tym jednak wozy, na których przebywały ich dzieci i wszystkie ich żony, jako też całe bydło… wyprawiali naprzód i wy-duli rozkazy, żeby to wszystko bez przerwy ciągnęło na północ.

Na północ, gdzie przed ludźmi gorącego południa – Persa-mi – będzie ich ochraniać mróz i śnieg.

Armii Dariusza, która wkracza do Scytii, nie wydają otwartej bitwy. Odtąd ich taktyką, ich bronią będzie podstęp, unik i zasadzka. Gdzie są? Przebiegli, szybcy, tajemniczy jak zjawy, nagle pojawiają się na stepie i zaraz w tym stepie znikają.

To tu, to tam Dariusz widzi ich konnicę, widzi pędzące zagony, które nagle znikają za linią horyzontu. Donoszą mu, że widziano ich na północy. Kieruje tam armię, ale kiedy dociera ona na miejsce, ludzie widzą, że przybyli na pustynię. Na tej pustyni nie mieszkali żadni ludzie, a leży ona ponad krajem Budynów, ciągnąc się przez siedem dni drogi. Itd., itd. Herodot rozpisuje się o tym obszernie. Bo Scytowie, aby zmusić do walki opornych sąsiadów, tak kluczą, aby wojska Dariusza w pogoni za nimi musiały wejść na ziemie trzymających się na uboczu plemion. Teraz, najechane przez Persów, muszą razem ze Scytami walczyć z Dariuszem.

Król Persów czuje się coraz bardziej bezradny, w końcu wysyła do króla Scytów posłańca z żądaniem, aby Scytowie przestali uciekać i albo stoczyli z nim bitwę, albo uznali jego nad sobą panowanie. Na to król Scytów odpowiada: – Nie uciekamy, tylko ponieważ nie mamy ani miast, ani pól uprawnych, nie mamy czego bronić. Nie widzimy więc powodu, aby się bić. Ale za to, że twierdzisz, iż jesteś naszym panem, i chcesz, żebyśmy to uznali – za to odpokutujesz.

Królowie Scytów, usłyszawszy słowo niewola, wpadli w furię. Kochali wolność. Kochali step. Kochali nieograniczoną przestrzeń. Oburzeni tym, jak traktuje ich Dariusz, poniżając ich i upokarzając, korygują taktykę. Postanawiają nie tylko kluczyć i krążyć, nie tylko robić zygzaki i pętle, ale również napadać na Persów, kiedy ci będą szukali pożywienia dla siebie i paszy dla koni.