Austin domyślił się, gdzie znajdzie Barkera. Pobiegli z powrotem przez ładownię z rybami i korytarz do pracowni-muzeum, gdzie Austin odkrył Durendala. Nie mylił się – Barker i człowiek z blizną stali pochyleni nad mapą rozpostartą na stole.
Umealiq wyczuł intruzów zwierzęcym instynktem. Podniósł głowę i zobaczył ich. Jego twarz wykrzywiła furia. Barker usłyszał warknięcie swojego człowieka i spojrzał w górę. Po początkowym zaskoczeniu uśmiechnął się. Austin nie widział jego oczu za przeciwsłonecznymi okularami, ale był pewien, że są utkwione w mieczu. Barker podszedł bez słowa do skrzyni, uniósł róg i otworzył wieko.
– No, proszę. Okazuje się, że jest pan nie tylko pasażerem na gapę, lecz również złodziejem.
Zamknął skrzynię, ale przed odłożeniem rogu zerknął na Umealiqa. Tamten odpowiedział ledwo dostrzegalnym skinieniem głowy. Zanim Austin zdążył się ruszyć, Barker rzucił rogiem w Zavalę. Joe schylił się, żeby uniknąć ciosu. Korzystając z zamieszania, Umealiq dał nura za biurko. Potem z kocią zwinnością ukrył się za ciężką sofą. Wyskoczył zza oparcia jak diabeł z pudełka, strzelił na ślepo z pistoletu i zniknął za drzwiami.
– Zatrzymaj go, zanim zaalarmuje innych! – krzyknął Austin. Ale Zavala był już za progiem.
Austin i Barker zostali sami. Na upiornej twarzy Barkera wciąż błąkał się uśmiech.
– Zdaje się, że załatwimy to między sobą, panie Austin.
– Jeśli tak, to już po tobie.
– Odważne słowa. Ale niech pan się zastanowi nad swoją sytuacją. Umealiq zabije pańskiego partnera i za chwilę tymi drzwiami wbiegną uzbrojeni ludzie.
– To ty się zastanów nad swoją sytuacją, Barker – odparł Austin, uniósł miecz i ruszył naprzód. – Wytnę ci to lodowate serce i rzucę na pożarcie twoim zmutowanym potworom.
Barker zakręcił się jak baletnica, chwycił harpun ze ściany i błyskawicznym rzucił nim w Austina z zadziwiającą celnością. Kurt schylił się i harpun utkwił w piersi jednej z mumii. Stojak ze zmumifikowanym mężczyzną w skórzanym płaszczu przewrócił się i pociągnął za sobą fragment poszycia sterowca z napisem “Nietzsche”. Barker porwał ze ściany następny harpun i natarł na Austina z kościanym nożem w drugiej ręce.
Austin klingą miecza sparował cios harpunem, ale odsłonił się przy tym ruchu. Cofnął się przed nożem i nadepnął na róg leżący na podłodze. Potknął się i upadł. Barker wrzasnął triumfalnie i zaatakował. Austin leżał na mieczu i nie mógł go użyć do obrony. Nóż opadł. Austin zablokował nadgarstek Barkera kantem dłoni. Puścił miecz drugą ręką i zaczął odpychać nóż od swojego gardła.
Zaskoczony jego siłą Barker wyszarpnął ramię i znów zadał cios. Austin przetoczył się w bok, zostawiając miecz na podłodze. Nóż przeciął powietrze centymetr od jego piersi. Barker kopnął miecz na bok i ruszył naprzód. Austin cofnął się i oparł o krawędź biurka. Nie miał drogi odwrotu. Przeciwnik był już tak blisko, że Austin widział odbicie swojej twarzy w jego przeciwsłonecznych okularach. Barker uśmiechnął się i uniósł nóż do ciosu.
Zavala wypadł za próg i stanął jak wryty. Spodziewał się korytarza, a zamiast tego znalazł się w klitce niewiele większej od kabiny telefonicznej. Do ściany przymocowana była drabina. Ciasne pomieszczenie oświetlała jedna lampa. Pod nią był stojak z latarkami. Zavala chwycił jedną z nich i poświecił w górę. Wydało mu się, że zobaczył jakiś ruch. Zarzucił karabin na ramię, wetknął latarkę za pas i zaczął się wspinać. U szczytu szybu znajdował się trójkątny korytarz, skonstruowany z połączonych dźwigarów – zapewne fragment kila, który usztywniał kadłub statku powietrznego.
Zavala wstrzymał oddech i usłyszał cichy dźwięk, być może uderzenie buta o metal. Skręcił w boczny korytarz i odkrył, że prowadzi on w górę wzdłuż poszycia zeppelina. Z drugiej strony przywierała do niego ściśle biała powłoka wypełniona gazem. Joe domyślił się, że jest wewnątrz pierścienia połączonego z kilem dla wzmocnienia konstrukcji statku powietrznego.
