Выбрать главу

Podniósł do góry kawałek taśmy klejącej. Przylepiło się do niej kilka sztywnych ciemnych włosów.

– To sierść – stwierdził Marco.

– Właśnie. Kozia sierść.

Marco popatrzył na nich.

– I wyciągacie z tego faktu taki sam wniosek jak ja? A mianowicie, że ten kozioł przybył do Królestwa Światła twoją gondolą?

– Nie tylko – odezwał się Erion. – Taśma jest z rodzaju tych, jakich używają aktorzy, gdy wkładają maski.

– Chcesz więc powiedzieć, że kozioł nie jest prawdziwy? No, ale czy nie tak właśnie podejrzewaliśmy od samego początku?

– Mniej lub bardziej.

Marco długo się zastanawiał.

– To wiele wyjaśnia – stwierdził w końcu. – Ale muszę się najpierw dowiedzieć, czy byłeś w okolicach bazy na Grenlandii, kiedy miał miejsce pierwszy atak?

– O, tak – odparł szef. – I zostałem uśpiony tak samo jak Strażnicy.

– No właśnie, „uśpiony” to właściwe słowo. Ten gaz, o którym oni mówili, to był środek usypiający, i musiał zostać rozpylony z dużej odległości. Przypomnijcie sobie Strażników pełniących wartę przed laboratorium i przy bazie rakietowej. Oni niczego nie zauważyli, nikt się nie zbliżył do tych miejsc, tam przecież nie ma się gdzie schować. Podobnie sprawa się miała z ładunkiem farby wodnej, który został wystrzelony z przeciwległej strony rynku.

Marco powiedział zamyślony:

– Dzisiaj Goramowi przypomniało się, że usłyszał coś jakby lekki huk tuż przed atakiem kozła.

– No proszę – ucieszył się Erion. – Jeden ze Strażników przy bazie rakietowej wspominał o czymś podobnym. Wobec tego moja teoria o wystrzeleniu jakiegoś ładunku z gazem jest słuszna.

– A kiedy nabój dotknął ziemi albo ściany, gaz się wydostał – pokiwał głową Marco. – Ale mieliśmy do czynienia także z innymi naprawdę tajemniczymi zdarzeniami. Na przykład to, że te nieznane i skrajnie wrogo nastawione do nas stworzenia potrafią wszędzie się przedostać. Otworzyły się przed nimi wszystkie drzwi laboratorium, podobnie zresztą jak było w przypadku doskonale strzeżonej bazy rakietowej. No, a do pozamykanego na cztery spusty domu Sol weszli w ogóle bez najmniejszego kłopotu. Kiro wszystko sprawdził, wyłączony został cały system oświetlenia i elektryczności.

– Masz rację. Wciąż jednak nie ustaliliśmy, w jaki sposób tu przybyli. Ta istota czy też istoty musiały się ukryć w gondoli przywódcy Elity Strażników, która wleciała do pomieszczenia dla gondoli znajdującego się w rakiecie, prawda?

Dowódca odparł:

– Tak, umieściłem gondolę w rakiecie, gdy tylko dotarłem do bazy na Grenlandii.

– Czy do pomieszczenia dla gondoli łatwo się dostać?

– O, tak, nie ma z tym najmniejszego kłopotu, zwłaszcza że było otwarte, bo przecież czekaliśmy także na gondolę Gorama. Zdaje mi się, że rzeczywiście masz rację. Samolot, czy co to było, musiał wysłać wśród innych nabojów również taki, który zawierał gaz usypiający. I kiedy my, wszyscy trzej Lemuryjczycy, leżeliśmy nieprzytomni na ziemi, to stworzenie czy też stworzenia wyskoczyły z latającego pojazdu i schowały się w mojej gondoli. Nikt nie mógł ich tam zobaczyć. I tak samo niezauważenie wymknęły się po przyjeździe tutaj. Na ogół mija trochę czasu, zanim zabierze się gondolę z bazy.

– No dobrze, ale dlaczego właściwie od razu was nie zabili?

– Pewnie potrzebny był im ktoś, kto poprowadzi gondolę – uśmiechnął się krzywo przywódca.

– Podjęli spore ryzyko – stwierdził Erion. – Ale zdołali się przedostać do Królestwa Światła. Chciałbym wiedzieć, ilu ich tak naprawdę jest.

– Nie może to być bardzo liczna grupa. Poszlaki wskazują na kozła i na istotę płci żeńskiej. Nie wydaje mi się, żeby to była jedna i ta sama istota.

– Stale słyszymy o włosach, które lśnią jak metal.

Marco poczuł się nieswojo i właściwie odetchnął z ulgą, kiedy sygnał dźwiękowy i świetlny przerwał tę rozmowę.

