Kiedy dowiadują się o nadciąganiu Persów, z początku temu nie wierzą, w końcu jednak przyjmują tę wiadomość i zagrzewani przez Temistoklesa, gotują się do walki.
Bitwa zaczyna się o świcie, tak że Kserkses, siedząc na tronie u podnóża gór, które leżą naprzeciw Salaminy i nazywają się Ajgaleos, może ją obserwować. Ilekroć ujrzał kogoś ze swoich ludzi dokonującego jakiegoś czynu w bitwie morskiej, wywiadywał się, kim był ten człowiek, a pisarze zapisywali imię dowódcy okrętu, wraz z imieniem ojca i nazwą miasta. Kserkses wierzy w swoje zwycięstwo i chce potem jego bohaterów nagrodzić.
Liczne opisy bitew, jakie znajdujemy w literaturze wszystkich czasów, mają jeden wspólny mianownik – dają obraz wielkiego chaosu, monstrualnej konfuzji, kosmicznego bałaganu. Nawet starcie najlepiej przygotowane w momencie frontalnego zderzenia przemienia się w krwawe, rozedrgane kłębowisko, w którym trudno się rozeznać i nad którym trudno zapanować. Jedni spieszą się, żeby drugich zabić, inni patrzą, jak wymknąć się czy choćby uskoczyć przed ciosem, a wszystko tonie w krzyku, w jęku i w skowycie, w zamęcie, w zgiełku i w dymie.
Tak było i pod Salaminą. O ile w zapasach dwóch ludzi jest pewna zwinność i nawet gracja, o tyle zderzenie dwóch składających się z drewnianych okrętów a poruszanych tysiącami wioseł flotylli musiało przypominać wielki pojemnik, do którego ktoś wrzucił setki niemrawo pełzających, poczwarnie gramolących się i bezładnie splątanych krabów. Okręt walił w okręt, jeden przewracał się, inny z całą załogą szedł na dno, któryś próbował się cofnąć, gdzieś kilka szamotało się sczepionych, zakleszczonych na amen, gdzieś indziej ktoś próbował zawrócić, inny wyślizgnąć się z zatoki, w ogólnym zamieszaniu Grecy wpadali na Greków, Persowie na Persów, aż w końcu, po godzinach tego morskiego piekła, ci ostatni dali za wygraną i ta reszta z nich, niezatopiona, żywa, ocalała – uciekła.
Pierwszą reakcją Kserksesa na klęskę był strach. Ogarnął go wielki lęk. Przede wszystkim odsyła do Persji kilku naturalnych synów, którzy towarzyszyli mu w drodze. Jako opiekuna daje im Hermotimosa, rodem z Pedasos, który wśród eunuchów króla zajmował ważną pozycję.
Losy tego człowieka bardzo interesują Herodota, więc pisze o nich szczegółowo: Nikomu z tych, których znam, nie udało się lepiej zemścić na kimś, kto wyrządził mu krzywdę, niż owemu Hermotimosowi. Kiedy mianowicie został pojmany przez nieprzyjaciół i wystawiony na sprzedaż, kupił go Panionios z Chios, który zarabiał na życie najhaniebniejszym zajęciem. Ilekroć nabył urodziwych chłopców, kastrował ich, wywoził do Sardes i do Efezu i sprzedawał
za wielkie pieniądze. Albowiem u barbarzyńców eunuchowie są bardziej cenieni od wszystkich innych chłopców, z powodu ich bezwzględnej wierności. Panionios więc, między wielu innymi rzezańcami, wykastrował także Hermotimosa. Ale ten niezupełnie był nie
szczęśliwy, bo dostał się z Sardes do króla wraz z innymi podarkami i był najbardziej przez Kserksesa ceniony ze wszystkich eunuchów.
