Rozbitek trzymał w niej jakieś nieprzewodzące ciepła narzędzie. Twoje odczucia, przyjaciółko Murchison, potwierdzają moją diagnozę, ale zarówno ciebie, jak i pozostałych muszę prosić o głośne wyrażenie swego zdania. Czy zgadzacie się, że należy niezwłocznie amputować choremu obie nogi?
— Tak — powiedziała Murchison, która kierowała się przede wszystkim ziemską empatią i pomyślała, że przy podejmowaniu tak trudnej decyzji przyda się Prilicli wsparcie.
Zanim Naydrad zdążyła się odezwać, niespodziewanie rozległo się chrząknięcie.
— Nie lubię oglądać krwawych operacji, zwłaszcza gdy chodzi o moich znajomych, ale tym razem wytrwałem — powiedział nadal widoczny na ekranie Fletcher. — Powód jest prosty.
Brak mi wprawdzie wiedzy medycznej, aby prawidłowo rzecz ocenić, ale obawiam się, że po tym piekle, jakie rozbitkowie przeszli na statku, żadnemu z nich nie uda się z tego wyjść. — Zawahał się i Prilicla odniósł wrażenie, że kapitan szuka właściwych słów, aby powiedzieć coś, co niekoniecznie musi spotkać się z akceptacją. — Dla mnie najważniejszą kwestią jest obecnie pozyskanie informacji o zajściu. Ostatecznie wasi pacjenci próbowali popełnić samobójstwo. Nie znamy przyczyn ich postępowania, a mogą mieć one wielkie znaczenie dla wielu istot zamieszkujących światy Federacji. Tak więc przywrócenie chociaż jednego z nich do stanu, w którym mógłby opowiedzieć nam…
— Przyjacielu Fletcher — przerwał mu Prilicla łagodnie. — Twoje słowa spotykają się z coraz silniejszą reakcją emocjonalną całego zespołu medycznego, który robi, co może, aby nie wyrazić swojego sprzeciwu głośno. Twoje słowa nie pomagają nam. Stan pacjentów jest nadal krytyczny. Może się zdarzyć, że żaden z nich nie przeżyje, o odzyskaniu przytomności nie wspominając.
— Skoro tak, to czemu tym bardziej nie spróbować ocucić któregoś z nich, aby powiedział nam, co trzeba, zanim umrze? — spytał kapitan. — To będzie dla niego trudne, ale ostatecznie wszyscy są kontrolerami i bez trudu zrozumieją wymogi sytuacji.
Prilicla potrzebował dłuższej chwili, aby opanować drżenie wywołane propozycją Fletchera. Udało mu się to tylko częściowo, wobec kończyn, którymi operował, w końcu jednak się odezwał:
— Porozmawiamy o tym w bardziej sprzyjających okolicznościach — rzucił bez zwykłej dla siebie uprzejmości. — Może pan dalej obserwować operację, proszę jednak powstrzymać się od jakichkolwiek sugestii, dopóki nie skończymy naszej pracy.
Kapitan zamilkł, ale pilnie obserwował do końca zarówno przebieg operacji, jak i dodatkowych zabiegów, które trzeba było wykonać u pozostałych pacjentów. Prilicla nie widział jeszcze Ziemianina, który tak długo oddychałby wyłącznie przez nos, wargi trzymając cały czas mocno zaciśnięte. Ale gdy nawet dla największego laika, jakim Fletcher nie był, musiało stać się oczywiste, że działania przy poszkodowanych dobiegły końca, kapitan odezwał się ponownie:
— Doktorze Prilicla, musimy poważnie porozmawiać i jak tylko…
— Kapitanie Fletcher! — powiedziała Murchison lodowatym tonem, chociaż targające nią emocje wcale nie były chłodne. — Doktor Prilicla zakończył właśnie trwającą niemal dwie godziny operację, którą podjął bezpośrednio po długiej i wyczerpującej akcji ratunkowej.
Oficer na pana stanowisku powinien zdawać sobie sprawę z ograniczeń fizycznych typu GLNO, a zwłaszcza z ich skromnych zasobów sił życiowych, co wymaga częstego odpoczynku. Wszyscy zresztą jesteśmy zmęczeni, nie tylko nasz szef… — zamilkła, gdy kapitan uniósł rękę.
— Zdaję sobie sprawę z potrzeb i kondycji szefa mojej ekipy medycznej — stwierdził kapitan zdecydowanym tonem. — Nie dała mi pani dokończyć, a chciałem powiedzieć, że musimy poważnie porozmawiać z doktorem Priliclą, jak tylko odpocznie. I to naprawdę ważne, ponieważ sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, może zmusić nas do zrewidowania naszych zasad etycznych, z etyką lekarską włącznie. Spokojnego snu, doktorze.
