Выбрать главу

Nagle coś przygniotło go do ziemi, zatrzymując w pół kroku i unieruchamiając jakby pod wielką szklaną taflą.

— Przepraszam, ale musiałem działać szybko i pewnie nie byłem zbyt łagodny — powiedział Haslam. — Powiedzcie mi, kiedy mam go uwolnić spod wiązki.

Murchison podbiegła bliżej, przystanęła tuż obok granicy pola i pochyliła się, aby się przyjrzeć pająkowi. Zaraz potem obok niej zjawił się Danalta.

— Prawie go pan rozpłaszczył, poruczniku — powiedziała po kilku chwilach. — Może go pan uwolnić. Nie widzę złamań, ale doznał wstrząsu i niedotlenienia i chyba jest nieprzytomny.

— Jest — stwierdził Prilicla, który też do nich dołączył. — Ale nie głęboko.

— Racja — powiedziała Murchison. — Danalta, weź jego broń i pomóż mi przenieść go na nosze. Naydrad, dokończmy wyplątywanie tamtych.

Kilka minut później Prilicla wrócił wraz z Danaltą do drugiego wraku. Uszkodzenie klatki piersiowej mogło zagrażać życiu pilota, ale jego stan wydawał się stabilny, emocje zaś nie wskazywały na bliskie zejście. Z małą pomocą żałośnie słabego empaty Danalta wyłuskał pająka z plątaniny szczątków konstrukcji i przeniósł go na nosze, na wszelki wypadek dodając pasy. Do tego czasu wszyscy pacjenci znaleźli się już w szpitalu.

— Sądząc po akcji naszego samotnego bohatera, ich plan był prosty — powiedział kapitan. Jego twarz widniała już na ekranie, gdy weszli do sali zabiegowej. — Uznali, że skoro nie mogą przebić muru, wykonają desant. Wiedzieli, że nie ma nas wielu, chcieli zatem nas pozabijać, aby potem zniszczyć to coś, co utrzymywało mur. Tyle że to nie był mur…

Wyjąwszy ich niewiedzę, świetnie to sobie pomyśleli…

— Nasz bohater odzyskał przytomność — przerwała mu Murchison. — Naydrad, przytrzymaj mu tors, abym mogła go zeskanować.

Prilicla podleciał bliżej i spróbował empatycznie uspokoić badanego, ten jednak był tak przerażony i zagubiony, że emanował emocjami typowymi dla kogoś, kto oczekuje najgorszego. Chwilowo znajdował się całkiem poza zasięgiem doktora.

Empata zerknął przez okno na pajęczą hordę stojącą ciągle poza tarczą i na krążące szybowce. Nadal czuł bijącą od tych istot nienawiść. Jeśli nie wynikała ona z czystej ksenofobii, winne musiało być coś, co zespół medyczny robił w tej chwili. Albo coś, czego nie robił, ale to oznaczałoby jakieś piramidalne nieporozumienie. Nieporozumienia wynikają jednak w trakcie walki, gdy obie strony kierują się głównie emocjami, nie refleksją.

Spojrzawszy na przerażonego pająka, Prilicla pomyślał, że wojna to okrutna mieszanka niepotrzebnej nienawiści i źle ulokowanego heroizmu.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

— Poza odniesioną przez jednego z pilotów raną klatki piersiowej, spowodowaną przez wyrwany z mocowania dźwigar skrzydła, u pacjentów wydobytych z obu wraków stwierdzono też cały szereg złamań kończyn, ale stosunkowo niewiele obrażeń wewnętrznych — mówiła Murchison, sporządzając potrzebne do dokumentacji nagranie. — Wynika to z faktu, że ich ciała okryte są elastycznym i wytrzymałym egzoszkieletem, który raczej się ugina, niż pęka. Trzech znajduje się w stanie, który na podstawie naszej skromnej wiedzy na temat tego gatunku określiłabym jako poważny, ale nie krytyczny. Jeden, ten, który zaatakował w pojedynkę stację i został przygnieciony wiązką, ucierpiał na skutek niedotlenienia oraz lekkich deformacji kończyn. Jedno i drugie nadaje się do leczenia polegającego na czasowym unieruchomieniu kończyn i odpoczynku. Zasadniczo powinien więc zostać uznany za najmniej pilnie potrzebującego pomocy, ale ponieważ chodzi o całkiem nową dla nas formę życia, za zgodą doktora Prilicli postanowiłam wykorzystać go jako egzemplarz wzorcowy podczas zabiegów na jego ciężej poszkodowanych kolegach. — Przerwała dyktowanie, aby spojrzeć badawczo na Priliclę. — Stan emocjonalny czwartego rozbitka musi być bardzo dokuczliwy dla doktora Prilicli i niewykluczone, że poważnie utrudnia mu pracę. Z tego powodu proponuję utrzymywanie go w stanie farmakologicznej śpiączki, aż nie zaczniemy…

— Czy to będzie bezpieczne? — spytał empata.

