Czy zastanawiamy się, że bogactwo świata od niepamiętnych czasów było budowane przez niewolników? Od systemów nawadniania Mezopotamii, chińskich murów, egipskich piramid, ateńskiego Akropolu po plantacje cukru na Kubie, ba-wełny w Luizjanie i Arkansas, po kopalnie węgla na Kołymie i niemieckie autostrady? A wojny? Od prawieków toczono wojny, aby zdobyć niewolnika. Zdobyć, zakuć w dyby, popędzić batem, zgwałcić, poczuć satysfakcję, że ma się drugiego człowieka na własność. To był ważny, a często i jedyny powód wojen, potężna i nawet jawna ich sprężyna.
Ci, którzy zdołali przeżyć podróż transatlantycką (mówiło się, że statkami płynie black cargo), przewozili ze sobą także własną kulturę afrykańsko-egipską, która fascynowała Herodota i nim dotarła na drugą półkulę, dużo wcześniej została opisana przez niestrudzonego Greka w jego książce.
A jakich niewolników miał sam Herodot? Ilu? I jak ich traktował? Myślę, że byt człowiekiem dobrego serca i że nie narzekali na swojego pana. Zwiedzili z nim kawał świata i może później, kiedy zasiadł w Thurioi pisać swoje Dzieje, służyli mu za żywą pamięć, za chodzące encyklopedie, przypominając mu imiona, nazwy i szczegóły historii, które pisząc, akurat w tym momencie zapomniał, i w ten sposób przyczynili się do zdumiewającego bogactwa tej książki.
Ale co się z nimi stało, kiedy Herodot umarł? Czy wystawiono ich na rynku na sprzedaż? Czy może byli już tak starzy jak ich pan i wkrótce potem podążyli za nim w zaświaty?
Sceny szaleństwa i rozwagi
Najprzyjemniej byłoby usiąść wieczorem na tarasie przy sto-liku z lampą i słuchając dobiegającego zewsząd szumu morza, czytać Herodota. Ale to właśnie jest bardzo trudne, gdyż wystarczy zapalić lampę, a ciemność natychmiast ożywa i zaczyna się roić, a w stronę światła ruszają skłębione chmary owadów. Najbardziej podniecone i wścibskie okazy, widząc przed sobą jasność, pędzą na oślep w jej stronę, walą głową w rozpaloną żarówkę i osuwają się martwe na ziemię. Inne, ledwie na wpół rozbudzone, krążą ostrożniej, ale za to bez końca, niestrudzenie, jak gdyby światło ładowało je jakąś niewyczerpaną energią. Prawdziwym utrapieniem jest pewien rodzaj maciupeńkich muszek, tak nieustraszonych i zażartych, że nic nie robią sobie z wszelkiego odpędzania i zabijania – jedne giną, a już chmara następnych czeka niecierpliwie, aby ruszyć do ataku. A ten sam zapał wykazują i inne robaczki, żuczki czy rozmaite a nieznane mi z nazwy, natrętne i złośliwe insekty. Największą przeszkodą dla czytającego jest jednak pewna odmiana ciem, które widocznie niepokoi i drażni coś, co dostrzegają w źrenicach człowieka, bo starają się obsiąść oczy i próbują je zasłonić, zakleić swoimi ciemnoszarymi, mięsistymi skrzydłami.
Od czasu do czasu na ratunek przychodzi mi Abdou. Przynosi ze sobą jakiś zniszczony piecyk z żarzącymi się na dnie węgielkami, na które sypie z torebki mieszankę kawałków żywicy, korzonków, łupinek i jagód, a następnie dmucha w skwierczące palenisko całą mocą swoich potężnych płuc. W powietrzu zaczyna roznosić się ostry, ciężki, dławiący zapach, jak na komendę, większość bractwa rzuca się do panicznej ucieczki, a reszta, która się zagapiła i została na miejscu, odurzona, pełza jakiś czas po mnie i po stoliku, aż potem nagle nieruchomieje i sparaliżowana – wali się na ziemię.
