Выбрать главу

Prilicla odpowiedział na podstawowe teraz pytanie, jeszcze zanim kapitan zdążył je zadać:

— Nadal są w środku, przyjacielu Fletcher, ale nieprzytomni i bliscy śmierci. Musimy czym prędzej do nich zejść.

— Przykro mi, doktorze, ale to jeszcze niemożliwe — odparł Fletcher. — Czujniki pokazują, że zewnętrzny kadłub jest nadal zbyt gorący, aby ktokolwiek mógł się do niego zbliżyć, o ratowaniu rozbitków nie wspominając. Haslam, zanurz ich ponownie, tym razem na dziesięć minut.

Statek znowu zniknął, ale woda nad nim nie zawrzała już tak silnie, pojawiło się tylko sporo pary. Gdy Terragar pojawił się znowu na powierzchni, był już tylko ciepły, nie gorący, i tym samym nie stwarzał zagrożenia dla ekipy ratunkowej. Emocje ofiar zaś pozostały te same.

— Jakie instrukcje, doktorze? — spytał kapitan.

Bez dwóch zdań uznał, że sytuacja nie wymaga już militarnego podejścia, i zamierzał przekazać dowodzenie kierownikowi personelu medycznego.

— Proszę przesunąć wrak w kierunku plaży, przyjacielu Fletcher, i złożyć go w wodzie, która nie będzie dla nas za głęboka, ale pozwoli na dalsze schładzanie kadłuba. Wyruszymy z czterema samobieżnymi noszami, podczas gdy przyjaciółka Murchison pozostanie na pokładzie, aby dopilnować rozładowania i rozłożenia naszego szpitala polowego. Pokład medyczny zamierzam przeznaczyć dla ewentualnych rozbitków ze statku obcych. Gdy tylko będzie to możliwe, proszę przetransportować szpital, przyjaciółkę Murchison i wybrane przez nią wyposażenie na brzeg, nie dalej jednak niż trzysta metrów od wraku. Gdyby musiał pan wystartować albo podjąć jakiekolwiek inne manewry, proszę nie zbliżać się potem do wraku ani szpitala na odległość mniejszą niż wspomniane trzysta metrów, chyba że otrzyma pan inne instrukcje.

Kapitan był wyraźnie zdumiony, a odczucie to podzielała również reszta załogi.

— To dość niezwykłe zarządzenie, doktorze. Sądzę, że przesadza pan ze środkami ostrożności. To przecież tylko pozbawiony zasilania i mocno zdekompletowany wrak.

Prilicla nie odpowiedział od razu. Wygłoszenie zdecydowanego i jednoznacznego protestu kosztowało go wiele wysiłku, nawet jeśli nosił w głowie hipnozapisy przygotowane przez znacznie bardziej asertywne jednostki niż on.

— Gdy podeszliśmy do nich na orbicie, zużyli ostatnie rezerwy mocy, aby się od nas odsunąć — powiedział w końcu. — Woleli zginąć, niż pozwolić nam wejść na pokład. Mimo to zespół ratunkowy niebawem do nich dotrze. Oczywiście zachowamy ostrożność, ale dopóki nie odkryjemy przyczyn tak niezwykłego zachowania załogi, dopóty Rhabwar ma trzymać się od niej z daleka.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Blask słońca wpadał do wnętrza kadłuba przez poszarpany otwór po osłonie centrali.

Odbarwione przez wysoką temperaturę tablice przyrządów, których woda nie zdołała wymyć, były martwe i niczego nie pokazywały. Szczątki czterech foteli były puste, a ściekająca powoli między ich wspornikami woda znikała w szczelinach pokładu. Statek jednak nie był martwy. Prilicla wyczuwał na nim oznaki życia, chociaż nie potrafił go jeszcze zlokalizować.

Emocje reszty zespołu były chwilowo zbyt silne.

— Naydrad, Danalta, uspokójcie się, proszę — powiedział naglącym tonem. — Zaburzacie odbiór.

Po chwili wskazał na grupę czterech wysokich szaf przymocowanych do przedniej grodzi. W jednej gorąco wypaczyło drzwi, które uchyliły się lekko, a pozostałe żar zapiekł chyba na dobre. Były to standardowe schowki na skafandry kosmiczne, które w tym wypadku posłużyły za schronienie załodze — miały bowiem dodatkową izolację termiczną.

Prilicla zastanowił się nad tym fenomenem. Z jednej strony obsługa Terragara gotowa była na śmierć, z drugiej — zrobiła wszystko, co mogła, aby pozostać przy życiu.