Zavala miał dobrą kondycję, ale ciężko dyszał, gdy na szczycie zeppelina napotkał następny trójkątny korytarz biegnący przez całą długość statku. Poświecił latarką wzdłuż podpory poprzecznej. Zobaczył ruch i usłyszał w oddali echo ciężkich kroków.
Rzucił się w tamtą stronę. Musiał zatrzymać Umealiqa, zanim dotrze on do gondoli sterowniczej i podniesie alarm. Następne skrzyżowanie poprzecznego korytarza z pierścieniem podporowym. Cisza. Ani śladu przeciwnika. Zavala zastanowił się nad konstrukcją wnętrza statku. Wyobraził sobie tarczę zegara. Korytarz, w którym jest teraz, to godzina dwunasta. Poprzeczne przejście, które widział wcześniej, to godzina ósma. Dla zapewnienia pierścieniom sztywności musi być trzeci poziomy korytarz na godzinie czwartej. Może tam uda się dopaść Umealiqa.
Ześlizgnął się w dół pierścienia. Omal nie krzyknął triumfalnie na widok trzeciego poprzecznego korytarza. Pobiegł w głąb, przystając i nasłuchując przy każdym pierścieniu. Przypuszczał, że Umealiq postara się dotrzeć jak najbliżej dziobu zeppelina, zanim zejdzie kolejnym pierścieniem do gondoli sterowniczej.
Przy trzecim skrzyżowaniu kila z pierścieniem Zavala usłyszał jakiś odgłos, jakby ktoś schodził po metalowej drabinie. Czekał cierpliwie.
Kiedy tuż obok rozległ się ciężki oddech, włączył latarkę. Snop światła padł na Umealiqa, uczepionego drabiny jak wielki pająk.
– Nie ruszaj się! – rozkazał Zavala i przyłożył karabin do ramienia.
Umealiq zatrzymał się i spojrzał w dół na Zavalę z pogardliwym uśmiechem.
– Ty idioto! – krzyknął. – No, dalej! Strzelaj! Podpiszesz na siebie wyrok śmierci. Jeśli chybisz i zamiast mnie trafisz w worek z gazem, sterowiec stanie w płomieniach i obaj z twoim partnerem zginiecie.
Zavala jako inżynier dobrze znał właściwości różnych substancji. Wiedział, że musiałby użyć pocisku smugowego, żeby zapalić wodór.
– I tu się mylisz – odparł. – Zrobiłbym tylko dziurę w worku z gazem.
Drwiący uśmiech zniknął. Umealiq wygiął się na drabinie i wycelował w Zavalę z pistoletu. Huknął strzał karabinowy. Pocisk dużego kalibru trafił Umealiqa w pierś i strącił z drabiny. Zavala cofnął się przed ciałem, które wylądowało u jego stóp. W ostatniej sekundzie życia twarz Umealiqa wykrzywił wyraz niedowierzania.
– Pomyliłeś się jeszcze raz – powiedział Zavala. – Ja nie chybiam.
Kiedy Zavala ścigał Umealiqa, Austin walczył o życie. Znów zablokował nadgarstek Barkera kantem lewej dłoni i zatrzymał opadający nóż centymetr od swojej szyi. Prawą ręką chciał złapać przeciwnika za gardło, ale Barker odchylił się do tyłu. Wyciągniętymi palcami Kurt strącił mu przeciwsłoneczne okulary. Spojrzał z bliska w jasnoszare, wężowe oczy i zamarł na moment, co pozwoliło Barkerowi wyrwać rękę z jego uchwytu.
Austin sięgnął za siebie, szukając rozpaczliwie na biurku przycisku do papieru lub innej broni. Nagle coś go oparzyło. Po omacku dotknął jednej z lamp halogenowych, oświetlających mapę. Chwycił lampę, chcąc uderzyć nią Barkera w twarz. Genetyk zablokował cios, ale poraziło go światło. Zareagował tak, jakby Austin chlusnął mu w oczy kwasem. Krzyknął i zasłonił się ręką. Zatoczył się do tyłu, krzycząc w języku Kiolya. Austin patrzył w oszołomieniu na to, czego dokonał jedną żarówką.
Barker wycofał się po omacku z pomieszczenia. Austin podniósł miecz i ruszył za nim. Chciał dopaść Barkera, zanim dotrze on do gondoli sterowniczej. Z pośpiechu zapomniał o ostrożności. Barker czekał na niego w ładowni z rybami. Zaatakował tuż za progiem. Dźgnął Austina nożem w klatkę piersiową. Austin upuścił miecz i spadł z pomostu na plastikowe pokrywy zbiorników z rybami. Poczuł pod koszulą ciepłą wilgoć.