poprzez moment zachwiania się, przerażenia, aż po odzyskanie – innej już niż poprzednio, dojrzałej – równowagi psychicznej i miłości do ludzi. I jeśli słowa:
brzmią jeszcze tonem żartobliwej parodii, to już w zakończeniu – kapitalnie trawestującym utarty, przysłowiowy zwrot – występuje ton serio:
Cała ta konwencja została wystudiowana i przemyślana jako przedmiot parodii – dla jednego jedynego wiersza. Tego rodzaju – delikatne – stylizacje-parodie pojawiają się u Szymborskiej niejednokrotnie. Ale – za każdym razem – nawiązują do innego wzorca, mają odmienne proporcje powagi i żartu, inaczej bywają sfunkcjonalizowane.
A oto konwencja najzupełniej już odmienna: “Pieta”. Maksymalnie prosty i sprozaizowany język trybu bezokolicznikowego w jego formie dokonanej, a funkcji imperatywnej przeplata się tu z równie oszczędną i prostą mową pozornie zależną. To rozmowa z matką rozstrzelanego ongiś bohatera: wyrażająca i dyskrecję wobec cudzego nieszczęścia, i poczucie jakiejś, niemożliwej do przezwyciężenia, powierzchowności, nieistotności, zdawkowości tego rodzaju rozmów i spotkań: