Выбрать главу

Austin był zadowolony, że Mac nie pytał go o szczegóły. Nie lubił kręcić w rozmowach ze starymi przyjaciółmi. MacDougal położył rękę na klamce.

– Zabawne, że wspomniałeś o Arktyce. Tak się składa, że dziś wieczorem jest uroczyste otwarcie wielkiej wystawy kultury i sztuki eskimoskiej. Ludzie mroźnej północy, czy coś takiego. Wyścigi psich zaprzęgów i inne atrakcje.

– Wyścigi psich zaprzęgów w Waszyngtonie?

– Też się zdziwiłem, ale widocznie można to zorganizować. Wybierz tam, to zobaczysz.

– Chyba tak zrobię.

Wychodząc z muzeum, Austin przystanął przy stanowisku informacyjnym i wziął broszurę o wystawie. Nazywała się Mieszkańcy mroźnej północy. Wstęp na uroczyste otwarcie tylko z zaproszeniami. Austin spojrzał niżej i zauważył nazwę sponsora: Oceanus.

Wetknął broszurę do kieszeni i wrócił do swojego biura. Po kilku telefonach załatwił sobie zaproszenie. Popracował trochę nad raportem dla Gunna, potem pojechał do domu, żeby się przebrać. Kiedy mijał półki z książkami w swoim salonie-bibliotece, przesuwał palcami po grzbietach starannie ustawionych tomów. Wydawało mu się, że Arystoteles, Dante i Locke przemawiają do niego.

Wielcy filozofowie zafascynowali go jeszcze w college’u. Miał na to wpływ profesor, zmuszający studentów do myślenia. Później filozofia stała się dla Austina odpoczynkiem od pracy. Pomagała mu też zrozumieć ciemne strony ludzkiej natury. Podczas wykonywania swoich zadań Austin zabijał i ranił przeciwników. Poczucie obowiązku i sprawiedliwości oraz instynkt samozachowawczy chroniły go przed niebezpiecznymi wątpliwościami. Kiedy jednak potem zastanawiał się na słusznością swoich działań, filozofia służyła mu za kompas moralny.

Wziął gruby tom i włączył stereo. Z głośników popłynęły tony saksofonu Johna Coltrane’a. Wyszedł na pomost i usadowił się w fotelu. Przerzucił strony książki i szybko znalazł cytat, o którym myślał od chwili, gdy MacDougal wspomniał o sterowcu “Nietzsche”: Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stal się potworem. A kiedy zaglądasz w otchłań, ona również zagląda w ciebie.

Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń. Czy widział otchłań? A może, co ważniejsze, ona patrzyła na niego? Zamknął książkę, odłożył na półkę i poszedł przygotować się do uroczystości.

24

Nad wejściem do Narodowego Muzeum Historii Naturalnej od strony Mall wisiał wielki transparent z napisem MIESZKAŃCY MROŹNEJ PÓŁNOCY. Żeby nie było wątpliwości co do tematu wystawy, na transparencie wymalowano również postacie w futrzanych parkach z kapturami, pędzące przez śnieżne równiny na saniach zaprzężonych w psy. W tle widniały góry lodowe.

Austin wszedł do rozległej, oktagonalnej rotundy muzeum. Na środku pomieszczenia o szerokości dwudziestu czterech metrów stał wypchany afrykański słoń, szarżujący przez wyimaginowaną sawannę. Stojąca przy tym kolosie dziewczyna wyglądała jak karzełek.

– Dobry wieczór – powitała z uśmiechem Austina i wręczyła mu program. Miała na sobie kopię tradycyjnego stroju eskimoskiego, uszytego z cienkiego materiału. – Witamy na wystawie “Mieszkańcy mroźnej północy”. Proszę wejść tamtymi drzwiami do sali wystawowej i obejrzeć eksponaty. Co dwadzieścia minut w kinie Imax wyświetlamy film o kulturze eskimoskiej. Za piętnaście minut na Mall rozpoczną się zawody harpunników i psich zaprzęgów. Warto zobaczyć.

Austin podziękował i wszedł za innymi gośćmi do sali. W jasno oświetlonych gablotach znajdowały się eskimoskie wyroby artystyczne, rzeźby z kości słoniowej, przybory myśliwskie i rybackie, skórzane ubrania i buty, chroniące przed zimnem i wilgocią w arktycznych temperaturach, oraz sanie, kanu i łodzie wielorybnicze z pni drzew. Z głośników w różnych punktach sali dochodziły smutne, monotonne śpiewy w rytm bębnów.

Rozgadany tłum stanowił typową mieszaninę waszyngtońskich polityków, urzędników i dziennikarzy. Mimo światowego znaczenia, Waszyngton pozostał małym miastem i Austin zauważył znajome twarze. Rozmawiał z historykiem z Muzeum Marynarki, entuzjastą kajakarstwa, gdy usłyszał swoje nazwisko. Między gośćmi przeciskał się Angus MacDougal z Muzeum Lotnictwa i Astronautyki. Wziął Austina za ramię.

