Выбрать главу

A może nie chcecie ich zabijać? Może chcecie ich oszczędzić, bo są do was podobni? Przykro mi, ale wydaje mi się, że od początku mieliśmy rację. Nawet pomocny z pozoru druul pozostaje druulem. Rozczarowujesz mnie, Fletcher.

Kapitan pokręcił głową.

— Nasze fizyczne podobieństwo nie ma nic do rzeczy. Na Ziemi też są istoty przypominające ludzi. Ale podczas gdy my rozwinęliśmy inteligencję i ostatecznie zbudowaliśmy cywilizację, one pozostały zwierzętami. Nie są złe, chociaż czasem instynkt skłania je do agresywnych działań i z tego powodu pozostają pod kontrolą. Żyją pod naszą opieką na wydzielonych obszarach, gdzie nie mogą zrobić nam krzywdy. Jeśli druule są specyficznymi myślącymi zwierzętami, które nie umieją opanować instynktu, potraktujemy ich podobnie. Zarządzimy izolację ich świata bez prawa kontaktu z jakąkolwiek inną rasą. Nie podejmiemy się jednak eksterminacji całego gatunku tylko dlatego, że jego wielowiekowy wróg uważa to za konieczność. Możliwe, że ani wy, ani oni nie jesteście zdolni spojrzeć na sprawę obiektywnie. A teraz, jeśli można, chciałbym dokończyć składanie meldunku.

Kapitan opisał obecną sytuację i planowany przebieg akcji ratunkowej, przygotowując na to tym samym rozbitków i uprzedzając ich, czego jeszcze mogą się spodziewać. Keet ponownie nie udało się zachować milczenia.

— Dobrze, Prilicla i ty jesteście chyba w porządku. Ale ci wszyscy obcy, którzy mają się nami zajmować? To nas przeraża. Jasam może jeszcze bardziej się poranić, bo pewnie będzie próbował się bronić. Wolelibyśmy, aby Prilicla wszystkim się zajął. Lubimy go.

— Wszyscy lubią Priliclę — powiedział Fletcher, zerkając na śpiącego empatę. — Jest on jednak fizycznie zbyt słaby, aby samodzielnie wykonać wszystko, co trzeba. Dlatego będzie potrzebował pomocy Doddsa i Chena, dwóch takich samych Ziemian jak ja, którzy zjawią się wyposażeni w narzędzia tnące i przygotują miejsce do wstawienia powłoki ciśnieniowej, pod której osłoną Prilicla będzie mógł uwolnić Jasama i rozpocząć jego leczenie. Chociaż wyglądamy inaczej, przyświecają nam te same cele co Prilicli. Wszyscy chcemy was wyleczyć. W trakcie kuracji poznasz nas lepiej i sama się o tym przekonasz. Chętnie też wysłuchamy twojego zdania, jak możemy pomóc twoim pobratymcom.

Zapanowała długa cisza. Fletcher przeciskał się przez otaczające Jasama rumowisko i zaznaczał, co i gdzie trzeba będzie usunąć, komentując cicho swoje poczynania. Wszystko, co zostało dotąd powiedziane, w tym i rozmowy z Keet, miało się znaleźć w raporcie na temat wypadku Terragara oraz przebiegu pierwszego kontaktu.

— Jasam bardzo się niepokoi — powiedziała Keet nagle. — Lęka się tych istot, które wyglądają jak ty, pracujących w szpitalu na dole. Nie chce, aby go dotykały. Mówi, że prędzej umrze, niż na to pozwoli. Dlaczego nie zabierzecie nas do tego szpitala, który nam pokazywaliście, gdzie jest wielu różnych uzdrawiaczy nieprzypominających druuli?

Kapitan pamiętał, że podczas pierwszego kontaktu należy albo mówić prawdę, albo milczeć.

— Otrzymałem rozkazy pozostania wraz ze statkiem tutaj w celu utrzymania na dystans wszystkich jednostek, jakie próbowałyby zbliżyć się do planety i tym samym mogłyby zostać uszkodzone albo zniszczone w kontakcie z waszym systemem obronnym. Na Rhabwarze jest czteroosobowa ziemska załoga, włączając w to mnie, oraz czworo uzdrawiaczy. Priliclę już poznaliście, on jest szefem ekipy. Patolog Murchison jest ziemską kobietą i wygląda trochę inaczej niż ja. Pozostała dwójka to Kelgianka, która posiada dwadzieścia nóg i jest cała okryta falującym futrem, oraz Danalta, zmiennokształtny, który może wyglądać, jak zechce, i w razie potrzeby przybierze nawet waszą postać, jeśli poczujecie się dzięki temu lepiej w jego towarzystwie. Jest jeszcze trzech Ziemian, którzy dochodzą powoli do zdrowia po odniesionych obrażeniach. Cały zespół medyczny oprócz Prilicli przebywa na dole, zajmując się pacjentami w zorganizowanym specjalnie do tego celu ośrodku. Nikt z nich nie zamierza was skrzywdzić, co obejmuje także rozbitków z Terragara. Poza tym kwestie czysto medyczne to nie wszystko. Uważamy, że poczujecie się lepiej, jeśli będziecie mogli spędzić ten czas w pięknym świecie, który odkryliście dla Trolannów.

