Podczas rozmowy ze zmiennokształtnym Prilicla wyczuł u Keet narastające zdumienie i nerwowość, ale pacjentka nie przerwała mu i nie zasypała go pytaniami nawet wtedy, gdy skończył. Bez dwóch zdań Danalta przejął się losem przyjaciółki Murchison, co samo w sobie było już niepokojące, gdyż metamorf rzadko się czymkolwiek przejmował. Prilicla przekazał mu kilka sugestii i poleciał na drugi koniec pomieszczenia, aby porozmawiać z coraz bardziej zagubioną Keet, gdy z głośnika rozległ się głos kapitana Fletchera:
— Kurier Jeden, mam dla was uaktualnienie raportu. Planeta pod nami jest jednak zamieszkana przez istoty inteligentne. Należą do fizjologicznego typu GKSD. Charakter zapewne wojowniczy. Technologia rozwinięta, ale bez wykorzystania metali. Porwali patolog Murchison. Według naszych ustaleń nie została jednak przy tym ranna. Obecnie prowadzimy dwie niezależne procedury pierwszego kontaktu. Uszkodzony statek Trolannów oraz cały układ nadal pozostają pod kwarantanną. Brak zgody na bliskie podejście jakichkolwiek jednostek. To tyle, Kurier Jeden, ruszajcie, aby jak najszybciej przekazać te wiadomości.
Kurier Dwa, pozostańcie na nasłuchu. Wyłączam się.
— Prilicla — odezwała się Keet, zanim empata cokolwiek powiedział. — Zrozumiałam każde słowo wypowiedziane przez ciebie i tego niby-druula, ale nie wiem, czy pojęłam, o co chodzi. Czy Jasam i ja jesteśmy w niebezpieczeństwie? Osobiście nie martwię się ubyciem tej Murchison, nawet jeśli waszym zdaniem jest to świetny lekarz, choć wygląda jak druul.
Wcześniej jednak powiedzieliście mi, że ten piękny świat, który odkryliśmy z Jasamem, nie jest zamieszkany. Skąd się więc wzięły te wojownicze pająki? Polecieliśmy w najlepszym, ale i ostatnim naszym kokonie. Nasz lud może już nie dać rady zbudować następnego. Co się teraz z nami stanie?
Skupiony na Murchison Prilicla postarał się uspokoić empatycznie pacjentkę i dopiero potem zaczął wyjaśniać sytuację. Nie powiedział niczego, co nie byłoby prawdą, ale ponieważ miał do czynienia z chorą, starał się podchodzić do sprawy szczególnie optymistycznie.
— Oboje zostaniecie jak najszybciej przeniesieni na powierzchnię planety, gdzie razem z resztą zespołu medycznego zajmę się Jasamem, który pilnie wymaga interwencji chirurgicznej. Pająki zdają się zachowywać wrogo i dopóty się nie dowiemy, dlaczego tak właśnie jest, dopóki z nimi nie porozmawiamy. Jeszcze godzinę temu nie wiedzieliśmy nawet, że istnieją, ale to my jesteśmy obcymi na ich ziemi i wylądowaliśmy tu bez ich zgody. To czasem wystarczający powód do okazania wrogości. Możliwe też, że napotkawszy kogoś zupełnie sobie nieznanego, zapragnęły tylko zaspokoić swoją ciekawość. Nie stanowią jednak dla nas rzeczywistego zagrożenia, ponieważ dysponują technologią, która nie może równać się z naszą. Ale jakkolwiek są prymitywni, to ich dom. Federacja z całą pewnością nie pozwoli, aby Trolannie im go zabrali czy osiedlili się tutaj bez ich jednoznacznej zgody.
— Gdybyśmy tak postąpili, nie bylibyśmy lepsi od druuli — powiedział słabym głosem Jasam.
Prilicla zignorował taktownie jego uwagę, ale ucieszył się, że ten zdołał się włączyć do konwersacji.
— Jest jednak jeszcze wiele innych światów odkrytych przez zwiadowców Federacji, na których na pewno nie ma inteligentnego życia. Gdy oboje dojdziecie do pełni zdrowia i wrócimy razem jednym z naszych statków na Trolann, pokażemy wam ich obrazy, poznacie skład ich wody, powietrza oraz miejscową faunę i florę. Potem przeniesiemy was wszystkich do świata, który wybierzecie.
— I wygubicie druuli, abyśmy mogli odlecieć bezpiecznie? — spytała Keet.
— Żadna z tych istot nie zdecyduje się na eksterminację innej rasy czy nawet innej istoty, chyba że chodziłoby o zdławienie śmiertelnie groźnej epidemii — odezwał się Jasam, odpowiadając za empatę na jej pytanie. — Nie pojmuję, jak im się udało z takim podejściem wspiąć na szczyt drabiny ewolucyjnej.
