pomyślnie, ale dalsze sukcesy będą zależeć od tego, czy nasi rozbitkowie przetrwają drugi kontakt z kolejnym inteligentnym gatunkiem, tym, który porwał patolog Murchison…
— To akurat skończyło się szczęśliwie — wtrąciła się Murchison, spoglądając na moknące na plaży statki pająków. — Przynajmniej na razie.
— Na skutek tamtych zdarzeń jednak mieszkańcy planety wypowiedzieli nam wojnę.
To nie ma nic wspólnego z procedurami kontaktowymi i nasi dowódcy będą bardzo niezadowoleni z tego, co tu zdziałaliśmy. Zwłaszcza ze mnie. Kapitan Kuriera Dwa przekazał mi nawet wprost, że były pomysły, aby wysłać tutaj jeden ze statków kontaktowych, zapewne Descartes’ea, aby zajął się drugą rasą, podczas gdy my nadal pracowalibyśmy z pierwszą.
Wspomniał też o kompletowaniu zespołów specjalistów, które mają rozpracować trolańską technologię oraz przyjrzeć się skutkom pojawienia się technologii kosmicznej na planecie pająków. Ale teraz, gdy Kurier Dwa dostarczy kolejny mój raport, który wyjaśnia dokładnie, na jakim etapie rozwojowym pozostają pająki, w ciągu tygodnia może zaroić się tutaj od jednostek Korpusu.
Kapitan westchnął ciężko. Zapewne dlatego, pomyślał Prilicla, że mówił dość długo, nie robiąc niemal przerw na nabranie oddechu. Ze względu na małego empatę Fletcher starał się panować nad emocjami, które były bez dwóch zdań dość mroczne.
— Przyjacielu Fletcher, nasze zakresy władzy pokrywają się częściowo, co powoduje też równy rozkład odpowiedzialności, w razie gdyby coś poszło nie tak. Ale w tym wypadku kontekst był głównie medyczny. Zaczęło się od ratowania rozbitków z Terragara, potem pojawili się Trolannie, ostatecznie zaś to ja wymusiłem na panu podjęcie obrony naszej stacji.
W ten sposób większa odpowiedzialność spoczywa na mnie…
Napięcie kapitana trochę zmalało, jednak Prilicla czuł narastający w nim sprzeciw. W odróżnieniu od ziemian empata mógł równocześnie mówić i oddychać, nie potrzebował więc specjalnych przerw.
— Doradzałbym przekazanie prawdy, ale nieujawnianie na razie incydentu z przyjaciółką Murchison. Na ile znam diagnostyka Conwaya, to przy jego zaangażowaniu natychmiast by tu przyleciał i…
— Bez wątpienia — powiedziała cicho Murchison.
— …i mocno wszystko skomplikował swoją obecnością — dokończył Prilicla. — Chodzi o to, że Conway ma wystarczającą rangę, aby przybyć tutaj którymś ze szpitalnych statków, chociaż obawiam się też, że i bez niego będzie tu niebawem dość wszelkich jednostek.
Ponadto starczy nam jedna Keet, która martwi się ciągle o Jasama, druga taka para byłaby już ponad moje siły. Wyczuwam, że zgadzasz się ze mną, przyjaciółko Murchison. Co się zaś tyczy reszty raportu, niech będzie dokładny i rzeczowy. Nie wątpię, że ponowi pan w nim ostrzeżenie przed bezpośrednim kontaktem z trolańskim statkiem. No i uświadomi swoim przełożonym, w uprzejmych słowach oczywiście, jeśli kariera panu miła, jak szkodliwe może być wtrącanie się w podobne akcje ludzi dysponujących jedynie relacjami i pozbawionych bezpośredniego wglądu w sytuację.
Kolejne, o czym powinien pan wspomnieć, to druule. Kontakt z nimi będzie o wiele trudniejszy i zapewne niebezpieczny. Ale gdy tylko uda się ich spacyfikować, co może wymagać wojskowej interwencji, Trolannie muszą zostać ewakuowani z tamtej planety zgodnie z procedurami przewidzianymi na wypadek kataklizmu. W późniejszym czasie konieczna będzie jeszcze podobna akcja wobec druuli, którzy mogą się jednak okazać podatni na reedukację i być może pewnego dnia też zostaną członkami Federacji. Może pan również zasugerować, że nasi obecni pacjenci będą w tych działaniach nieocenioną pomocą, zważywszy na to, że zyskaliśmy już ich zaufanie.
