Nocci wrócił po chwili z przystojną kobietą w średnim wieku. Przedstawił ją jako Marę Maggi, zastępczynię kustosza. Mara była rudawą blondynką i miała jasną cerę jak z obrazów Botticellego.
Perlmutter uścisnął jej dłoń.
– Dziękuję, że tak szybko znalazła pani dla nas czas, seniora Maggi.
Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
– Nie ma za co. To przyjemność udostępnić nasze zbiory tak znanej osobie. Proszę ze mną. List jest w moim biurze.
Zaprowadziła gości do pomieszczenia z widokiem na ogród klasztorny. Posadziła Perlmuttera przy wolnym biurku. W otwartej drewnianej kasetce obciągniętej skórą leżało kilka kartek pomarszczonego pergaminu. Mara zostawiła mężczyzn samych i powiedziała, żeby ją zawołali, gdyby była potrzebna.
Nocci ostrożnie wyjął pierwszą kartkę.
– Znam hiszpański całkiem nieźle. Jeśli pan pozwoli…
Perlmutter skinął głową i Włoch zaczął głośno czytać. Pełen jadu, nienawiści i żądzy krwi list był litanią oskarżeń pod adresem Basków – między innymi o czarnoksięstwo i satanizm. Jako dowodu użyto nawet odmienności ich języka. Martinez najwyraźniej był obłąkany. Ale w jego bredniach kryło się ostrzeżenie dla młodego króla z rodu Medyceuszy: ograniczenie władzy inkwizycji zagrozi potędze tronu.
– O – powiedział Nocci i poprawił okulary – tu jest ten fragment, o którym wspominałem. Martinez pisze: “Ale najbardziej obawiam się ich skłonności do rebelii. Są przywiązani do relikwii. Mają Miecz i Róg. Przypisują tym przedmiotom wielką moc. To im daje siłę do buntu. Może zagrozić potędze Kościoła i Twojego królestwa, Panie. Jest wśród nich człowiek nazwiskiem Aguirrez, przywódca spisku. Przysiągłem ścigać go choćby na koniec świata i odzyskać relikwie. Obawiam się, Panie, że jeśli nasza święta misja nie będzie mogła trwać aż do wykorzenienia herezji, dźwięk rogu Rolanda wezwie naszych wrogów do boju, a jego miecz zniszczy wszystko, co nam drogie”.
Perlmutter zmarszczył brwi.
– Interesujące. Po pierwsze, według niego relikwie naprawdę istnieją. Po drugie, ma je ten Aguirrez. To potwierdza legendę o śmierci Rolanda.
Zajrzała seniora Maggi i zapytała, czy czegoś potrzebują. Nocci podziękował i powiedział:
– To fascynujący dokument. Czy jest tu coś jeszcze, co napisał Martinez?
– Nie przypominam sobie nic takiego.
Perlmutter splótł palce.
– Martinez robi na mnie wrażenie człowieka bardzo ambitnego. Zdziwiłbym się, gdyby nie prowadził dziennika swoich działań. Byłoby wspaniale, gdybyśmy dotarli do takiego dokumentu. Może jest coś w archiwach państwowych w Sewilli.
Seniora Maggi, słuchając go niezbyt uważnie, czytała kartkę przyczepioną do pudła z innymi dokumentami.
– To lista wszystkich manuskryptów w tym zbiorze. Najwyraźniej poprzedni kustosz zabrał stąd jeden z rękopisów i wysłał do archiwów państwowych w Wenecji.
– Co to za dokument? – zapytał Perlmutter.
– Jest tu określony jako Oczyszczenie z zarzutów człowieka morza. Napisał go Anglik, kapitan Richard Blackthorne. Manuskrypt powinien tutaj wrócić, ale archiwa obejmujące tysiąc lat historii mają ponad dziewięćdziesiąt kilometrów półek, więc czasem coś może się zawieruszyć.
– Bardzo chciałbym przeczytać rękopis Blackthorna – powiedział Perlmutter. – Jutro miałem być w Mediolanie, ale może wybiorę się do Wenecji.
– Chyba nie będzie to konieczne – odrzekła Maggi. Zabrała akta do swojego gabinetu, skąd rozległo się ciche stukanie w klawiaturę komputera. Po chwili Maggi wróciła. – Skontaktowałam się z archiwum państwowym w Wenecji i poprosiłam o odszukanie dokumentu. Jak tylko się znajdzie, zrobią kopię i prześlą przez Internet.
– Serdeczne dzięki – powiedział Perlmutter.
Seniora Maggi pocałowała go na pożegnanie w oba mięsiste policzki. Wkrótce on i Nocci jechali przez przedmieścia Florencji. Zmęczony wydarzeniami dnia Perlmutter zdrzemnął się i obudził w samą porę na kolację. Jedli z Noccim na tarasie. Perlmutter odzyskał apetyt i nie miał kłopotu z pochłanianiem cielęciny i makaronu. Zakończył sałatką szpinakową i deserem ze świeżych owoców. Potem patrzyli na zachód słońca, w milczeniu sącząc ze szklanek limoncello.
