Выбрать главу

— Ale to oznaczałoby pozostawienie tu pana samego — przerwał mu kapitan. — Nie podoba mi się ten pomysł.

— Moja kolejna prośba będzie zależała od moich postępów tutaj. Na razie chciałbym, aby przysłał pan z powrotem przyjaciela Doddsa z przenośnym holoprojektorem i nagraniami ze standardowego zestawu kontaktowego. Nie wyczuwam tu żadnych wrogich emocji, ale jeśli was to uspokoi, porucznik będzie mógł zostać w pobliżu, byle trzymał się z dala od tej sekcji. Nasi gospodarze zdają się lękać Ziemian albo w ogóle wszystkich istot typu DBDG.

— Nie wszystkie istoty humanoidalne to anioły — mruknął Dodds. — Może trafili na jakąś agresywną grupę uczestników wojny etlańskiej…

— Etlańskiej akcji policyjnej — poprawił go Fletcher odruchowo. — Mogą mieć złe doświadczenia związane z tamtym konfliktem albo czymś całkiem innym i kompletnie nam nieznanym. Ale, doktorze, czy chce pan powiedzieć, że jest gotów nawiązać z nimi kontakt?

— Jestem gotów spróbować — odparł Prilicla i przysunął się do drzwi na tyle, na ile tylko było to możliwe w obecności blokującego drogę robota. Zamknął oczy i postarał się oczyścić umysł, aby wyłapać napływające emocje.

Tak jak spodziewał się tego po rozbitku znajdującym się na uszkodzonym statku, najsilniejsze doznania nie były pogodne. Wyczuł ledwie kontrolowany strach połączony z demobilizującą rozpaczą, bólem i troską, które mogły, ale nie musiały wiązać się tylko z osobistymi perspektywami. Ból nie miał postaci charakterystycznej dla głębokiej traumy, chociaż ślady wstrząsu ogólnie były zauważalne, i zdawał się wynikać raczej ze stanu emocjonalnego niż obrażeń fizycznych. Towarzyszyło mu poczucie poważnej straty, ale pośród ciemności dawał się też dostrzec coraz jaśniejszy obszar ciekawości i zdumienia.

Prilicla uznał, że pora przydać sytuacji trochę blasku. Dosłownie.

Opisując głośno wszystkie swoje poczynania i zamiary, zaczął przygaszać i rozjaśniać lampę hełmu, najpierw w ograniczonym stopniu, tak że sam ledwie dostrzegał różnicę, potem stopniowo coraz bardziej zdecydowanie. Nie chciał, aby obcy rozbitek mylnie uznał jego działania za wrogie, zależało mu jednak na sprawdzeniu, czy ktokolwiek go widzi — oczami robota lub dzięki zamontowanym w korytarzu kamerom. Gdy wyczuł pośród napływających emocji dyskomfort, który mógł się wiązać ze zbyt dużym natężeniem rozbłysków światła, przyciemnił trochę reflektor i przeszedł do przekazywania konkretnych sygnałów opartych na uniwersalnym, jak miał nadzieję, języku arytmetyki.

Błysnął lampą raz, odczekał sekundę i błysnął ponownie, aby potem w szybkiej sekwencji błysnął dwa razy. Powtórzył to samo z trzema, czterema i pięcioma mignięciami, aby pokazać, że jest istotą inteligentną, która potrafi dodawać. Zmiana emocji nieznanej istoty, zwłaszcza nagły wzrost zainteresowania połączony z coraz głębszym zaciekawieniem, zasugerowała, że osiągnął swój cel.

Uzyskał pierwszą odpowiedź, musiał jednak dowiedzieć się jeszcze, iloma kanałami komunikacji dysponuje.

— Przyjacielu Fletcher, widziałeś, co właśnie zrobiłem. Chciałbym, abyście powtórzyli teraz całą sekwencję, wykorzystując zewnętrzne oświetlenie Rhabwara, Nie widzę was stąd, prosiłbym więc o informację, kiedy zaczniecie.

— Jasne, doktorze — odparł kapitan. — Potrzeba mi tylko chwili, aby… Już jest.

Tak naprawdę nie musiał nic mówić, rozbitek zareagował bowiem dokładnie tak samo jak podczas pokazu z lampą, chociaż tym razem zaciekawieniu towarzyszyło dodatkowo pewne zniecierpliwienie. Wyraźnie zastanawiał się, co jeszcze zobaczy. Prilicla w zasadzie też.

— Dziękuję, przyjacielu Fletcher. Możesz przestać.