— Miło mi, że się obudziłeś, Jasamie, i interesujesz się rozwojem sytuacji — zauważył Prilicla. — Nie przemęczaj się jednak. Odpowiedź na twoje pytanie istnieje, ale jest tak złożona, że usnąłbyś ze zmęczenia, nim całą bym ci przedstawił. Pozwól, że teraz ograniczę się tylko do spostrzeżenia, że wszyscy nasi przodkowie, włączając w to moich, przechodzili w swoim czasie różne etapy rozwoju i nie od razu stali się istotami cywilizowanymi. A teraz czy chcecie, abym zostawił was samych, byście mogli swobodnie porozmawiać o swojej przyszłości? Czujniki modułu medycznego nadal będą mnie informować o waszym stanie zdrowia.
Jego słowa wywołały u Keet przypływ żalu. Podobnie, chociaż nieco słabiej, zareagował Jasam. Oboje wiedzieli, jak bliski był śmierci, i być może ta chwila prywatności mogła być ich ostatnią. Zanim jednak zdołali odpowiedzieć, na pokładzie medycznym zadudnił głos kapitana:
— Doktorze, oto najświeższe informacje. Opuszczamy orbitę i schodzimy na poziom morza. Mierzymy w miejsce odległe o trzysta mil od wyspy, po stronie przeciwnej do wybrzeża, na którym wylądowały pająki. Szacowany czas przybycia to dwie godziny.
Wzgórze, za którym się ukryły, osłoni także i nasz dolot do wyspy. Naydrad i dwa serwy będą czekać, aby przejąć rozbitków. Na razie nie mamy nowych wieści od Danalty. Nasze czujniki nie wykryły żadnego ruchu w okolicy trzech statków pająków, możliwe więc, że wszyscy tam śpią. Pan też pewnie ledwie się trzyma na skrzydłach, proponuję więc podobnie zażyć trochę wypoczynku.
— Dziękuję, przyjacielu Fletcher, to dobra rada i natychmiast z niej skorzystam.
Złożył skrzydła i przysiadł na stelażu aparatury medycznej, gdy nagle wyczuł subtelną zmianę w emocjach Keet. Dotąd wszystkie jej odczucia, niezależnie od tego, czy dotyczyły Jasama, druuli czy całej sytuacji, były ostre i wyraziste. Kochała i nienawidziła z tą samą intensywnością. Teraz jednak pojawiła się w niej szczególna miękkość i łagodność.
— Wiem, że nie potrafię odbierać cudzych emocji tak jak ty — powiedziała powoli — ale z twoich słów i twojego zachowania zarówno tutaj, jak i wcześniej, na naszym statku, wnoszę… a właściwie czuję, że nasze dobro, Jasama i moje, naprawdę leży ci na sercu.
Zgadza się?
— Tak — odparł Prilicla, starając się nie zasnąć.
— Na Trolannie takie pytanie byłoby wręcz obraźliwą sugestią aberracji umysłowej, ale tutaj chyba… Czy twoja troska o tę druulowatą uzdrawiaczkę Murchison jest tak samo głęboka jak to, co czujesz wobec nas?
— Tak — powtórzył Prilicla.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Pierwsi weszli jednak na pokład piloci niosący szybowce ze złożonymi skrzydłami.
Zaraz po nich wkroczyła na rampę grupa niosąca Murchison oraz osłaniający ich strażnicy z kuszami.
Patolog zauważyła, że rampa była szeroka i zdumiewająco długa. Sięgała od dziobu aż do suchego lądu. Wydawało się to nieprawdopodobne, ale w głowie Murchison powstało przypuszczenie, że pajęczy marynarze bali się wody.
Wewnątrz statku została przeniesiona korytarzem, który był tak niski, że gdyby nie leżała w hamaku, mogłaby uszkodzić sobie twarz o szorstki, włóknisty sufit. Co jakieś dwadzieścia metrów rozmieszczono migoczące lampy. Woń wydzielana przez płomienie sugerowała, że do ich budowy użyto raczej jakiegoś oleju roślinnego niż ropy naftowej.
Każda lampa pływała w wielkim drewnianym naczyniu z wodą, obok zaś stały po dwa jeszcze większe pojemniki, jeden z wodą, drugi z piaskiem. Murchison pomyślała, że widocznie ognia pająki boją się nie mniej niż wody, a potem przypomniała sobie wszystko, co słyszała o czasach ziemskich żaglowców. Wtedy też bardzo dbano o to, aby ogień nie wymknął się spod kontroli.