Выбрать главу

Tym razem to Prilicla zamilkł na dłuższą chwilę.

— Być może jeszcze się pan nie dobudził, doktorze, pozwolę więc sobie przypomnieć najważniejsze. Przybyliśmy tutaj z powodu trzech sygnałów alarmowych. Dwa z nich mogły nie dotyczyć wezwania pomocy i być tylko błyskiem towarzyszącym użyciu jakiejś broni przez obcy statek. Źródłem trzeciego jednak na pewno była boja alarmowa Terragara, którego załoga za nic nie chciała nas później dopuścić do siebie. Jako statek szpitalny jesteśmy zobowiązani do zameldowania, co znaleźliśmy i jakie podjęliśmy działania. Jeśli uznamy, że sami sobie nie poradzimy, możemy wezwać posiłki. Z przyczyn technicznych nasz raport musi być krótki, ale powinniśmy zawrzeć w nim wszystko, co istotne…

— Przyjacielu Fletcher — przerwał mu spokojnie Prilicla. — Jestem świadom tych problemów oraz ograniczeń związanych z użyciem radia nadprzestrzennego. Z powodu mojego stażu na Rhabwarze samo przypominanie mi o tych sprawach jest bliskie nieuprzejmości. Jeśli jednak interesuje się pan moim stanem, zapewniam, że jestem wypoczęty i w pełni przytomny.

— Przepraszam, doktorze. Chyba wpadłem w pułapkę sarkazmu. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że od naszego przybycia do tego układu minęło już dwadzieścia jeden standardowych godzin, a my nie przekazaliśmy na razie ani słowa, ponieważ tak naprawdę nie mamy nic sensownego do oznajmienia. Musimy jednak się odezwać, zanim wyślą po nas inny statek albo, co wydaje mi się bardziej prawdopodobne, okręt wojenny. Kto wie, czy nie spotka go wtedy los Terragara. Być może mamy tu nieznanego przeciwnika i cała ta zagadkowa sytuacja to nic innego jak początek wojny, inaczej zwanej operacją policyjną. — Przerwał, aby zaczerpnąć powietrza. Gdy znowu się odezwał, był już spokojniejszy. — Potrzebuję pewnych informacji. Choćby skąpych, ale pozwalających na podjęcie jakiejś decyzji. Nawet gdyby miała to być decyzja o objęciu planety bezterminową kwarantanną.

Musimy przekazać coś wiarygodnego, w przeciwnym razie nasi przełożeni uznają, że pogubiliśmy się i mamy zaburzoną ocenę sytuacji. Wówczas też wyślą statek, nawet jeśli powiem, aby trzymali się od nas z daleka. Tak więc co mam przekazać, doktorze?

— Mam pewien pomysł, przyjacielu Fletcher — odparł Prilicla, ciesząc się w duchu, że naprawdę zdołał wypocząć. — Tyle że może to być dla pana trochę ryzykowne.

— Może być ryzykowne, jeśli tylko się opłaci — rzucił kapitan. — Słucham.

— Brak pewnych informacji o naturze obecnego zagrożenia skłonił mnie wcześniej do zgłoszenia wniosku, aby załoga Rhabwara nie kontaktowała się z nami przynajmniej do chwili, gdy ustalimy, że nie chodzi o infekcję czy zatrucie. Ten środek ostrożności nadal obowiązuje, możliwe jednak, że niepotrzebnie, ponieważ nikt z nas nie zdradza żadnych objawów chorobowych, chociaż sam spędziłem wczoraj sporo czasu na wraku, a prawie cała ekipa medyczna nocowała na statku. Jestem pewien, że przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności i przewidzianych w odniesieniu do takich sytuacji procedur odkażających możemy bez dalszej zwłoki przystąpić do badania szczątków Terragara. Jeśli użyto wobec niego jakiejś broni, musiały pozostać po niej jakieś ślady. Podobnie, jeśli czynnikiem destruktywnym był ten tajemniczy obcy. I być może dzięki temu zdobędzie pan dość informacji, aby przygotować poprawny meldunek. A tak czy siak, będą to na pewno informacje dokładniejsze i pewniejsze niż uzyskane od półprzytomnych i obolałych rozbitków. Ma pan jakieś uwagi do tego pomysłu, przyjacielu Fletcher?

Kapitan pokiwał głową i pokazał zęby.

— Trzy. Pierwsza, że powinien pan częściej wypoczywać. Druga i trzecia to zasadniczo pytanie: kiedy i gdzie się spotkamy?