– Chodź, Kurt. Chcę, żebyś kogoś poznał.

Zaprowadził Austina do dostojnego, siwego mężczyzny. Przedstawił ich sobie nawzajem. Był to Charles Gleason, kurator wystawy.

– Mówiłem Chuckowi, że interesują cię Eskimosi – powiedział.

– Wolą, żeby nazywać ich “Innuit”, co tłumaczy się jako “Lud” – wyjaśnił Gleason. – Nazwa “Eskimosi”, którą nadali im Indianie, oznacza “zjadaczy surowego mięsa”. Oni sami nazywają siebie “Nakooruk”, czyli “dobrymi”. – Uśmiechnął się. – Przepraszam za ten wykład. Przez wiele lat uczyłem w college’u i stale odzywa się we mnie pedagog.

– Nie ma za co przepraszać – odrzekł Austin. – Zawsze chętnie korzystam z okazji dowiedzenia się czegoś nowego.

– Bardzo pan uprzejmy. Ma pan jakieś pytania na temat wystawy?

– Zastanawiałem się nad sponsorem – odparł Austin. Przeczytał na plakacie, że eksponaty wypożyczyła firma Oceanus i zdecydował się strzelić w ciemno. – Słyszałem, że szefem Oceanusa jest niejaki Toonook.

– Toonook?

– Zgadza się.

Gleason przyjrzał mu się niepewnie.

– Mówi pan poważnie?

– Jak najbardziej. Chciałbym poznać tego dżentelmena.

Gleason parsknął śmiechem.

– Przepraszam, ale nie nazwałbym Toonooka dżentelmenem. To innuicki zły duch. Jest uważany za twórcę i niszczyciela.

– Więc to mitologiczna postać?

– Tak. Innuici twierdzą, że jest w morzu, powietrzu i na ziemi. Każdy nieoczekiwany hałas, na przykład skrzypnięcie lodu pod stopami, tłumaczą tym, że Toonook szuka ofiary. Kiedy wiatr wyje niczym stado głodnych wilków, jest to głos Toonooka.

Austin zmieszał się. Therri podała mu imię Toonooka jako szefa Oceanusa.

– Teraz rozumiem, dlaczego rozbawiło pana moje pytanie. Musiałem coś pokręcić.

– Dla Innuitów sprawa jest prosta – odrzekł Gleason. – Kiedy podróżują samotnie, wszędzie spodziewają się ujrzeć Toonooka. Noszą kościane noże i wymachują nimi dookoła siebie, żeby trzymać go na dystans.

Austin spojrzał ponad ramieniem Gleasona.

– Takie noże, jak tamten w gablocie?

Gleason postukał w szybę, gdzie leżał nóż z ozdobnie rzeźbionym białym ostrzem.

– To bardzo rzadki, niezwykły eksponat.

– W jakim sensie?

– Większość innuickich noży służy głównie do zdejmowania skór ze zwierząt. Ten został zrobiony tylko w jednym celu – do zabijania ludzi.

– Dziwne – powiedział Austin. – Zawsze słyszałem, że Eskimosi są spokojni i życzliwi.

– To prawda. Żyją blisko siebie w trudnych warunkach naturalnych. Wiedzą, że do przetrwania konieczna jest współpraca i dlatego mają wiele rytuałów i zwyczajów zapobiegających agresji.

– Ten nóż wygląda bardzo groźnie.

Gleason przytaknął.

– Innuici ulegają takim samym mrocznym żądzom, jak reszta ludzkości. Tę broń zrobiło plemię, które wyłamało się z pokojowego współżycia. Przypuszczamy, że w czasach prehistorycznych przywędrowało z Syberii i osiedliło się w północnym Quebecu. Gwałciło, rabowało, składało ofiary z ludzi… Aż wreszcie inne wspólnoty zjednoczyły się i przepędziły to plemię, które nazwały Kiolya.

– Nic mi to nie mówi.

– To innuicka nazwa zorzy polarnej, którą mieszkańcy Arktyki uważają za symbol zła. Nikt nie zna prawdziwej nazwy tego plemienia.

– Co się z nim stało?

– Rozproszyło się po Kanadzie. Wielu jego członków trafiło do miast, gdzie ich potomkowie założyli organizacje przestępcze. Głównie zabójstwa na zlecenie i wymuszenia. Niektórzy zachowali dawne zwyczaje plemienne, jak na przykład tatuowanie pionowych kresek na kościach policzkowych, dopóki nie zorientowali się, że policja łatwo może ich rozpoznać.

– Jestem ciekaw, jak się urządza takie wystawy, jak ta.