Otóż kiedy król rozkazał Persom ruszyć przeciw Atenom, a sam znajdował się w Sardes, udał się Hermotimos, aby załatwić jakąś sprawę, do tej okolicy Myzji, którą zamieszkują Chioci, i spotkał tam Panioniosa. Poznawszy go, przemówi doń wielu przyjaznymi słowy i obiecał mu odwdzięczyć się wszelkim dobrem, jeżeli swoich domowników przewiezie i zamieszka w Sardes. Jakoż Panionios z radością przyjął jego propozycję i przeniósł się tam z żoną i dziećmi. Ale skoro go Hermotimos z całą rodziną dostał, tak mu powiedział: O ty, który z najhaniebniejszego w świecie rzemiosła czerpałeś środki do życia, cóż złego uczyniłem ja sam, albo ktoś z moich, że z mężczyzny zrobiłeś ze mnie nic? Myślałeś, że przed bogami ukryje się to, coś wówczas popełnił? Lecz oni ciebie, coś łotrostwa dokonał, oddali w moje ręce, tak że nie będziesz użalał się na wymiar kary, jaki ode mnie otrzymasz! I kazał przyprowadzić przed swe oblicze synów Panioniosa i zmusił go, aby wyciął męskość własnym swoim czterem synom, co on pod przymusem wykonał; gdy się z tym uporał, zmuszono jego synów, żeby wykastrowali ojca… W ten sposób Panioniosa dosięgła zemsta…
Zbrodnia i kara, krzywda i zemsta, wcześniej czy później, ale zawsze idą w parze. Tak w stosunkach między jednostkami, jak i między narodami. Kto pierwszy zaczyna wojnę, a więc w przekonaniu Herodota popełnia zbrodnię, tego ostatecznie, natychmiast lub za jakiś czas, spotka zemsta, kara. Ta relacja, to sprzężenie zwrotne są najgłębszą istotą losu, sensem nieodwracalnego przeznaczenia.
Zaznał tego Panionios, teraz przyszła kolej na Kserksesa. W wypadku Króla Królów sprawa jest trudniejsza, bo jest on zarazem symbolem narodu i imperium. W Suzie Persowie, dowiedziawszy się o zagładzie floty pod Salaminą, nie rozdzierają szat, drżą tylko o los króla, żeby nic mu się nie stało. Dlatego kiedy wraca do Persji, jego wjazd jest uroczysty i okazały – ludzie cieszą się i oddychają z ulgą; co tam tysiące poległych i zatopionych, co tam roztrzaskane okręty, najważniejsze, że król jest żywy i że jest znowu z nami!
Kserkses uchodzi z Grecji, ale zostawia w niej część armii. Na jej wodza mianuje zięcia Dariusza a swojego kuzyna – Mardoniosa.
Mardonios zaczyna ostrożnie. Najpierw, nie spiesząc się, spokojnie spędza zimę w Tesalii. Potem wysyła umyślnego do różnych wyroczni, aby poznać ich wyroki. Kierując się nimi, wysłał w poselstwie do Aten spokrewnionego z Persami Macedończyka Aleksandra. Sądził bowiem, że w ten sposób pozyska sobie Ateńczyków, o których słyszał, że są narodem licznym i dzielnym, i wiedział, że głównie Ateńczycy zadali ciosy, które dotknęły Persów na morzu, Spodziewał się, że gdy ich pozyska, łatwo opanuje morze, na lądzie zaś uważał się za znacznie silniejszego. Rozumował więc, Że w ten sposób zapanuje nad Grecją.
Aleksander przybywa do Aten i tam próbuje przekonać ich mieszkańców, aby nie prowadzili z Persami wojny i próbowali się z ich królem pogodzić, inaczej bowiem zginą, jako że potęga króla jest nadludzka, a jego ramię bardzo długie.
Na co jednak Ateńczycy taką mu dali odpowiedź: My sami wiemy, że Pers posiada potęgę o wiele większą niż my, tak że nie trzeba nam tego przypominać. Ale mimo to, przywiązani do wolności, będziemy się bronić, jak potrafimy… Oznajmij Mardoniosowi, Że Ateńczycy oświadczają: Dopóki słońce tę samą będzie drogę odbywać co teraz, my nigdy nie porozumiemy się z Kserksesem, lecz broniąc się, wyruszymy przeciw niemu, ufni w pomoc bogów i herosów, których świątynie i posągi on spalił…
A Spartanom, którzy przybyli do Aten, bojąc się, że one porozumieją się z Persami, powiedzieli: Dobrze znacie sposób myślenia Ateńczyków – że ani nigdzie na świecie nie ma tyle złota, ani nie ma na ziemi tak pięknego i żyznego kraju, który przyjęlibyśmy za to, aby stanąć po stronie Persa i zniewolić z nim Grecję… Wiedzcie zatem… że dopóki choć jeden Ateńczyk zostanie przy życiu, my nigdy nie porozumiemy się z Kserksesem…
Po tych słowach Aleksander i Spartanie opuścili Ateny.