Austin podziwiał, w jak zręczny Aguirrez potrafił zmienić temat. Postanowił nie odkrywać kart, dopóki nie pozna lepiej swojego gospodarza i nie dowie się, dlaczego niebieski jacht zakotwiczył w pobliżu hodowli ryb Oceanusa.
– Jestem specjalistą od ratownictwa morskiego – odparł. – Pracowałem nad pewnym projektem na Wyspach Owczych. Przyjechałem do Skaalshavn na ryby.
Aguirrez odchylił się do tyłu i wybuchnął śmiechem.
– Przepraszam za złe maniery – powiedział ze łzami w oczach – ale to moi ludzie złowili pana w morzu.
Austin uśmiechnął się z zakłopotaniem.
– Nie miałem w planach zimnej kąpieli. Aguirrez spoważniał.
– O ile dobrze widzieliśmy, na pańskiej łodzi doszło do eksplozji.
– Przewietrzanie komory silnikowej było niewystarczające i zebrały się opary benzyny – wyjaśnił Austin. – Zdarza się to czasem na łodziach z wbudowanym silnikiem.
Aguirrez pokiwał głową.
– Dziwne. Z moich doświadczeń wynika, że takie eksplozje zdarzają się zwykle wtedy, gdy łódź stoi w porcie. Niewątpliwie zranił pana odłamek metalu.
– Niewątpliwie – odrzekł Austin z miną pokerzysty. Dobrze wiedział, że lekarz okrętowy musiał zauważyć, że na jego skórze nie ma śladów poparzeń i ranę spowodowało cienkie ostrze, a nie poszarpany kawałek metalu. Nie miał pojęcia, dlaczego Aguirrez bawi się z nim w kotka i myszkę, ale włączył się do zabawy. – Miałem szczęście, że byliście w pobliżu.
Aguirrez przytaknął z powagą.
– Obserwowaliśmy pańskie wcześniejsze spotkanie z łodzią patrolową i widzieliśmy, że popłynął pan wzdłuż wybrzeża. Kiedy później okrążyliśmy cypel, zniknął pan. Niedługo potem wyskoczył pan z groty morskiej jak wystrzelony z armaty. – Klasnął w wielkie dłonie. – Bum! Pańska łódź w kawałkach, a pan w wodzie.
Austin uśmiechnął się lekko.
– Trafne podsumowanie.
Aguirrez poczęstował go krótkim, grubym cygarem, ale Austin nie miał na nie ochoty. Bask zapalił sam. Ciemne cygaro śmierdziało jak składowisko toksycznych odpadów.
– No więc, mój przyjacielu – powiedział, wypuszczając nosem dym – dostał się pan do grot?
Austin udał głupiego.
– Do grot?
– Na litość boską, człowieku, dlatego tu jestem, szukam grot. Na pewno zastanawiał się pan, co mój jacht robi na tym odludziu.
– Owszem.
– Więc wyjaśnię panu. Dobrze mi idzie w interesach…
– Skromnie powiedziane. Jest pan bardzo bogaty. Gratuluję.
– Dziękuję. Mój majątek umożliwia mi robienie tego, co lubię. Niektórzy wydają pieniądze na piękne młode kobiety. Ja jestem archeologiem amatorem.
– Jedno i drugie hobby jest godne uwagi.
– Lubię towarzystwo pięknych kobiet, zwłaszcza inteligentnych. Ale dla mnie przeszłość to więcej niż hobby. – Aguirrez wyglądał, jakby zamierzał poderwać się z krzesła. – To moja pasja. Jak sam pan powiedział, Baskowie byli wielkimi ludźmi morza. Pionierami rybołówstwa i wielorybnictwa u wybrzeży Ameryki Północnej. Docierali tam dziesiątki lat przed Kolumbem. Mój przodek, Diego Aguirrez, zrobił na tym majątek.
– Byłby dumny, że poszedł pan w jego ślady.
– Bardzo pan uprzejmy, panie Austin. Diego był bardzo odważny i miał żelazne zasady. Naraził się hiszpańskiej inkwizycji. Zwłaszcza jednemu z najbardziej bezwzględnych inkwizytorów.
– I został stracony?
Aguirrez uśmiechnął się.
– Był też bardzo zaradny. Wysłał żonę i dzieci w bezpieczne miejsce. Jestem w linii prostej potomkiem jego najstarszego syna. Diego uciekł podobno jednym ze swoich statków, ale nic nie wiadomo o jego losie.
– Morze jest pełne nierozwiązanych zagadek.
Aguirrez przytaknął.
– Zostawił jednak ślady, które wskazują, że zamierzał znaleźć się daleko poza zasięgiem inkwizycji. Tradycyjna trasa Basków do Ameryki Północnej prowadziła przez Wyspy Owcze. Zacząłem więc iść tym tropem. Zna pan pochodzenie nazwy Skaalshavn?
