— Zamilcz, wędrujący w chmurach — powiedziała Irisik. — Zapominasz o szacunku, jaki jesteś mi winien. Zamilcz albo odgryzę ci głowę.
— Obiecanki cacanki — mruknął pilot.
Prilicla nie posiadał się z radości. Sądząc po emanacji emocjonalnej Irisik, rzeczywiście przeprosiny były dla niej sporym problemem, ale się na nie zdobyła. Przyszła pora, aby włączyć się do rozmowy i zacząć wyjaśniać im zasady prawne Federacji. Oraz prawdę o ich obecnej sytuacji, która mogła się okazać dla nich nad wyraz bolesna. Gorsza zapewne nawet niż perspektywa skończenia w rondlu. Pajęczyca jednak już się zdecydowała, a sądząc po panujących na oddziale emocjach, dialog rozwijał się w pożądanym kierunku.
Wleciał powoli do pomieszczenia, gdy nagle komunikator przemówił głosem kapitana.
Bardzo przejętym głosem.
— Doktorze, już tu są. Nadciągnęły ciężkie siły. Trzy krążowniki Korpusu Kontroli, statek kontaktowy Descartes i flagowiec komendanta sektora Vespasian. Komplet, można powiedzieć. Komendant rozumie nasze położenie, ale stwierdza z żalem, że nie może narażać sukcesu kontaktu z Trolannami i nie dozwoli na ryzykowanie ich życia podczas nieudanego kontaktu z Crextikami. Oni, i jeszcze do tego my, to byłaby zbyt wielka ofiara. Mówi, że to była trudna decyzja, ale musiał ją podjąć. Mamy zapakować się zaraz do Rhabwara, ostrzec pająki i czym prędzej startować.
Prilicla zachwiał się w powietrzu, ale zaraz uspokoił lot.
— W tej chwili nie byłoby to pożądane, przyjacielu Fletcher. Przekaż, proszę, komendantowi, że nasz drugi kontakt przebiega pomyślnie i że wszedł obecnie w decydującą fazę, dlatego nie należy go przerywać pospieszną ewakuacją. Przypomnij mu też, że to przede wszystkim medyczna akcja, ze wszystkimi tego implikacjami.
— Przecież nie mogę tak rozmawiać z komendantem sektora!
— To tylko kwestia dyplomacji — powiedział Prilicla i poleciał dalej.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Prilicla wpadł na oddział i zawisł pomiędzy rzędami pacjentów. Został zauważony, ale też zignorowany. Uznał jednak, że wobec tego, o czym rozmawiały właśnie Keet i Irisik, jego sprawa może chwilę poczekać.
— Wydaje się, że myliłam się mocno w mojej ocenie sytuacji — mówiła Irisik. — Nasi będą bardzo wdzięczni, gdy się dowiedzą, co dla nas zrobiliście. Ale ci uzdrawiacze to dziwne istoty. Nie nieprzyjazne, mimo to budzą lęk. Nie wiem, jak długo potrwa, zanim ich polubimy i czy kiedykolwiek się to uda…
— Doktorze Prilicla — odezwał się kapitan. — Komendant sektora odrzuca pana sugestię i nakazuje natychmiastowy powrót całego zespołu medycznego oraz rozbitków na Rhabwara.
Mamy ostrzec Crextików, aby usunęli się stąd przed naszym startem, a potem startować, czy zrobią to czy nie. Przykro mi, doktorze. Proszę natychmiast rozpocząć ewakuację.
— Przyjacielu Fletcher, proszę zwrócić się do komendanta… — w tej chwili jeden z dawców zapisów Prilicli, prostolinijny Kelgianin, przepchnął się do przodu i dokończył kwestię: —…właśnie zaczęliśmy się dogadywać, proszę więc przekazać komendantowi Dermodowi, aby trzymał się z dala od mojego futra!
— …mówicie, że wasza planeta jest zatruta i umiera, i dlatego zostało was tak niewielu.
Tutaj jest wiele wysp, szczególnie na morzach blisko polarnego kontynentu, gdzie wysokie fale i silne prądy czynią żeglugę niebezpieczną, ale my, z tymi wszystkimi maszynami, moglibyśmy zrobić z nich użytek. Dlaczego więc mielibyście szukać nowego i lepszego świata, skoro moglibyście osiedlić się tutaj? Bardziej nas przypominacie niż pozostali z ekipy, tak że nawet najbardziej nieśmiali nie mieliby problemu z uznaniem was za dziwnych, ale pomocnych sąsiadów. Jest was za mało, abyście mogli nam zagrozić, a wasza wiedza jest zbyt cenna, aby marnować ją, zachowując się wobec was niewłaściwie…
— Nikt nie zabija kury znoszącej złote jajka — zauważył na boku jeden z rozbitków z Terragara.