Sprawdziwszy raz jeszcze odczyty pacjentów, Prilicla, Murchison i Naydrad udali się na wypoczynek, zostawiając Danaltę w roli dyżurnego. W dzikim świecie zmiennokształtnego istoty wymagające regularnych okresów snu nie miałyby szansy na przetrwanie, zatem dłuższy brak drzemki nie miał dla niego znaczenia. Prilicla zazdrościł mu czasem tej zdolności, chociaż naprawdę rzadko, gdyż lubił odpływać w świat bez świadomych myśli i cudzych emocji, w którym mógł być naprawdę sam ze sobą.
Gdy spał, narządy zmysłów przestawały praktycznie funkcjonować i żadne hałasy, silne światło czy nawet odrażające zapachy nie były w stanie go obudzić. Do tego, tak jak w prehistorycznych czasach, byłby potrzebny silny bodziec fizyczny albo bliskość źródła zagrożenia. Chociaż cinrussańskie sny były krótkie. Subiektywnie nie trwały dłużej niż kilka sekund blasku wypełnionego chaotycznymi wizjami niedawnej przeszłości albo, jak twierdzili bardziej ekstrawaganccy uzdrawiacze umysłu, przyszłości. Niczym płytkie zatoki ograniczały z obu stron głęboki ocean snu.
Podczas marzenia, które nawiedziło Priliclę tuż przed obudzeniem, ponownie ujrzał siebie badającego nieorganicznego rozbitka, ale tym razem otaczała go dławiąca chmura lęku i widział parę dłoni należących do pomagającego mu Ziemianina. Otrząsnął się z tej wizji, uznając ją za zwykły produkt chadzającej swoimi ścieżkami podświadomości, i wybrał w podajniku ulubiony zestaw śniadaniowy. Potem poświęcił kilka chwil, aby zadbać o swój wygląd. Przetarł nasączoną w aromatycznym olejku gąbką głowę, egzoszkieletowy tułów oraz kończyny, chociaż wiedział, że nikt na pokładzie nie zauważy różnicy. Potem połączył się z Danaltą.
Metamorf zameldował, że stan trzech pacjentów nadal jest stabilny i nie rodzi żadnych obaw. Rozbitkowie wprawdzie ciągle byli nieprzytomni, ale odczyty wskazywały na powolną poprawę. Emocjonalne sygnały, odbierane przez Priliclę, w pełni to potwierdzały. Murchison i Naydrad wedle wszelkich znaków nie opuściły jeszcze swoich kabin i zapewne pozostawały pogrążone w głębokim i spokojnym śnie. Mały empata postanowił więc ich nie budzić i stawić czoło kapitanowi bez ich moralnego wsparcia. Świetnie wiedział, że dla Cinrussanina najlepszą formą obrony jest zaskakujący atak z użyciem pochlebstw.
— Przyjacielu Fletcher — zaczął, gdy oblicze oficera pojawiło się na ekranie. — Okazał pan wielką wrażliwość, daleko posunięte zrozumienie i uprzejmość, pozwalając mi wypocząć przed tak ważną rozmową. Zanim jednak przejdziemy do rzeczy, zapewne ucieszy pana, że stan zdrowia trzech rozbitków jest stabilny, a rokowania optymistyczne. Nie odzyskali wprawdzie jeszcze przytomności i nie należy oczekiwać, aby stało się to w ciągu najbliższych godzin, a może nawet dni, ale biorąc pod uwagę ich urazy oraz szok, jakiego doznali, muszę przyznać, że wasze zdolności przetrwania są zaiste imponujące, co pozwala zastanowić się nad podjęciem próby uzyskania od nich najważniejszych informacji. Musimy jednak pamiętać — dodał pospiesznie — że przedwczesne wyprowadzenie ze śpiączki może mieć dwojakie konsekwencje. Zaczną odczuwać ból oraz wywołaną medykacją dezorientację, przez co część danych, jakie uzyskamy, może nie mieć większej wartości, zwłaszcza jeśli chodzi o konkretne kwestie techniczne. Ponadto istnieje ryzyko wystąpienia szoku wtórnego, który może ich zabić, zanim zdążą cokolwiek powiedzieć. Czy jest jeszcze coś poza kwestiami klinicznymi, co chciałbyś ze mną przedyskutować, przyjacielu Fletcher?
Kapitan milczał dłuższą chwilę, aż w końcu westchnął głęboko. Nie trzeba było empatycznych zdolności, aby zrozumieć, że oznaczało to rozczarowanie.
— Doktorze Prilicla — powiedział. — Nade wszystko zależy mi na wyjaśnieniu, co było przyczyną anormalnego zachowania naszych pacjentów. Nie dał mi pan na to szansy, powołując się na wymogi medyczne. Rozumiem, miał pan prawo to zrobić. Ale wciąż musimy to ustalić. Czy może pan podpowiedzieć inny sposób rozwiązania problemu?