Abdou wychodzi z zadowoloną miną, a ja mam na jakiś czas spokój i mogę czytać. Herodot pomału zbliża się do końca swojego dzieła. Jego książkę zamykają cztery sceny:
I. Scena batalistyczna (ostatnia bitwa – Mykale):
Tego samego dnia, kiedy Grecy rozgromili armię Persów pod Platejami, a jej resztki zaczęły wycofywać się do swojego kraju, na drugim, wschodnim brzegu Morza Egejskiego flota grecka rozbiła pod Mykale inną część armii perskiej, kończąc tym samym zwycięską dla Grecji (i Europy) wojnę z Persami {czyli z Azją). Bitwa pod Mykale miała krótki przebieg. Wojska obu stron stają naprzeciw siebie. Gdy Grecy byli już gotowi, ruszyli przeciw barbarzyńcom. Idąc do szturmu, dostają nagle wiadomość, że właśnie pod Platejami ich pobratymcy pobili Persów!
Jak otrzymali tę wiadomość – Herodot nie pisze. Tajemnicza to sprawa, bo odległość między Platejami a Mykale jest duża, wynosi co najmniej kilka dni żeglugi. Niektórzy sądzą dziś, że być może zwycięzcy przekazywali informację linią ognisk zapalanych od wyspy do wyspy, kto widział daleko zapalające się ognisko, rozniecał ogień, żeby następni w linii mogli go dostrzec i światłem płomieni przesyłać wieść dalej. Dość, że kiedy wieść dotarła do Greków, wojsko nabrało o wiele większej otuchy i gotowe było tym chętniej narażać się na niebezpieczeństwo. Walka jest zaciekła, opór Persów zdecydowany, ale ostatecznie zwyciężają Grecy. Grecy wycięli przeważną część barbarzyńców, jednych w bitwie, drugich podczas ucieczki, spalili ich okręty i całe oszańcowanie, wyniósłszy wprzód łupy na wybrzeże…
II. Scena miłosna (love story i piekło zazdrości):
W tym samym czasie, kiedy armie Persów krwawią i giną pod Ptatejami i Mykale, a ich niedobitki, ścigane i mordowane przez Greków, próbują dostać się do perskiego miasta Sardes, kryjący się w nim król Kserkses, nie myśląc o wojnie, o sromotnej ucieczce spod Aten i totalnej klęsce imperium, oddaje się ryzykownym i przewrotnym grom miłosnym. Psychologia zna pojęcie wypierania – ktoś, kto miał przykre przeżycia i wspomnienia, wypiera je, wymazuje z pamięci, osiągając w ten sposób spokój i równowagę duchową. Najwyraźniej taki proces musiał dokonać się i w psychice Kserksesa. Jednego roku napuszony i władczy, wiedzie na Greków największą armię świata, a następnego, po przegranej, zapomina o wszystkim i jedyne, co go od tego momentu interesuje i pociąga, to – kobiety.
Właśnie po ucieczce z Grecji i schronieniu się w Sardes Kserkses zakochał się w żonie swojego brata Masistesa, która też tam była. Gdy jednak przez nasłanego stręczyciela nie mógł jej posiąść… ożenił swojego syna Dariusza z córką tej niewiasty i Masistesa, myśląc, że w ten sposób łatwiej zdobędzie matkę. Tak więc początkowo król poluje nie na młode dziewczę (miała na imię Artaynte), ale na jej matkę a swoją bratową, która w Sardes wydawała mu się bardziej atrakcyjna niż jej córka.
Gust Kserksesa zmienia się jednak, kiedy z Sardes wraca do stolicy swojego imperium – Suzy – i stojącego w niej królewskiego pałacu. Skoro tam przybył i wprowadził żonę Dariusza do swojego pałacu, wtedy już poniechał żony Masistesa i na odmianę zakochał się w małżonce syna, córce Masistesa, którą wkrótce posiadł.
Lecz z biegiem czasu rzecz wyszła na jaw w taki sposób: Amestris, żona Kserksesa, utkała duży, wielobarwny i godny widzenia płaszcz i podarowała go Kserksesowi. Ten, ucieszony, włożył go i poszedł do Artaynty. Ona dała mu tyle przyjemności, że spytał ją, czego sobie życzy za wyświadczone mu usługi, a da jej wszystko, co zechce…
Synowa bez namysłu powiedziała – płaszcz. Wystraszony Kserkses próbuje ją odwieść od tej zachcianki, z jednej prostej przyczyny: bał się, że w ten sposób Amestris utwierdzi się w swoich podejrzeniach co do jego postępków. Oferuje więc dziewczynie całe miasta, nieograniczoną ilość złota, nawet armię, której byłaby jedynym wodzem. Ale rozkapryszony uparciuszek mówi -nie. Chce płaszcza, tylko płaszcza, niczego innego.