Pierwsze nie dziwi, bo tylko Hudlarianie mogą cenić swoją planetę, natomiast drugie… To tylko przypuszczenie, ale sądzę, że ten statek wyruszył na poszukiwanie nowego lepszego świata. Skoro doleciał aż tutaj i wszedł na orbitę, może to oznaczać, że go znalazł. Kapitan machnął niecierpliwie ręką.
— Ciekawa teoria, ale nie ma żadnego oparcia w znanych nam faktach i nie wyjaśnia, kto ich zaatakował.
Prilicla wolałby nie udowadniać kapitanowi błędów w rozumowaniu, zwłaszcza teraz, gdy byli tak blisko siebie. Zachował więc ostrożność.
— Jest pan pewien? Niech pan pomyśli o charakterze tych uszkodzeń. Jeśli ta rasa jest nowa w próżni, nie korzystała zapewne nigdy wcześniej z boi alarmowych. Przypuśćmy, że znalazła tę planetę, zieloną i niezamieszkaną, a także o wiele ciekawszą od jej świata. W tej sytuacji chciałaby zapewne przekazać jakoś jej koordynaty. Najprościej można to zrobić za pomocą detonacji urządzenia sygnałowego. Nie boi alarmowej, bo przecież nie oczekiwali pomocy, ale czegoś do niej podobnego. Urządzenie nie zostało jednak należycie przetestowane i wybuchło im w twarz. I to właśnie możemy brać za skutki użycia broni.
Terragar zareagował, zanim tu przybyliśmy, i w rezultacie sam musiał użyć swojej boi.
Podsumowując, sądzę, że do uszkodzenia obcego statku mogło dojść przez przypadek i brak doświadczenia.
— To dość fantastyczna teoria — mruknął kapitan — ale też zgrabna. Nie wyjaśnia tylko, dlaczego i robot, i statek są tak mocno chronieni przed fizycznym kontaktem. To sugeruje, że spodziewali się jednak jakiegoś ataku. Jeśli uważa pan, że się mylę, proszę nie owijać w bawełnę.
— To może być czysto automatyczny system obronny — powiedział Prilicla.
Kapitan nie odpowiedział. Zaczynał wątpić w słuszność swoich racji, co zmniejszyło radykalnie przykrą dla empaty irytację wywołaną wcześniejszą krytyką.
— Proszę się zastanowić nad specyfiką tej ochrony — dodał Prilicla. — Bez szkody można dotknąć poszycia statku i korpusu robota gołą ręką albo prostym narzędziem bez elektroniki.
Jeśli założymy, że rasa ta pochodzi z planety o gęstej albo mocno niespokojnej atmosferze, gruba i opływowa powłoka będzie konieczna do przetrwania, tak jak w wypadku Hudlarian.
Jeśli jednak mają tam jakiegoś wroga, może nawet inteligentnego i rozwiniętego technicznie, taki właśnie system obronny byłby idealny do ochrony statku podczas budowy, startu i lądowania. A jeśli jeszcze ten hipotetyczny przeciwnik przypomina zewnętrznie DBDG, sprawa staje się jasna.
Kapitan wydał jakiś nieprzetłumaczalny dźwięk.
— Mamy chyba wielkie szczęście, że nie są uczuleni na przerośnięte kraby, wielkie gąsienice, sześcionogie słonie czy duże latające owady — powiedział. — Ale wracając do naprawy, doktorze. To będzie ciężka praca fizyczna, niewolna przy tym od stresu. W każdej profesji zmęczenie zaburza jakość działań. Jak pan sądzi, ile pan wytrzyma, zanim będzie pan musiał zrobić przerwę na wypoczynek?
Prilicla podał przesadzoną wartość, pewien, że kapitan i tak w myślach znacznie ją obetnie. Potem wrócił do środka i od tej chwili Fletcher mówił już prawie cały czas, nadal próbując dodać empacie pewności siebie.
— …Zanim eksplozja zdarła osłonę z tych przewodów, wiązka składała się z dziesięciu kabli. Obejrzałem je pod powiększeniem i jestem pewien, że mają za mały przekrój, aby przewodzić prąd pod wysokim napięciem. Noszą jednak te same oznaczenia co grubsze kable biegnące pod poszyciem kadłuba, zatem mają coś wspólnego z czujnikami albo łącznością.
Niech to… Naprawdę żałuję, że nie jestem tam z panem. I z odpowiednimi narzędziami.
Proszę nie brać tego za krytykę, doktorze. Świetnie pan sobie radzi.
