Выбрать главу

Nie, nie zaryzykują, na pewno w ten sposób chcieli ich tylko zaszantażować.

Na razie nic się nie działo.

Alarm podniesiono dopiero wówczas, gdy jeden z sąsiadów Farona się zorientował, że jakieś niepowołane osoby odwiedziły oddany mu do dyspozycji wspaniały dom, położony w pobliżu stolicy.

Włamania dokonano kilka dni wcześniej, prawdopodobnie natychmiast po wyjeździe Farona na powierzchnię Ziemi, gdzie miał szukać zaginionych Móriego i Berengarii. Po prostu wcześniej nikt nie pomyślał, że i jego dom należałoby sprawdzić.

Pozostała w Królestwie grupa Poszukiwaczy Przygód przybyła obejrzeć dzieło złoczyńców.

Właściwie zniszczenia nie były specjalnie duże. Ktoś jednak włamał się przez zamknięte na klucz drzwi i wtargnął do ślicznej willi.

– Ach, oni tu wręcz mieszkali od wyjazdu Farona! – skonstatował Erion. – A myśmy niczego, ale to niczego się nie domyślali! Jako szef dostępnej dla wszystkich części Królestwa Światła Faron ma do dyspozycji cały arsenał technicznego i elektronicznego sprzętu. To stąd śledzili nasze poczynania i naśmiewali się z nas.

– Czy z tego miejsca można otwierać wszystkie zakodowane drzwi? – spytał Strażnik Góry, który towarzyszył swemu synowi Armasowi w pościgu za złoczyńcami.

– Nie, to da się zrobić jedynie za pomocą kodu uniwersalnego, a ten mam ja – wyjaśnił Erion.

Poruszali się ostrożnie. Być może tych dwoje wciąż znajdowało się w domu albo też mogło nagle wtargnąć do środka. Wróg nie może się domyślić, że ziemia pali mu się pod stopami!

– Spójrzcie, co znalazłam! – zawołała Sol, otworzywszy drzwi do jednej z sypialni.

– Pst! Nie tak głośno! – upomniał ją Kiro.

Weszli do środka.

– Proszę, proszę – mruknął Erion.

Na nie zaścielonym łóżku leżała bujna peruka, połyskująca metalicznie odcieniami złota i mosiądzu.

– Takie włosy miała ta dziewczyna, która udawała, że chce mi pomóc – ożywiła się Lilja.

– Tak, tak, sądzimy, że to właśnie ciebie chciała złapać wtedy, Liljo – powiedział Erion. – Wcale nie Gorama. Z jego strony można by się spodziewać zbyt silnego oporu. Na pewno chcieli wyciągnąć z ciebie, gdzie ukryto amforę.

– Owszem – przyznała Lilja po namyśle. – Ona przecież za wszelką cenę starała się mnie zatrzymać.

– Chyba powinnaś się cieszyć, że udało ci się wyrwać z jej rąk – stwierdził Erion.

Lilja czym prędzej odszukała uspokajającą dłoń Gorama.

A potem znaleźli jeszcze olbrzymią, przerażającą głowę kozła: maskę z fantazyjnie zakręconymi rogami, podciągniętą górną wargą i dzikimi oczyma. Był tam także kostium karnawałowy, cały pokryty szczeciniastą sierścią, z kopytami tylko na ręce.

– Oto mamy więc wyjaśnienie, dlaczego pies został „kopnięty” od góry – stwierdził Goram. – Ten mężczyzna uderzył go po prostu uzbrojoną w kopyto ręką.

– Przy użyciu rąk łatwiej też zostawić pojedyncze ślady – przypomniał Kiro.

– Czemu to miało służyć? – zastanawiała się Sol. – Chcieli wzbudzić przerażenie? To przecież śmieszne!

– Masz rację – przyznał Erion. – Ale przebranie miało zapewne spełniać podwójną funkcję. Po pierwsze, przestraszyć słabszych, po drugie zaś ukryć, kim naprawdę są ci dranie.

– A więc „kozioł” mógłby zostać rozpoznany?

– Może właśnie tak, tak się wydaje. Nikt przecież nie widział, jak on naprawdę wygląda. Bo jeśli mamy rację, to przebrał się też za Iskriona, ojca Vinnie.

– Czyli że Vinnie i Vicky to jedna i ta sama osoba – podsumowała Sol.

– Chyba tak – przyznał Kiro. – A co ty o tym myślisz, Armasie?

– Rzeczywiście, to są jej włosy – odparł młody chłopak schrypniętym z przejęcia głosem.