Miał nadzieję, że analogiczny kontakt będzie możliwy także z pokładu statku szpitalnego, i ulżyło mu, gdy przekonał się, że jego domysły były słuszne. W ten sposób inni mieli szansę kontynuować jego próby w czasie niezbędnego dla empaty wypoczynku. Nagle poczuł falę strachu, która zaburzyła jego coraz lepsze samopoczucie. Nawet robot wykonał kilka nerwowych ruchów.

— Co się tam dzieje? — spytał, sam bowiem nie zrobił niczego, co mogłoby uzasadnić podobną reakcję obcego.

— Nic szczególnego — odparł kapitan. — Dodds leci do pana z holoprojektorem. Aby oszczędzić czas potrzebny na załadunek i rozładunek, nie wziął pinasy i korzysta z silniczków skafandra. To trochę nieporęczny sprzęt do takiego transportu, ale porucznik jakoś sobie radzi i powinien właśnie lądować na kadłubie…

— Dodds — odezwał się czym prędzej Prilicla. — Zatrzymaj się. Obcy jest przerażony.

Najlepiej zawróć, aż zdołam ustalić, o co chodzi.

W sumie jednak już się domyślał. Holoprojektor był całkiem niegroźnym urządzeniem, które mogło jednak z powodu swych rozmiarów zostać uznane za broń. Obcy musiał dojrzeć Doddsa lecącego w stronę statku niemal w ostatniej chwili, wcześniej wpatrując się głównie w światła Rhabwara. Najpewniej przeraził się, co sugerowało, że chociaż poszycie kadłuba nadal zasadniczo spełniało funkcje obronne, wnętrze statku było pozbawione podobnej ochrony. Co zasadniczo nie powinno dziwić, bo ostatecznie jeżozwierze też mają kolce tylko na grzbiecie.

Prilicla był nie tylko wrażliwy na cudze emocje, ale posiadał też umiejętności empaty projekcyjnego. Wiedział jednak, że niewiele zdoła z nimi zdziałać wobec istoty ogarniętej niemal panicznym strachem, jeśli najpierw nie uda się usunąć jego źródła. Dlatego oprócz współczucia i sugestii zaufania, które zaczął przekazywać rozbitkowi z intensywnością, jakiej nie miał szans utrzymać dłużej niż kilka minut, spróbował pokazać swoje intencje.

— Zwracam się w stronę, z której przyszedłem, i wykonuję gesty, jakbym coś odpychał albo zagradzał komuś drogę — powiedział do komunikatora. — W tej chwili rozbitek powinien już widzieć Doddsa zawracającego. Chyba zadziałało, poziom lęku spada…

Uspokajał empatycznie obcego, dopóki mógł, w końcu jednak musiał trochę odpocząć. W tym czasie emocje rozbitka wróciły do normy, czy przynajmniej stanu sprzed pojawienia się Doddsa. Nadal jednak obecne było w nich zatroskanie, i to wcale nie wyłącznie o swój los.

Prilicla zawrócił do miejsca, gdzie korytarz się rozdwajał, i skierował do drugich drzwi. Robot podążył za nim i nie próbował przeszkadzać, gdy empata sięgnął do panelu i wstukał sekwencję otwierającą. To, że nie odstępował gościa na krok, mogło oznaczać, że rozbitek nie dysponuje wewnątrz statku żadnym innym źródłem obrazu.

Drzwi otworzyły się, ukazując identyczny korytarz jak ten poprzedni, tyle że spośród wszystkich świateł zapaliły się jedynie dwa i Prilicla musiał wzmocnić blask lampy, aby dojrzeć cokolwiek przez przezroczyste osłony włazów.

— Widzicie? — spytał odruchowo. — Systemy w tej części zostały poważnie uszkodzone.

— Widzimy, doktorze — odpowiedział kapitan, który musiał dołączyć już do Haslama w centrali. — I widać też, że ktoś próbował je naprawiać.

Dwa złącza rur zostały okręcone jakąś metalizowaną taśmą samoprzylepną, ale nie dość mocno, spod uszczelnienia wydobywała się bowiem mgiełka powietrza albo parującej cieczy. Za innymi pokrywami widać było pętle przewodów ze śladami działania wysokiej temperatury. Jedna z nich została wyciągnięta z wnęki. Sterczały z niej cienkie jak włos druty przygotowane najwyraźniej do splecenia. Barwy sugerowały, że chodzi o połączenia z czujnikami na poszyciu kadłuba. Naprawa daleka była od ukończenia.

Prilicla wskazał kilka razy naprzemiennie na rejon uszkodzeń i na robota, potem powtórzył to, tym razem kierując kończynę w swoją stronę. Próbował spytać równocześnie o dwie rzeczy: czy to robot był odpowiedzialny za próby usunięcia awarii i czy Prilicla mógłby pomóc dokończyć tę pracę. Nie doczekał się jednak żadnej odpowiedzi, skierował się więc do drzwi na końcu.