— Sądzę, że tak. Wiemy z doświadczenia, że metabolizm, budowa mózgu i reszty układu nerwowego są u wszystkich insektoidów bardzo podobne. Reagują na te same leki przeciwbólowe i środki znieczulające. Będziemy stopniowo zwiększać mu dawkę, aż natrafimy na właściwą, i potem będziemy mogli zastosować ją wobec pozostałych.

— Działaj zatem, przyjaciółko Murchison. I dziękuję.

Strach, nienawiść i obrzydzenie właściwe pająkowatemu zaczęły stopniowo słabnąć, przechodząc w łagodną emanację typową dla umysłu, który nie był już dłużej zdolny do inteligentnej refleksji. Co dziwne, to samo działo się z szumem emocjonalnym dochodzącym z zewnątrz. Głos kapitana wyjaśnił przyczynę tego stanu rzeczy.

— Słońce zachodzi i pająki wracają na statki — powiedział, a Prilicla odczuł ulgę. — To samo dotyczy szybowców. Atak dobiegł końca. Zachowujemy czujność na wypadek nocnego napadu, ale chwilowo wyłączamy pole, aby oszczędzać energię.

— Jeszcze trochę, a będziemy musieli operować przy świeczkach — rzuciła gniewnie Naydrad.

— Pacjent numer cztery pozostaje nieprzytomny — powiedziała Murchison. — Nie ma żadnych znaków, aby źle reagował na środek znieczulający. Czy wyczuwa pan jakieś jego emocje, które sugerowałyby coś przeciwnego?

— Nie, przyjaciółko Murchison. Zajmijmy się zatem pacjentem, który najbardziej potrzebuje pomocy. Przyjaciółko Naydrad, czy pacjent numer jeden jest gotowy?

— Gotowy od zawsze — odparła pielęgniarka, falując futrem. — Unieruchomiłam jego kończyny z nieuszkodzonej strony, ale poza tym niczego więcej nie robiłam. Jestem lekarzem, nie cieślą.

Ja też, pomyślał Prilicla. Podszedł do leżącego na stole operacyjnym pilota i spróbował przekazać mu sugestię spokoju.

— Musimy obciąć, wygładzić i wyjąć ten kawałek drewna, który przebił pancerz pacjenta, po czym odtworzyć uszkodzony fragment zewnętrznego szkieletu. W pewnym sensie to rzeczywiście będzie robota stolarska. Zaczynajmy.

Uderzenie, które oderwało skrzydło od kadłuba, wbiło złamany dźwigar w podbrzusze pilota. W jego ciele przemieścił się on ku górze, aż dotarł do grubego pancerza grzbietowego, przebił go i wysunął się na kilka cali na zewnątrz. Wcześniej jednak pancerz stawił na tyle duży opór, że drewniany dźwigar wygiął się i pękł niczym kość przy złamaniu podokostnowym, zwanym też złamaniem zielonej gałązki. Tyle że tutaj stało się to pośród miękkich narządów wewnętrznych i proste wyciągnięcie kawałka konstrukcji, który był nie dość że nadłamany i pełen drzazg, to jeszcze oklejony resztkami płótna z poszycia szybowca i opleciony linkami naciągowymi, musiałoby spowodować więcej zniszczeń niż pierwotny wypadek.

Wystający z pancerza kawałek zostawili na później. Badanie skanerem ujawniło, że drewno tak ciasno wpasowało się między narządy wewnętrzne, że zatamowało niemal całkowicie upływ krwi z przerwanych naczyń. Tym samym mogło poczekać, aż uda się zoperować bardziej poszkodowaną okolicę brzucha.

Prilicla zaczął od chirurgicznego powiększenia rany wlotowej, aby dać Danalcie więcej miejsca do pracy. W tym wypadku czas był ważniejszy niż unikanie dodatkowych cięć. Ostrożnie przesunął laserowe ostrze do miejsca, gdzie dźwigar wygiął się i pękł.