Выбрать главу
Zrozumiałam, że uszedł już połowę drogi.
Ale mi tego nie powiedział, nie.
– To moja matka – powiedział mi tylko.

Spis ludności

Na wzgórzu, gdzie stała Troja, odkopano siedem miast. Siedem miast, o sześć za dużo jak na jedną epopeję. Co z nimi zrobić, co zrobić? Pękają heksametry, afabularna cegła wyziera ze szczelin, w ciszy filmu niemego obalone mury, zwęglone belki, zerwane ogniwa, dzbanki wypite do utraty dna, amulety płodności, pestki sadów i czaszki dotykalne jak jutrzejszy księżyc.
Przybywa nam dawności, robi się w niej tłoczno, rozpychają się w dziejach dzicy lokatorzy, zastępy mięsa mieczowego, resztki orła-Hektora dorównujące mu męstwem, tysiące i tysiące poszczególnych twarzy, a każda pierwsza i ostatnia w czasie, a w każdej dwoje niebywałych oczu. Tak lekko było nic o tym nie wiedzieć, tak rzewnie, tak przestronnie.
Co z nimi robić, co im dać? Jakiś wiek mało zaludniony do tej pory? Trochę uznania dla sztuki złotniczej? Za późno przecież na sąd ostateczny. My, trzy miliardy sędziów, mamy swoje sprawy, własne nieartykułowane rojowiska, dworce, trybuny sportowe, pochody, liczebne zagranice ulic, pięter, ścian. Mijamy się na wieczność w domach towarowych kupując nowy dzbanek. Homer pracuje w biurze statystycznym. Nikt nie wie, co robi w domu.

Monolog dla Kasandry

To ja, Kasandra. A to jest moje miasto pod popiołem. A to jest moja laska i wstążki prorockie. A to jest moja głowa pełna wątpliwości.
To prawda, tryumfuję. Moja racja aż łuną uderzyła w niebo. Tylko prorocy, którym się nie wierzy, mają takie widoki. Tylko ci, którzy źle zabrali się do rzeczy, i wszystko mogło spełnić się tak szybko, jakby nie było ich wcale.
Wyraźnie teraz przypominam sobie, jak ludzie, widząc mnie, milkli wpół słowa. Rwał się śmiech. Rozplatały się ręce. Dzieci biegły do matki. Nawet nie znałam ich nietrwałych imion. A ta piosenka o zielonym listku – nikt jej nie kończył przy mnie.
Kochałam ich. Ale kochałam z wysoka. Sponad życia. Z przyszłości. gdzie zawsze jest pusto i skąd cóż łatwiejszego jak zobaczyć śmierć. Żałuję, że mój głos był twardy. Spójrzcie na siebie z gwiazd – wołałam – spójrzcie na siebie z gwiazd. Słyszeli i spuszczali oczy.
Żyli w życiu. Podszyci wielkim wiatrem. Przesądzeni. Od urodzenia w pożegnalnych ciałach. Ale była w nich jakaś wilgotna nadzieja, własną migotliwością sycący się płomyk. Oni wiedzieli, co to takiego jest chwila, och bodaj jedna jakakolwiek zanim –
wyszło na moje. Tylko że z tego nie wynika nic. A to jest moja szatka ogniem osmalona. A to są moje prorockie rupiecie. A to jest moja wykrzywiona twarz. Twarz, która nie wiedziała, że mogła być piękna.
Mozaika bizantyjska
– Małżonko Teotropio.
– Małżonku Teodendronie.
– O jakżeś piękna, wąskolica moja.
– O jakżeś urodziwy, sinousty mój.
– Wdzięcznieś znikoma pod szatą jak dzwon, którą zdejmować hałas na całe cesarstwo.
– Wybornieś umartwiony, mężu mój i panie, wzajemny cieniu cienia mego.
– Upodobałem sobie w dłoniach pani mej, jako w suchych palemkach do opończy wpiętych.
– Aliści wznieść bym je chciała do nieba i błagać dla synaczka naszego litości, iż nie jest jako my, Teodendronie.
– Wszelki duch, Teotropio. Jakiż by miał być spłodzon w godziwym dostojeństwie naszym?
– Wyznamć, a ty posłuchaj. Grzeszniczka zrodziłam. Naguśki jak prosiątko, a tłusty a żwawy, cały w fałdkach przegubkach przytoczył się nam.
– Pyzaty-li?
– Pyzaty.
– Żarłoczny-li?
– Żarłoczny.
– Krew-li z mlekiem?
– Tyś rzekł.
– Co na to archimandryta, mąż przenikliwej gnozy? Co na to eremitki, szkielecice święte? Jakoż im diablęcego rozwinąć z jedwabi?
– Wszelako w bożej mocy cud metamorfozy. Widząc tedy szpetotę dziecięcia onego, nie zakrzykniesz, a licha za wcześnie nie zbudzisz?
– Bliźniętamiśmy w zgrozie. Prowadź, Teotropio.

Ścięcie

Dekolt pochodzi od decollo, decollo znaczy ścinam szyję. Królowa Szkocka Maria Stuart przyszła na szafot w stosownej koszuli, koszula była wydekoltowana i czerwona jak krwotok.
W tym samym czasie w odludnej komnacie Elżbieta Tudor Królowa Angielska stała przy oknie w sukni białej. Suknia była zwycięsko zapięta pod brodę i zakończona krochmaloną kryzą.
Myślały chórem: “Boże, zmiłuj się nade mną” “Słuszność po mojej stronie” “żyć czyli zawadzać” “w pewnych okolicznościach sowa jest córką piekarza” “To się nigdy nie skończy” “To się już skończyło” “Co ja tu robię, tu gdzie nie ma nic”.
Różnica stroju – tak, tej bądźmy pewni. Szczegół jest niewzruszony.

Pieta

W miasteczku, gdzie urodził się bohater, obejrzeć pomnik, pochwalić, że duży, spłoszyć dwie kury z progu pustego muzeum, dowiedzieć się, gdzie mieszka matka, zapukać, pchnąć skrzypiące drzwi. Trzyma się prosto, czesze gładko, patrzy jasno. Powiedzieć, że się przyjechało z Polski. Pozdrowić. Pytać głośno i wyraźnie. Tak, bardzo go kochała. Tak, zawsze był taki. Tak, stała wtedy pod murem więzienia. Tak, słyszała tę salwę. Żałować, że nie wzięło się magnetofonu i aparatu filmowego. Tak, zna te przyrządy. W radiu czytała jego list ostatni. W telewizji śpiewała stare kołysanki. Raz nawet przedstawiała w kinie, aż do łez wpatrzona w jupitery. Tak, wzrusza ją pamięć. Tak, trochę jest zmęczona. Tak, to przejdzie. Wstać. Podziękować. Pożegnać się. Wyjść mijając w sieni kolejnych turystów.

Niewinność

Poczęta na materacu z ludzkich włosów. Gerda. Eryka. Może Margareta. Nie wie, naprawdę nie wie o tym nic. Ten rodzaj wiadomości nie nadaje się ani do udzielenia, ani do przyjęcia. Greckie Erynie są zbyt sprawiedliwe. Drażniłaby nas dzisiaj ich ptasia przesada.