– To podobno Port Czaszki.
Aguirrez uśmiechnął się, wstał od stołu i wyjął z szafki ozdobnie rzeźbioną drewnianą skrzynkę. Otworzył wieko, wyciągnął czaszkę i wziął ją do ręki jak Hamlet rozmyślający o Joriku.
– Pochodzi z jednej z tamtych grot. Dałem ją do zbadania ekspertom. Ma wyraźne cechy baskijskie. – Rzucił czaszkę Austinowi jak piłkę, zapewne w nadziei, że go zaszokuje.
Austin złapał ją zgrabnie i obrócił w dłoni niczym geograf oglądający globus.
– Może to pański przodek Diego. – Odrzucił czaszkę z powrotem.
– Pomyślałem to samo i zleciłem zrobienie testów DNA. Niestety ten dżentelmen i ja nie jesteśmy spokrewnieni. – Aguirrez schował czaszkę do skrzynki i wrócił do stołu. – To moja druga wyprawa tutaj. Za pierwszym razem spodziewałem się, że groty będą dostępne z lądu. Okazało się jednak, że teren obejmujący jaskinie i port zakupiono na hodowlę ryb. Odnalazłem specjalistę od materiałów wybuchowych, który pracował przy budowie hodowli. Powiedział, że w czasie wysadzania skał, by zbudować magazyn, przebili się do grot. Prosiłem właścicieli, żeby pozwolili mi przeprowadzić badania archeologiczne w jaskiniach, ale odmówili. Próbowałem to załatwić różnymi drogami. Niestety, mimo moich znajomości, nie udało się przekonać Oceanusa. Więc wróciłem tutaj, żeby znów się temu przyjrzeć.
– Jest pan bardzo uparty.
– Ta sprawa stała się moją obsesją. Dlatego interesuje mnie pańska przygoda. Podejrzewałem, że z morza można dostać się do grot, ale wody wokół nich okazały się zbyt niebezpieczne dla naszych łodzi. Pan najwyraźniej znalazł drogę.
– Głupi ma szczęście – odparł krótko Austin.
Aguirrez zachichotał.
– Wątpię, żeby to była tylko kwestia szczęścia. Proszę mi opowiedzieć, co pan tam widział. Przekupię pana dolewką wina.
Strzelił palcami. Wszedł kelner z nową butelką, otworzył ją i napełnił kielichy.
– Łapówka nie jest potrzebna – odrzekł Austin. – Niech pan potraktuje to jako częściowy rewanż za pańską gościnność i doskonałą kolację. – Łyknął wina, napawając się narastającą atmosferą. – Ma pan rację, pod tym łukiem skalnym znajduje się droga do grot. Miejscowi nazywają to wejście Wrotami Syreny. Sieć jaskiń jest bardzo rozległa. Widziałem tylko jej część.
Austin opowiedział szczegółowo o rysunkach na ścianach, ale przemilczał wyprawę na teren hodowli ryb. Aguirrez chłonął każde słowo.
– Podobne obrazy z okresu paleolitu, sprzed dwunastu tysięcy lat, znaleziono na ścianach grot w Kraju Basków – mruknął w pewnym momencie. – Tutejsze rysunki wskazują, że z jaskiń musieli korzystać ludzie z zaawansowanej cywilizacji.
– Takie odniosłem wrażenie. Uważa się, że Wyspy Owcze nie były zamieszkane, dopóki nie osiedlili się tu irlandzcy mnisi i wikingowie. Może historycy się mylą.
– Nie byłbym zaskoczony. Naukowcy nie mają pojęcia, skąd pochodzi mój naród. Nasz język nie ma korzeni w Europie ani Azji. Wśród Basków jest najwyższy na świecie procent ludzi z grupą krwi Rh minus i dlatego niektórzy spekulują, że jesteśmy w prostej linii potomkami człowieka z Cro-Magnon. – Aguirrez uderzył lekko pięścią w stół. – Dałbym wszystko, żeby dostać się do tutejszych grot.
– Widział pan, jak ciepło mnie przyjęli.
– Jak szerszenie, kiedy potrąci się ich gniazdo. Kiedy pan spał, przypłynęli tu z lądu łodziami patrolowymi. Zażądali, by wpuszczono ich na pokład. Oczywiście odmówiliśmy.
– W łodzi, którą widziałem, było paru ludzi z bronią automatyczną.
Aguirrez machnął ręką w kierunku ściany z obrazami.
– Kiedy zobaczyli, że moi ludzie mają nad nimi przewagę ogniową i liczebną, szybko się wycofali.
– Dysponują też helikopterem uzbrojonym w rakiety.
– Moi ludzie pokazali ręczną wyrzutnię pocisków woda – powietrze i przestał nas niepokoić.
Pociski rakietowe i broń automatyczna. Uzbrojenie jak na okręcie wojennym.
Aguirrez jakby czytał w myślach Austina.