– Mam nadzieję, że wybaczysz mi to włamanie do ciebie – powitał Austina.
– Jasne. Przecież dałem ci szyfr zamka.
Gunn wskazał szklankę.
– Kończy ci się szkocka whisky Highland – oznajmił z typowym dla niego figlarnym uśmiechem.
– Pogadam o tym z lokajem. – Austin rozpoznał książkę, którą trzymał Gunn. – Nie wiedziałem, że lubisz Nietzschego.
– Znalazłem to na stoliku do kawy. Ciężka rzecz.
Kurt podszedł do baru, żeby zrobić sobie drinka.
Gunn odłożył książkę na bok i wziął ze stolika plik dokumentów.
– Dzięki za raport. Zainteresował mnie dużo bardziej niż dzieła pana Nietzschego.
– Domyślałem się, że tak będzie – odparł Austin i usadowił się ze szklanką na sofie.
Gunn podniósł na czoło grube okulary w rogowej oprawie i przerzucał stronice raportu.
– W takich momentach uświadamiam sobie, jakie nudne prowadzę życie. Naprawdę minąłeś się z powołaniem. Powinieneś pisać scenariusze do gier wideo.
Austin rozkoszował się smakiem ciemnego rumu z dodatkiem jamajskiego piwa imbirowego.
– Nie. Ta historia jest za bardzo naciągana.
– Pozwolę sobie być innego zdania, stary. Co jest naciągane w opowieści o tajemniczej korporacji, która na odległość zatapia statki? Dawno zapomniana jaskinia na Wyspach Owczych z fantastyczną sztuką ścienną… Stwór z filmu Szczęki, przez którego wylądowałeś na tyłku… – Gunn nie mógł powstrzymać chichotu. – Chciałbym to zobaczyć.
– Nie ma już takich rzeczy, jak szacunek dla człowieka – poskarżył się Austin.
Gunn przerzucił kilka następnych stron.
– Lista ciągnie się w nieskończoność. Eskimoskie bandziory polujące na ludzi zamiast na foki… Jest też prawniczka z radykalnej grupy obrońców środowiska… – Podniósł wzrok znad papierów. – Założę się, że ma ładne, długie nogi.
Austin zastanowił się.
– Powiedziałbym, że przeciętnej długości, ale całkiem zgrabne.
– Nie można mieć wszystkiego. – Gunn położył raport na kolanach i przyjrzał się Austinowi. Popatrzył na przekrzywioną muszkę, dziurę na kolanie smokingowych spodni i zdarte buty. – Bramkarz wywalił cię z imprezy w muzeum? Jesteś trochę, hm… wymiętoszony.
– Impreza była w porządku. Ale przekonałem się, że Waszyngton schodzi na psy.
– To nic nowego – odrzekł Gunn. – Mam nadzieję, że nie wypożyczyłeś tego stroju.
– Gorzej – odparł Austin. – To mój własny smoking. Może NUMA kupi mi nowy.
– Pogadam o tym z admirałem Sandeckerem – obiecał Gunn.
Austin zrobił następne drinki, a potem opowiedział o spotkaniu z Marcusem Ryanem i o tym, co wydarzyło się tego dnia. Gunn postukał palcem w raport na swoich kolanach.
– Jaki ma to związek z tym, co tu opisałeś?
– Szefowie Oceanusa rozprawiają się bezlitośnie z każdym, kto wejdzie im w drogę.
– Też tak uważam. – Gunn zamilkł na chwilę i zmarszczył czoło. Potrafił analizować dane jak komputer. W końcu zapytał: – A co z tym Baskiem, Aguirrezem?
– Interesujący facet. To zakryta karta w tym pokerze. Gadałem z kumplem z CIA. Nie wiadomo, czy Aguirrez jest powiązany z separatystami baskijskimi. Perlmutter grzebie dla mnie w historii jego rodziny. Na razie wiem tylko tyle, że to albo baskijski terrorysta, albo archeolog amator.
– Może sam mógłby nam to wyjaśnić. Szkoda, że nie masz z nim kontaktu.
Austin odstawił drinka, wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął wizytówkę, którą Aguirrez dał mu na jachcie. Na odwrocie napisany był numer telefonu.
– No to zadzwoń – powiedział Gunn.
Austin podniósł słuchawkę telefonu i wystukał numer. Był zmęczony po wieczornych wyczynach i nie robił sobie wielkich nadziei.
– Co za miła niespodzianka, panie Austin. Czułem, że jeszcze porozmawiamy – usłyszał znajomy głos.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym.
– Ależ nie.
– Jest pan jeszcze na Wyspach Owczych?
– Nie. Przyjechałem w interesach do Waszyngtonu.
– Do Waszyngtonu?
– Tak, wędkowanie na Wyspach Owczych jest przereklamowane. Czym mogę służyć, panie Austin?