Kiro ciągnął:

– A mnie się wydaje, że Marco bał się, że Vicky i Victoria to ta sama dziewczyna.

– Oczywiście, że tak – kiwnął głową Erion. – Ale Gwiazdeczka nie ma z tym nic wspólnego.

– Przez cały czas mieliśmy do czynienia tylko z dwiema osobami – stwierdził Goram. – Z Iskrionem – kozłem i Vinnie – Vicky.

– Tak, ale na powierzchni Ziemi jest ich więcej. Pamiętajcie, że tych dwoje ukryło się w rakiecie na Grenlandii, lecz tajemniczy samolot przeleciał nad bazą dopiero później. Musi ich być więcej – upierał się Kiro.

– Ale nie tutaj – odparł Erion. – Chodźmy teraz do pomieszczenia kontrolnego Farona.

Po drodze Sol nie mogła powstrzymać się od pełnych oburzenia komentarzy.

– Fuj, co też oni nawyprawiali w tym ze smakiem urządzonym domu Farona. Przecież on jest taki piękny!

– Owszem, piękny, ale daje się w nim wyczuć samotność – odparł bez namysłu Erion.

– Jedna rzecz mnie zastanawia – ciągnęła Sol, gładząc obitą jedwabiem kanapę. – Dlaczego padło akurat na Armasa?

Zatrzymali się. Chłopak wyglądał na niemal obrażonego.

– Och, nie, nie to miałam na myśli – zaśmiała się Sol. – Naprawdę jesteś bardzo przystojny, Armasie, ale mimo wszystko można sobie zadać to pytanie.

– Sądzę, że zależało im na możliwości przeniknięcia do grupy – westchnął Strażnik Góry. – A ja, nadęty dureń, dałem się złapać na ten lep!

– Właściwie to jak nawiązałeś kontakt z tym tak zwanym Iskrionem?

Strażnik Góry cofnął się w czasie o kilka dni i wspominając tamte wydarzenia, opowiadał ze wstydem:

Pewnego dnia ujrzał w pobliżu swego ogrodu prawdziwego Obcego, jednego z tych, którzy wciąż nosili owe dziwaczne maski na twarzy i długie rękawiczki na dłoniach. Cały w bieli, wysoki i przystojny Obcy stał, obserwując gromadkę małp, bawiących się na drzewach – gibbonów, tych o bardzo długich rękach, które potrafią przerzucać się z drzewa na drzewo na zaskakujące odległości. Mężczyźni zaczęli rozmawiać, a Strażnik Góry – w tym momencie nazwał się głupim osłem – wspomniał, że tak trudno jest znaleźć dobrą, przyzwoitą dziewczynę dla syna, który zasługuje, doprawdy, na to, co najlepsze. Potem zaczął wychwalać wszystkie możliwe zalety Armasa.

Wówczas Obcy wyjawił, że ma córkę, trochę nieszczęśliwą, gdyż straciła niedawno ukochanego. Może warto by ich poznać ze sobą? Strażnik Góry od razu zapalił się do tej propozycji, po masce bowiem poznał, że ma do czynienia z prawdziwym Obcym.

– Potem wszystko potoczyło się już prędko, stanowczo za prędko, no a dziewczyna okazała się rzeczywiście śliczna. To prawdziwa piękność.

Goram przysłuchiwał się opowieści Strażnika Góry jakby trochę nieobecny duchem, w końcu jednak wtrącił:

– Wydaje mi się, że oni naprawdę chcieli się przedostać do grupy Poszukiwaczy Przygód i chyba zaczynam się domyślać, dlaczego wybrali Armasa.

– Dlaczego? – rozległo się pytanie zadane przez kilka osób jednocześnie.

– Z dwóch powodów. Po pierwsze, Armas i jego ojciec byli łatwą zdobyczą. Przepraszam, ale musiałem to powiedzieć.

Strażnik Góry, słysząc usprawiedliwienie, zbył je machnięciem ręki.

– To bardzo słuszny wniosek. A drugi powód? Goram tym razem nie był już tak bardzo pewny.

– Czy to możliwe, że my, inni, rozpoznalibyśmy Vinnie? Armas natomiast mógł jej nie poznać?

Popatrzyli na niego z wyczekiwaniem, myśli krążyły po głowach aż huczało.

– Armas rzeczywiście mieszka oddzielnie – przyznał Jaskari, który zwolnił się ze służby w zwierzyńcu. – Lecz przecież uczestniczy niemal we wszystkich szaleństwach naszej grupy. Kto z was właściwie widział twarz tej kobiety?