— Ale konflikt między Trolannami a druulami nie wymaga natychmiastowego rozwiązania… — zaczął kapitan.
— Oczywiście, że nie — zgodził się Prilicla. — W ten sposób jednak stworzy pan wrażenie, że pana zdaniem chodzi o coś znacznie poważniejszego niż nasza obecna akcja.
Pańscy przełożeni na pewno docenią, że pochyla się pan z troską nad ich przyszłymi problemami, i uznają, że bez wątpienia jest pan na tyle kompetentny, aby samodzielnie uporać się ze wszystkim, co się tutaj dzieje. Jeśli zaś mimo wszystko spróbują nam pomóc, jestem pewien, że przyjaciółka Keet bez trudu dostarczy nam szeregu istotnych informacji na temat trudnego położenia Trolannów. I jeśli za każdym razem, gdy będą chcieli się zająć nami, będą otrzymywać od nas jakiś twardy orzech do zgryzienia, w końcu dadzą sobie spokój.
— A jak przedstawić atak pająków na stację? — spytał kapitan. — Jak uczynić z tego błahostkę?
— Proszę powiedzieć prawdę, tyle że niecałą. Najlepiej będzie zasugerować, że po pierwszych nieporozumieniach kontakt rozwija się pomyślnie.
— Rozwijać to on się i owszem, rozwija, ale na razie wszystko idzie jak najgorzej.
Doktorze, jak na kogoś tak wrażliwego i nieśmiałego, to nader cyniczna i kłamliwa z pana bestia.
— Dziękuję, przyjacielu Fletcher. Miło mi słyszeć, że ktoś mnie tak postrzega.
Murchison i Danalta wydali dźwięki, których translator nie przełożył, Naydrad zaś zjeżyła sierść ze zdumienia, ale nie zdążyli niczego skomentować, na ekranie bowiem pojawiła się twarz Haslama.
— Sir, czujniki meteo podają, że za pięć godzin nadciągnie tu ciepły front, który oczyści niebo — powiedział oficer. — Nastąpi to tuż przed zmrokiem. Za nim przesuwa się obszar wysokiego ciśnienia, co oznacza dwanaście do piętnastu dni bardzo dobrej pogody.
Poza tym zbliża się do nas kolejna flota pająków, również złożona z trzech statków. Sądząc po ich obecnym kursie i prędkości, przejdą przed porankiem trochę na południe od wyspy, aby wylądować po jej drugiej stronie. Czy byłby pan skłonny powrócić na statek?
Było to oczywiście pytanie retoryczne, ponieważ kapitan znajdował się już w połowie drogi do wyjścia.
Jak można się było spodziewać, atak od strony lądu został przeprowadzony dopiero późnym popołudniem następnego dnia. Do tego czasu słońce osuszyło roślinność. Cała sytuacja była na bieżąco przekazywana na ekrany stacji, a kapitan komentował poszczególne etapy akcji. Naydrad przebywała z trolańskimi pacjentami i rozmawiała z Keet. Jasam pogrążony był jeszcze w śpiączce, ale jego stan nie budził niepokoju, Danalta zaś pokazywał sztuczki, aby rozbawić trochę rozbitków z Terragara, którzy narzekali na brak codziennych kąpieli w oceanie. Tylko Murchison i Prilicla śledzili uważnie to, co działo się na wyspie. W pani patolog narastało coraz wyraźniejsze poczucie winy połączone z głębokim niezadowoleniem.
Flota przy plaży otworzyła część otworów wentylacyjnych, ale nie opuszczała na razie ramp. Zdaniem kapitana chodziło o uśpienie uwagi obrońców w sytuacji, gdy główny szturm miał nadejść od strony porośniętego gęstą roślinnością środka wyspy. Pająki nie przypuszczały zapewne, że Rhabwar może wiedzieć o przybyciu drugiej floty. Ostatecznie same nie znały sposobów, aby widzieć cokolwiek na naprawdę duży dystans albo w ciemności, i nie mogły wyobrazić sobie prawdziwych możliwości statku zdolnego wykryć ślady życia w kosmicznym wraku nawet z odległości tysięcy mil. W tej sytuacji dojrzenie ruchu oraz ciepła wydzielanego przez ciała ukrytych wśród listowia istot nie było naprawdę żadnym problemem.
— Nie cierpię takich widoków — rzuciła nagle Murchison. — To inteligentne i dzielne istoty, które przez brak edukacji robią z siebie kompletnych idiotów. Nie włącza się panu tryb boski, kapitanie Fletcher?