– Dzwonię, żeby podziękować za wyciągnięcie mnie z tarapatów w Kopenhadze.
Aguirrez nie próbował zaprzeczyć, że to jego ludzie przepędzili napastników z kijami, którzy zaatakowali Austina i Therri Weld.
– Ma pan talent do pakowania się w kłopoty, mój przyjacielu – zaśmiał się.
– Większość moich kłopotów ma związek z firmą o nazwie Oceanus. Liczyłem na to, że znów będziemy mogli o tym pogawędzić. I że opowie mi pan, jak postępują pańskie badania archeologiczne.
– Bardzo chętnie – odrzekł Aguirrez. – Jutro rano mam spotkania, ale po południu jestem wolny.
Uzgodnili godzinę i Austin zanotował waszyngtoński adres Aguirreza. Zaczął relacjonować Gunnowi treść rozmowy, gdy znów odezwał się telefon. Dzwonił Joe Zavala. Wrócił z Europy. Rozwiązał problemy z “Sea Lampreyem” i opuścił statek, kiedy “Beebe” został zaproszony przez duńską jednostkę “Thor” do współpracy przy projekcie badawczym na Wyspach Owczych.
– Chciałem cię tylko zawiadomić, że już jestem w domu. Uściskałem moją corvettę i właśnie wybieram się na wieczornego drinka z pewną młodą, piękną damą – powiedział Zavala. – Czy wydarzyło się coś nowego od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni raz?
– Normalka. Dziś wieczorem pewien stuknięty Eskimos ścigał mnie psim zaprzęgiem przez Mall z żądzą mordu w oczach. Poza tym cisza i spokój.
Po drugiej stronie linii zapadło milczenie.
– Żartujesz? – zapytał w końcu Zavala.
– Nie. Rudi jest tutaj. Wpadnij, to wszystkiego się dowiesz.
Zavala mieszkał w małym budynku dawnej biblioteki okręgowej w Arlington.
– Widzę, że muszę odwołać randkę. Będę za kilka minut – obiecał. – Zaczekaj. Masz jeszcze tę flaszkę tequili, którą chcieliśmy rozpić na Wyspach Owczych?
– Jasne, jest w moim worku marynarskim.
– To ją przywieź.
26
Następnego ranka, w drodze do centrali NUMA, Austin wstąpił do Muzeum Historii Naturalnej. W sali wystawowej ujrzał Gleasona. Nie wyglądał na uszczęśliwionego. Nie pozostało śladu po wieczornej imprezie, a gabloty świeciły pustkami. Pozdejmowano nawet wszystkie plakaty.
– To straszne – powiedział Gleason. – Straszne.
– Czyżby zdarzył się pożar? – zapytał Austin.
– Gorzej. Sponsorzy zwinęli wystawę.
– Mogli to zrobić? – zdziwił się Austin i natychmiast zdał sobie sprawę, że to głupie pytanie.
Gleason zamachał rękami.
– Tak, zgodnie z aneksem do umowy. Naciskali nas, żebyśmy go podpisali. Mieli prawo zlikwidować wystawę w każdej chwili i wypłacić nam niewielkie odszkodowanie.
– Dlaczego się wycofali?
– Nie wiem. Firma public relations, która to wszystko załatwiała, wyjaśniła, że tylko wykonuje polecenia.
– A doktor Barker?
– Próbowałem się z nim porozumieć, ale zniknął bez śladu.
– Miał pan bliższy kontakt z Oceanusem niż większość ludzi – powiedział Austin, przechodząc do rzeczy. – Co pan wie o doktorze Barkerze?
– Niestety, niewiele. Więcej wiem o jego przodku.
– Kapitanie statku wielorybniczego, o którym wspominał?
– Tak, o Fredericku Barkerze seniorze. Widział pan wczoraj noże Kiolya. Jeden z nich należał kiedyś do niego. Ma ponad sto lat. Przerażająca broń, ostra jak brzytwa. Od samego patrzenia na nią dostawałem rozstroju żołądka.
– Gdzie mógłbym się dowiedzieć czegoś o kapitanie Barkerze?
– Może pan zacząć od mojego biura. – Gleason obrzucił ponurym spojrzeniem puste gabloty. – Chodźmy. Nic tu po mnie.
Biuro mieściło się w skrzydle administracyjnym. Gleason wskazał Kurtowi krzesło i wziął z półki starą książkę Kapitanowie statków wielorybniczych z New Bedford. Otworzył ją i podsunął Austinowi.
– Wziąłem to z naszej biblioteki z okazji wystawy. Oto kapitan Barker. Wielorybnicy z Nowej Anglii byli twardzi. Wielu zostało szyprami tuż po dwudziestce. Bunty załóg, niszczycielskie sztormy i wrogość krajowców stanowiły dla nich chleb powszedni.