Naydrad rozcięła szybko palnikiem drzwi szafek. Jedna tylko była pusta, ale Prilicla pamiętał, że jeden z członków załogi już wcześniej udał się na dziób, aby ręcznie uruchomić napęd. We wraku panowało jednak teraz zbyt wielkie zamieszanie, aby ustalić położenie zaginionego. W dodatku empata odbierał jeszcze czyjąś emanację emocjonalną, tyle że tak słabą, iż trudno było orzec jednoznacznie, czy to rzeczywisty ślad, czy może tylko wywołana silną nadzieją na odnalezienie rozbitka autosugestia. Teraz jednak nie było czasu na dalsze poszukiwania, ponieważ odnaleziona właśnie trójka wymagała pilnej pomocy. Naydrad i Danalta wyłuskiwali już ich z szafek. Wizjery hełmów mieli tak zaparowane, że nie dało się przez nie nic dojrzeć, a metalowe części skafandrów nadal parzyły.

— Ułóżcie ich w noszach — powiedział Prilicla, przysuwając się bliżej i dotykając ich kolejno jedną z górnych kończyn. — Potem zdejmijcie z nich kombinezony i całe ubranie.

Przyjaciółko Murchison, czy odbierasz obraz poszkodowanych i czy jesteś gotowa na ich przyjęcie?

— Tak — odparła pani patolog. — Rhabwar przeniósł mnie już wraz ze szpitalem i ludzkim zestawem do leczenia oparzeń na wyspę. Znaleźliśmy miejsce tuż powyżej linii przypływu. Aż do teraz byłam zbyt zajęta, aby zauważyć, że ta planeta ma księżyc i że występują na niej pływy. Za piętnaście minut będę mogła się nimi zająć. Macie wstępne podsumowanie?

Prilicla przeleciał powoli nad trójką Ziemian. Skafandry już zniknęły, a po ubraniach zostały tylko niewielkie, starannie wycięte, płatki materii, które wtopiły się w skórę pod wpływem gorąca. Rozbitkowie byli głęboko nieprzytomni i nie doznawali żadnych emocji, ale sama świadomość, ile musieli wycierpieć, zachwiała skrzydlatym empatą. Nawet w szpitalnej kuchni głównego dietetyka Gurronsevasa zdarzało mu się widywać mniej wypieczone dania.

— Wszyscy trzej ucierpieli na skutek udaru cieplnego i zaawansowanego odwodnienia — powiedział chłodnym tonem klinicysty. — Bez wątpienia musiało dojść do awarii systemów chłodzących skafandrów, najpewniej na skutek przeciążenia, wszystko jednak zdaje się świadczyć o tym, że układy odmówiły posłuszeństwa dopiero pod koniec lotu. W przeciwnym razie żaden z nich nie miałby szansy przetrwać. Rozpoznaję miejscowe oparzenia powierzchniowe oraz głębokie, przenikające zapewne do dwóch centymetrów, zwłaszcza w miejscach, gdzie metalowe usztywnienia skafandra stykały się z odzieżą, oraz na głowach. Te ostatnie powstały zapewne w chwili, gdy po utracie przytomności rozbitkowie nie mogli utrzymać czół z dala od rozgrzanych powierzchni hełmów. Oparzenia trzeciego stopnia występują także na rękach, nogach i szyi oraz otaczają tułowia rannych w pasie.

Łączną powierzchnię wszystkich oparzeń oceniam, zależnie od przypadku, na dziesięć do piętnastu procent. Wstępne leczenie będzie polegało na umieszczeniu poszkodowanych w osobnych komorach noszy z zahermetyzowanymi osłonami i chłodzeniem nastawionym na odpowiednią dla nich temperaturę — przekazał Murchison, jednocześnie informując dwoje pracujących tuż obok podwładnych, co mają zrobić. — Z nawadnianiem pacjentów musimy poczekać, aż szpital będzie gotowy. Przyjaciółka Naydrad odprowadzi nosze na ląd i zostanie, aby pomagać, podczas gdy ja…

— Czy to znaczy, że czwarty rozbitek nie przeżył? — przerwała mu cicho Murchison.

— Nie jestem pewien — odparł Prilicla. — Odbieram bardzo słaby sygnał jego obecności, ale może to tylko złudzenie. Przyjaciel Danalta pozostanie ze mną i razem spróbujemy go znaleźć.

Nawet z odległości wielu metrów wyczuł nagły wzrost zaniepokojenia Murchison.

— Kapitan właśnie przekazał mi ostrzeżenie, że nagłe wyrwanie się statku z pola działania wiązki i późniejsze wejście w atmosferę osłabiło zapewne jego konstrukcję na tyle, że kadłub może w każdej chwili się rozpaść. Poza tym temperatura we wnętrzu części rufowej nadal przekracza bezpieczny poziom. Podejmujecie wielkie ryzyko i być może należałoby zastanowić się nad jakimś innym postępowaniem. Sugerowałabym wysłanie raczej Danalty z Naydrad…