– To Faron – oznajmił Erion z przejęciem.

Znajomy głos Farona szumiał i zgrzytał w aparacie odbiorczym. Faron nawiązał kontakt z Dolgiem, w jaki sposób, nie powiedział. Dolg twierdził, że dowiedział się, gdzie są Móri i Berengaria.

– Całe szczęście – westchnęli mężczyźni.

– Marco? – mówił Faron. – Oni potrzebują twojej pomocy. I to natychmiast!

– Oczywiście, zaraz się stawię. I tak wybierałem się teraz na powierzchnię Ziemi, żeby spróbować wyeliminować te olbrzymie zagrożenia, jakie czyhają na ludzi. Oczywiście, czy mi się uda, to zupełnie inna sprawa. Bardzo nam tu ciebie brakuje, Faronie.

– Dziękuję ci za te miłe słowa, ale muszę dokończyć to, co zacząłem. Czy to znaczy, że zaraz przyjedziesz?

– Tak szybko, jak tylko będę mógł.

Rozmowa została zakończona.

– Ale jak ja się stąd wydostanę? – pytał Marco towarzyszy. – Przecież nie ma żadnej rakiety.

– Wróciły właśnie dwie, które wywoziły zwierzęta – odparł Erion. – Ale trzeba je sprawdzić. Natomiast ta, którą przylecieli Goram z Lilją i obecny tu nasz przyjaciel, będzie gotowa już jutro.

– Ale czy jej wyposażenie nie zostało zniszczone?

– Nie część techniczna. Tylko cale pozostałe wewnętrzne wyposażenie. Jeśli więc pogodzisz się z brakiem poduszek…

– Ależ oczywiście! To znaczy, że oni oszczędzili urządzenia? Najwyraźniej chcieli się ubezpieczyć – syknął Marco przez zęby. – Zapewnić sobie możliwość opuszczenia Królestwa Światła. Dokąd mam się kierować?

– Polecisz do Kalifornii, gdzie na pewno znajdziesz Dolga. Nasze gondole z eliksirem jeszcze tam nie dotarły. To Móri miał się zająć tą okolicą.

– Wyruszam natychmiast. Odstawię tylko Gwiazdeczkę do rodziców i zaraz zacznę się szykować do wyjazdu.

Gwiazdeczka czekała na zewnątrz ze źle skrywaną niecierpliwością. Marco z ponurą miną kazał jej zająć miejsce w gondoli. Teraz już wreszcie musiała wracać do domu.

Ale reakcja Tsi i Siski okazała się zupełnie nieoczekiwana.

Oświadczyli, że boją się zatrzymywać Gwiazdeczkę w Królestwie Światła, dopóki grasuje po nim to odrażające monstrum. Dziewczyna jest zbyt naiwna i beztroska, a w domu z całą pewnością zamknąć jej nie zdołają. Pociąga ją niebezpieczeństwo.

No cóż, rzeczywiście nie można było odmówić im słuszności.

Siska próbowała przekonywać Marca:

– Faron jest na powierzchni Ziemi. Ram jest na powierzchni Ziemi. Dolga już nie ma. Móri zniknął. A teraz jeszcze ty wyjedziesz. Komu więc możemy zaufać?

– Zostaje przecież Erion, no i wszyscy Strażnicy.

– Oni nie są w stanie uczynić tyle co wy, którzy nas opuszczacie. Marco, zabierz ze sobą nasze ukochane dziecko!

– Przecież ona, doprawdy, przestała już być dzieckiem!

– Duszą wciąż nim jest. Naprawdę bardzo mało wie o życiu, a przy tobie będzie bezpieczna.

Marco nie mógł zaprotestować, słysząc taki argument, zresztą sprzeciw mógł zostać źle zrozumiany.

Tsi i Siska nie przestawali błagać, by zabrał Gwiazdeczkę na powierzchnię Ziemi.

Marco czuł, że słabnie.

– Ale przecież ja nie wiem, co się tam dzieje! A jeśli tam jest równie niebezpiecznie jak tutaj, a ja nie będę miał czasu, by nad nią nieustannie czuwać?

Gwiazdeczka zatrzepotała rzęsami.

– Maku, tak cię proszę!

Wreszcie, westchnąwszy, ustąpił.

– A więc dobrze, jeśli obiecujesz, że nie będziesz więcej nazywać mnie Makiem.

– Dobrze, Maku, obiecuję.

14

Tego dnia młody Armas musiał przejść próbę męskości.

Strażnik Góry poprosił, by młodzi w czasie, gdy ojcowie omawiać będą warunki małżeństwa, pospacerowali sobie trochę.