Выбрать главу
Meteor spadł. To nie meteor. Wulkan wybuchnął. To nie wulkan. Ktoś wołał coś. Niczego nikt.
Na tej plus minus Atlantydzie.

Z nie odbytej wyprawy w Himalaje

Aha, więc to są Himalaje. Góry w biegu na księżyc. Chwila startu utrwalona na rozprutym nagle niebie. Pustynia chmur przebita. Uderzenie w nic. Echo – biała niemowa. Cisza.
Yeti, niżej jest środa, abecadło, chleb i dwa a dwa to cztery, i topnieje śnieg. Jest czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż.
Yeti, nie tylko zbrodnie są u nas możliwe. Yeti, nie wszystkie słowa skazują na śmierć.
Dziedziczymy nadzieję – dar zapominania. Zobaczysz, jak rodzimy dzieci na ruinach.
Yeti, Szekspira mamy. Yeti, na skrzypcach gramy. Yeti, o zmroku zapalamy światło.
Tu – ni księżyc, ni ziemia i łzy zamarzają. O Yeti Półtwardowski, zastanów się, wróć!
Tak w czterech ścianach lawin wołałam do Yeti przytupując dla rozgrzewki na śniegu na wiecznym.

Nic dwa razy

Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata, nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było, jakby róża przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem, odwróciłam twarz ku ścianie. Róża? Jak wygląda róża? Czy to kwiat? A może kamie,?
Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, wpółobjęci spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody.

Buffo

Najpierw minie nasza miłość, potem sto i dwieście lat, potem znów będziemy razem:
komediantka i komediant, ulubieńcy publiczności, odegrają nas w teatrze.
Mała farsa z kupletami, trochę tańca, dużo śmiechu, trafny rys obyczajowy i oklaski.
Będziesz śmieszny nieodparcie na tej scenie, z tą zazdrością, w tym krawacie.
Moja głowa zawrócona, moje serce i korona, głupie serce pękające i korona spadająca.
Będziemy się spotykali, rozstawali, śmiech na sali, siedem rzek, siedem gór między sobą obmyślali.
I jakby nam było mało rzeczywistych klęsk i cierpień – dobijemy się słowami.
A potem się pokłonimy i to będzie farsy kres. Spektatorzy pójdą spać ubawiwszy się do łez.
Oni będą ślicznie żyli, oni miłość obłaskawią, tygrys będzie jadł z ich ręki.
A my wiecznie jacyś tacy, a my w czapkach z dzwoneczkami, w ich dzwonienie barbarzyńsko zasłuchani.

Upamiętnienie

Kochali się w leszczynie pod słońcami rosy, suchych liści i ziemi nabrali we włosy.
Serce jaskółki, zmiłuj się nad nimi.
Uklękli nad jeziorem, wyczesali liście, a ryby podpływały do brzegu gwiaździście.
Serce jaskółki, zmiłuj się nad nimi.
Odbicia drzew dymiły na zdrobniałej fali. Jaskółko, spraw, by nigdy nie zapominali.
Jaskółko, cierniu chmury, kotwico powietrza, ulepszony Ikarze, wniebowzięty fraku,
jaskółko, kaligrafio, wskazówko bez minut, wczesno-ptasi gotyku, zezie na niebiosach,
jaskółko, ciszo ostra, żałobo wesoła, aureolo kochanków, zmiłuj się nad nimi.

Małpa

Wcześniej niż ludzie wygnana z raju, bo oczy miała tak zaraźliwe, że rozglądając się po ogródku nawet anioły grążyła z smutku nieprzewidzianym. Z tego względu musiała, chociaż bez pokornej zgody, założyć tu na ziemi swoje świetne rody. Skoczna, chwytna i baczna, do dziś gracyę ma przez y pisaną, z trzeciorzędu.
Czczona w Egipcie dawnym, z orionem pcheł w srebrnej od świętości grzywie, słuchała arcymilcząc frasobliwie, czego chcą od niej. Ach, nieumierania. I odchodziła chwiejąc rumianym kuperkiem na znak, że nie poleca ani nie zabrania.
W Europie duszę jej odjęto, ale przez nieuwagę zostawiono ręce; i pewien mnich malując świętą przydał jej dłonie wąziutkie, zwierzęce. Musiała święta łaskę jak orzeszek brać.
Ciepłą jak noworodek, drżącą jak staruszek przywoziły okręty na królewskie dwory. Skowytała wzlatując na złotym łańcuchu w swoim fraczku markizim w papuzie kolory. Kasandra. Z czego tu się śmiać.
Jadalna w Chinach, stroi na półmisku miny pieczone albo gotowane. Ironiczna jak brylant w fałszywej oprawie. Podobno ma subtelny smak jej mózg, któremu czegoś brak, jeżeli prochu nie wymyślił.
W bajkach osamotniona i niepewna wypełnia wnętrza luster grymasami, kpi z siebie, czyli daje dobry przykład nam, o których wie wszystko jak uboga krewna, chociaż się sobie nie kłaniamy.

Lekcja

Kto co Król Aleksander kim czym mieczem przecina kogo co gordyjski węzeł. Nie przyszło to do głowy komu czemu nikomu.
Było stu filozofów – żaden nie rozplątał. Nic dziwnego, że teraz kryją się po kątach. Żołdactwo ich za brody łapie, za roztrzęsione, siwe, capie, i bucha gromki kto co śmiech.
Dość. Spojrzał król spod pióropusza, na konia wsiada, w drogę rusza. A za nim w trąb trąbieniu, w bębnieniu bębenków kto co armia złożona z kogo czego z węzełków na kogo co na bój.

Muzeum

Są talerze, ale nie ma apetytu. Są obrączki, ale nie ma wzajemności od co najmniej trzystu lat.
Jest wachlarz – gdzie rumieńce? Są miecze – gdzie gniew? I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.