Nie doczekał się odpowiedzi, za to na prywatnym kanale usłyszał nagle głos Prilicli:

— Nie śpię już od kilku minut — powiedział empata. — Słyszałem, co mówiłeś, i sam bym lepiej tego nie wyłożył. Dziękuję, przyjacielu Fletcher. Uspokoiłeś Keet, a Jasam, chociaż ciągle półprzytomny, podziela jej odczucia. To będzie dobra chwila, aby wezwać przyjaciół Doddsa i Chena.

Przez następne trzy godziny, podczas których otoczenie Jasama było izolowane za pomocą namiotu ciśnieniowego oraz oczyszczane z wszelkiego złomu, Prilicla był bardzo zajęty, ponieważ działania Doddsa i Chena niewiele się różniły od precyzyjnej operacji chirurgicznej. Gdy skończyli i Jasam znalazł się na noszach wraz z Keet, empata był już tak zmęczony, że z trudem powstrzymywał się od zaśnięcia, chociaż do planowanej chwili udania się na spoczynek zostały mu jeszcze całe cztery godziny. Kapitan, który nie zmrużył oka od dwóch standardowych ziemskich dni, wydawał się w pełni przytomny i bez zwłoki dokończył składany kurierom raport.

— Udało się nawiązać przyjazny kontakt z dwoma trolańskimi rozbitkami, którzy są już gotowi do przeniesienia na Rhabwara i późniejszego transferu do szpitala polowego na powierzchni planety. Jak stwierdził doktor Prilicla, żeńska istota imieniem Keet nie odniosła poważniejszych obrażeń i jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale w wypadku drugiej istoty, męskiej, imieniem Jasam, istnieje poważne zagrożenie wymagające pilnej operacji.

Tutaj rokowania są niepewne. Otrzymaliście już wszystkie ważne materiały, sugeruję jednak pozostanie na dotychczasowych pozycjach w oczekiwaniu na dobre albo złe wiadomości, które napłyną najpóźniej za kilka godzin. Od tej chwili należy oczekiwać, że cała akcja będzie miała wyłącznie medyczny charakter. I nie przewiduję dalszych niespodzianek.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

W szpitalu polowym dni płynęły spokojnie, bez dramatycznych zwrotów, ale rutynowe działania wydawały się szczególnie przyjemne za sprawą atrakcyjnego otoczenia, które nie pozwalało na nudę. Pacjenci byli w dobrym stanie, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, co zawdzięczali w znacznej mierze ordynowanym dwa razy dziennie kąpielom i wylegiwaniu się na plaży.

Tego dnia byli już w szpitalu, a do zachodu słońca została niecała godzina. Niskie światło odbijało się czerwonawym blaskiem na spienionych grzbietach fal, morze przybierało barwę ciemnego granatu. Była to idealna pora na kolejny spacer wokół wyspy. Jedyne, co irytowało Murchison, to nieuniknione towarzystwo zmiennokształtnego anioła stróża.

Nie było żadnego wyraźnego powodu, dla którego musiałaby wracać przed zmrokiem, może poza tym, że przyzwyczaiła wszystkich do niepozostawania na zewnątrz dłużej po zakończeniu dnia. Gdyby więc postąpiła inaczej, reszta grupy mogłaby się niepokoić. Aby uniknąć niepotrzebnego zamieszania, postanowiła przebyć drogę truchtem, z krótkim przystankiem w ulubionej zatoczce po drugiej stronie wyspy, która idealnie się nadawała do pływania.

Zbliżała się już do niej i szpital skrył się za cyplem, gdy słońce zaczęło zachodzić.

Wiedziała jednak z doświadczenia, że powinna zdążyć ze wszystkim przed zapadnięciem całkowitych ciemności. Danalta towarzyszył jej w wodzie pod postacią buszującej między falami i wyskakującej co jakiś czas z wody latającej ryby. Murchison biegła po twardym, wilgotnym piasku z oczami wbitymi w plażę, aby nie nadepnąć na rozrzucone tu i ówdzie białe kamienie, gdy zmiennokształtny wydał jakiś dziwny odgłos i wyskoczył z wody na brzeg. Szybko zmienił postać ze stworzenia morskiego na lądowe i wskazał grubiejącą w rękę płetwą przed siebie.