Prilicla cieszył się, że kontakt rozwija się aż tak pomyślnie, czas jednak uciekał i należało czym prędzej sprowadzić Irisik na ziemię.
— Gdyby był to dla was problem — perorowała dalej dziewczyna wodza — byłby i dla nas, gdyby sytuacja się odwróciła. Pomyślcie o tym jak o opłacie dzierżawy albo po prostu wymianie. Wiedza za spokojne i miłe miejsce do życia. Z czasem nauczylibyśmy się w pełni rozumieć się nawzajem i zaufalibyśmy sobie, a jeszcze później nauczylibyście nas, jak wydobywać metale zalegające pod powierzchnią naszej planety, budować z nich maszyny i może pewnego dnia my też weszlibyśmy na sieć rozpiętą między gwiazdami…
— Doktorze! — odezwał się ponownie kapitan. — Proszę spojrzeć na ekran. Wszystkie statki Crextików wypuszczają szybowce, wojownicy schodzą na ląd. Proszę zbierać zespół i rozbitków na Rhabwara. Natychmiast, doktorze!
Prilicla zerknął na monitor, który ukazywał pająki wylewające się z najbliższego statku i ustawiające w głębokiej na trzy szeregi formacji. Szybowce krążyły w kominach termicznych nad rozgrzaną plażą. Był jednak prawie pewien, że atak nie nastąpi za chwilę, ale dopiero po przybyciu reszty oddziałów.
— Przyjacielu Fletcher, gdybyś słuchał naszej rozmowy, wiedziałbyś, ile już osiągnęliśmy.
— Całej nie słuchałem, jesteśmy zbyt zajęci przygotowaniami do startu, ale od początku przekazuję ją na Vespasiana. Nie zdążymy zwinąć budynków i większego sprzętu, pakujcie się więc od razu na pokład.
— To byłaby zbrodnia, przerywać w takiej chwili — powiedział Prilicla. — Nie sądzę też, aby Trolannie byli zachwyceni widokiem spalonych statków i setek marynarzy zmienionych w popiół z powodu ratowania kilkorga pacjentów i lekarzy…
— Więc jednak zostaniemy zabici — zaczęła Irisik, a jej złość okazała się silniejsza od rozczarowania i strachu. — Okłamałeś nas.
— Teraz chyba sam już rozumiesz, przyjacielu Fletcher, że nasza rozmowa toczy się przy pacjentach. Naydrad, każ robotom przemieścić nosze z Ziemianami i Trolannami na Rhabwara. Połącz mój translator z zewnętrznymi głośnikami statku. Crextikowie i ja wyjdziemy na zewnątrz i spróbujemy dać temu ich Krititkukikowi trochę do myślenia.
Murchison, Danalta, wpakujcie resztę pająków na nosze i podeślijcie mi ich na zdalnym sterowaniu, potem pomóżcie Naydrad.
— Nie — powiedziała Murchison z szacunkiem i odrobiną buntu.
Spojrzała na zmiennokształtnego, który kiwnął górną połową ciała, że jest tego samego zdania.
— Zostajemy z panem.
— I ja też — dodała Keet.
Po sile ich emocji poznał, że nie zdoła wpłynąć na tę decyzję. Jak to dobrze, pomyślał, że istnieje coś takiego jak niesubordynacja. Kapitan był jednak innego zdania, przeszedł bowiem od słów uprzejmych do trochę innych.
— Całkiem pan zwariował, doktorze? — spytał ze złością. — I na dodatek nie panuje pan nad swoim zespołem! Proszę wyjaśnić sytuację naszym pajęczym pacjentom i nakłonić ich, aby jak najszybciej udali się do swoich i przekazali, co się stanie, jeśli wszyscy nie odpłyną.
Tarcza została wyłączona, aby zasilić systemy startowe…
Prilicla przyciszył głos w słuchawkach i zwrócił się do Crextików:
— Nie mamy zamiaru zjadać was ani robić wam krzywdy — powiedział z mamroczącym kapitanem w tle. — Macie wybór. Możecie schronić się wraz z innymi rozbitkami w naszym statku albo pójść ze mną do waszych przyjaciół i spróbować przekonać ich, że mówię prawdę.