Niecałą godzinę później Prilicla spoglądał na wielkie dłonie kapitana, który brał się do badania obcego obiektu. Nagle przypomniał sobie swój dziwny sen i już miał opowiedzieć o nim oficerowi, ale po namyśle zrezygnował. Fletcher nie należał do osób skłonnych do wysłuchiwania podobnych zwierzeń.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Murchison poinformowała, że stan chorych pozostaje stabilny, i poprosiła o zgodę na uczestnictwo w badaniu obcego, dowodząc, że jej specjalizacja obejmuje wszystkie, również nieorganiczne formy inteligentnego życia. Prilicla rzadko słyszał równie rozbrajające usprawiedliwienia, mające zamaskować zawodową ciekawość, ale nie próbował się sprzeciwiać. Murchison była jego zastępczynią i najprawdopodobniejszą kandydatką na przyszłego dowódcę zespołu medycznego Rhabwara. Poza tym był ciekaw, jak poradzi sobie z całkiem nową dla niej sytuacją.

Dlatego też większość komentarzy do nagrania wygłaszał kapitan Fletcher, Murchison wtrącała tylko czasem jakąś uwagę, Prilicla zaś prawie w ogóle się nie odzywał. Oficer posługiwał się skanerem dostarczonym przez porucznika Chena i używanym normalnie do wyszukiwania usterek w skomplikowanych mechanizmach. Gdy skończył, wyprostował się, położył przyrząd ostrożnie na pokładzie i uśmiechnął się z entuzjazmem.

— Ta istota, maszyna czy inne cudo, jest bardziej zaawansowana technologicznie niż wszystko, co powstaje w obrębie Federacji — powiedział, nie kryjąc podniecenia. — Jej obwody i serwomotory są tak precyzyjne i pomysłowe, że z początku w ogóle nie potrafiłem ich rozpoznać. Nie jest zwykłym urządzeniem, które ktoś z zegarmistrzowską precyzją zmontował z jakichś części. To bardziej wytwór mikrochirurgii, zakładając oczywiście, że nie chodzi tu wręcz o mechaniczną ewolucję. Prześledziłem przebieg kilku peryferyjnych dróg nerwowych. Biegną do centralnej części kadłuba, która kryła chyba narządy będące odpowiednikami mózgu i serca. Pewien nie jestem, bo ta właśnie część została zniszczona przez silny impuls cieplny i radiacyjny. Podobny los spotkał część czujników. Nie wiem, czy był to wypadek, czy skutek działania jakiejś broni, ale jestem przekonany, że owa istota posiadała wysoką zdolność regeneracji i wzrostu i gdyby nie to tajemnicze zdarzenie, mogłaby funkcjonować nieograniczenie długo. Każdy organizm, który jest do tego zdolny, można w praktyce nazwać żywym.

Prilicla chciał zadać istotne pytanie, ale Murchison wypowiedziała je pierwsza:

— Jest pan pewien, że on już nie żyje?

— Spokojnie, proszę pani — odparł kapitan. — Jak może być inaczej, skoro jego serce i mózg zostały spopielone? Poza tym jego muskulatura, czyli serwomotory, została zaprojektowana raczej do prac lekkich. Fizycznie ten stwór nie byłby groźny, chyba że dla doktora Prilicli — dodał z uśmiechem.

Murchison też się uśmiechnęła, dla małego empaty niebezpieczne było bowiem właściwie każde stworzenie większe od ziemskiego kociaka.

— Niepokoi mnie coś jeszcze — dodała. — Widziałam na skanerze, że całe jego wnętrze jest ciasno wypakowane elektroniką, sztuczną muskulaturą i receptorami czujników. Ale skąd taki właśnie kształt?

Fletcher nie odpowiedział, a Prilicla poczuł, że kapitan oczekuje rozwinięcia pytania.

— Robotyka to nie moja specjalność — podjęła Murchison. — Ale czy przy budowie podobnych maszyn nie zwraca się zwykle dużej uwagi na ich funkcjonalność? Sądzę, że to tutaj dałoby się zaprojektować lepiej niż z sześcioma kończynami. Mogłoby mieć znacznie więcej wyspecjalizowanych manipulatorów i czujniki osadzone na całym obwodzie zamiast jedynie w obrębie imitacji twarzy. Gdyby było to organiczne, otrzymałoby klasyfikację CHLI. Wydaje się zresztą, że maszyna jest wzorowana na takiej właśnie istocie. I to mnie zastanawia. Dlaczego techniczna inteligencja miałaby kopiować organiczny wzorzec?