Zadzwonił telefon i Nocci poszedł odebrać. Perlmutter siedział w ciemności i rozkoszował się zapachem ziemi i winogron, niesionym przez lekki wieczorny wiatr. Nocci wrócił po kilku minutach i zaprosił go do małego pokoju komputerowego, wyposażonego w sprzęt ostatniej generacji. Widząc zdziwienie gościa, powiedział:
– Nawet taka mała firma jak moja musi mieć najnowsze urządzenia telekomunikacyjne, żeby utrzymać się na światowym rynku. Dzwoniła seniora Maggi – wyjaśnił i usadowił się przed monitorem. – Przeprasza za opóźnienie, ale interesujący pana dokument musieli wydobyć z Museo Storico Navale, muzeum morskiego, gdzie leżał bezużytecznie. Proszę… – Wstał i ustąpił gościowi miejsca.
Solidne, drewniane krzesło zaskrzypiało w proteście pod ciężarem Perlmuttera. St. Julien przyjrzał się pierwszej stronie, na której autor stwierdzał, że jego dziennik to: “relacja niechętnego najemnika w służbie hiszpańskiej inkwizycji”.
Perlmutter pochylił się do przodu, wpatrzył się w ekran i zaczął czytać słowa napisane przed pięcioma wiekami.
22
Ciężarówka z piwem wyjechała zza ostrego zakrętu i kierowca z całej siły wdepnął hamulec, żeby nie uderzyć w poturbowany wrak na szosie. Samochód leżał na boku kilka metrów od krawędzi drogi. Wyglądał tak, jakby spadł z dużej wysokości. Na dnie przepaści dymiły dwa inne wraki. Kierowca wyskoczył z ciężarówki i zajrzał przez szybę do samochodu. Był zaskoczony, że ludzie wewnątrz jeszcze żyją.
Wezwał pomoc przez CB radio. Ekipa ratownicza musiała użyć nożyc hydraulicznych, żeby wydobyć Troutów. Zabrano ich do małego, lecz dobrze wyposażonego szpitala. Paul miał złamany nadgarstek, Gamay doznała wstrząsu mózgu. Oboje byli potłuczeni i posiniaczeni. Spędzili noc na obserwacji, rano ponownie ich zbadano i wypisano. Kiedy załatwiali formalności w rejestracji, podeszli do nich dwaj mężczyźni w pogniecionych garniturach. Przedstawili się jako miejscowi policjanci i zapytali, czy mogliby porozmawiać.
Usiedli w pustej poczekalni i zaczęli wypytywać Troutów o to, co się wydarzyło. Starszy z mężczyzn nazywał się MacFarlane i był klasycznym dobrym gliną. Jego partner, zły glina o nazwisku Duffy, starał się znaleźć luki w ich relacji.
Po odpowiedzi na kolejne podchwytliwe pytanie Gamay popatrzyła na Duffy’ego z uśmiechem.
– Może się mylę, ale mam wrażenie, że jesteśmy o coś oskarżeni.
– Och nie – wtrącił MacFarlane – ale niech pani spojrzy na to z naszego punktu widzenia. Nie wiadomo czemu pojawili się państwo w tym mieście. W ciągu dwudziestu czterech godzin zniknął rybak, z którym się państwo widzieli. Jego łódź też. Potem czterech mężczyzn zginęło w bardzo dziwnym wypadku.
– Jakaś cholernie tajemnicza plaga zgonów – warknął Duffy.
– Powiedzieliśmy panom wszystko – odrzekł Paul. – Byliśmy na wakacjach i wypłynęliśmy w morze z rybakiem o nazwisku Mike Neal, którego poznaliśmy w restauracji portowej. Można to sprawdzić u barmana. Neal szukał pracy i zaproponował nam rejs.
– Dość drogi rejs – zadrwił Duffy. – Stocznia twierdzi, że zapłaciliście za Neala rachunek na prawie tysiąc dolarów.
– Oboje jesteśmy biologami morskimi. Kiedy dowiedzieliśmy się, że rybacy mają problemy z połowami, powiedzieliśmy Nealowi, że chcemy to zbadać.
– Co było dalej?
– Przenocowaliśmy w pensjonacie. Następnego ranka dowiedzieliśmy się, że Neal zaginął wraz ze swoją łodzią. Kontynuowaliśmy naszą podróż, gdy nagle dostaliśmy się między dwóch piratów drogowych w dużych samochodach.
Duffy nie ukrywał sceptycyzmu.
– Z pańskich słów wynika, że tamci faceci chcieli zepchnąć was z drogi.
– Na to wyglądało.
Duffy podrapał się po nieogolonym podbródku.
– Nie bardzo możemy to sobie wyobrazić. Dlaczego mieliby próbować zabić parę niewinnych turystów?