Prilicla nie zareagował, kapitan bowiem przez ostatnią godzinę kilka razy wygłosił podobną kwestię i zaraz za nią przepraszał. Rzeczywiście wydawało się, że przepełnia go raczej chęć pomocy niż irytacja. Obecnie poszukiwali przede wszystkim końcówek systemu czujników oraz modułów łączności, aby przywrócić kontakt pomiędzy rozbitkami. Istniała poważna szansa, że jeśli im się uda, będzie to najlepszy z możliwych dowód ich dobrych chęci. Prilicla ostrożnie oddzielał kolejne, cienkie jak włos przewody, sztukował je i splatał.
Nagle cofnął ręce, poruszony emocjonalnym sygnałem poszkodowanego członka załogi. Był to znak bardzo przykrych odczuć, które zaraz jednak ustały. Rozbitek potrzebował jeszcze kilku sekund, aby się uspokoić.
— Co się stało? — spytał Fletcher ostro. — Jest pan ranny?
— Nie — odparł Prilicla i dał sobie chwilę na pozbieranie myśli. — Musiałem zetknąć przez przypadek niewłaściwe przewody. To wywołało silny dyskomfort u jednego, a może obojga obcych. I chwilę złości. Emocje były charakterystyczne dla odbioru nazbyt silnego bodźca słuchowego albo wzrokowego. Muszę bardziej uważać.
Kapitan odetchnął głośno.
— Tak. Ale trudno było uniknąć tego błędu, skoro wszystkie przewody z tej wiązki zostały oznaczone tym samym kodem, różniącym się jedynie odcieniem. Ledwie odróżniam je pod powiększeniem, pan jednak — nawet przy doskonałym wzroku — może się łatwo pomylić. Następnym razem proszę pokazać mi wyraźnie kable, które zamierza pan połączyć, i poczekać z działaniem na potwierdzenie, że wszystko się zgadza. Dobrze będzie też osłonić pozostałe nagie przewody podczas natryskiwania izolacji, aby nie ryzykować spięcia. Proszę mi przekazywać wszelkie wątpliwości. Poza tym niech pan działa dalej, doktorze. Już niewiele zostało.
Prilicla pracował nadal, kapitan pomagał mu i dodawał ducha. Nie było już więcej wypadków, niemniej emocje rozbitka w nieuszkodzonej części centrali przybierały na sile.
Nie była to żadna ostra reakcja, ale coraz wyraźniejszy strach połączony z nadzieją. W pewnej chwili Prilicla zaczął odczuwać je wręcz boleśnie, gdy nagle wszystko utonęło w eksplozji żywej radości. Empata zadrżał i przysunął się do wewnętrznych drzwi, przez które wcześniej nie pozwolono mu wejść. Przyłożył stetoskop do nagiego metalu.
— Cały się pan trzęsie, doktorze — powiedział kapitan zaniepokojony. — Nic panu nie jest? Co się dzieje?
— Ze mną wszystko w porządku — odparł Prilicla, starając się odzyskać spokój. — I to bardzo w porządku. Rozbitkowie odzyskali kontakt — zapewne dzięki ostatnio połączonym przewodom. Próbuję wyłapać coś z ich mowy, aby wprowadzić materiał do autotranslatora, ale na razie niczego nie słyszę. Być może nie ma tu dosyć powietrza, aby przenosiło dźwięki, albo rozbitkowie osłonięci są czymś w rodzaju hełmów.
— Niemal na pewno tak jest, bo ciśnienie w ich sekcji cały czas spada — powiedział kapitan. — Jak się teraz czują?
— Obecnie trudno to rozpoznać i określić jednoznacznie, zwłaszcza słowami.
Odczuwają ulgę, podniecenie i radość z przywrócenia kontaktu oraz z powodu informacji, jakie mają sobie do przekazania. Na pewno będą zawierały opis reakcji pierwszego rozbitka na nasze działania i stanu fizycznego drugiego, który moim zdaniem ciągle nie jest najlepszy.
W jego wypadku potrzeba interwencji medycznej staje się coraz pilniejsza. U obu istot występuje również silne i niemożliwe do pomylenia z czymkolwiek innym poczucie wdzięczności.
— Dobrze! — sapnął kapitan. — Skoro odczuwają wdzięczność, musieli zrozumieć, że staramy się im pomóc. Ale czy sądzi pan, że gotowi są już nam zaufać?
Prilicla nie odpowiedział od razu, koncentrując się na obu źródłach emocji, z których jedno było słabe z powodu odległości, drugie zaś — przez wyczerpanie.