Выбрать главу

– A co takiego, Pluto?

– Miła Jill mówi, że jej się nie podobam z takim tłustym brzuchem. A ja na to nie mam żadnej rady.

– Co, u diabła starego, ma tutaj do rzeczy twój brzuch? – powiedział Tay Tay. – Jill jest czasem trochę stuknięta, Pluto. Nie zwracaj uwagi na to, co mówi. Po prostu ożeń się i nie myśl o tym. Będzie zadowolona, jak ją gdzieś zabierzesz na jakiś czas. Często coś jej strzela do głowy bez żadnego powodu.

– I jeszcze jedno – rzekł Pluto, odwracając twarz.

– A mianowicie?

– Nieprzyjemnie mi o tym gadać.

– Mów śmiało, Pluto, bo jak powiesz, skończysz z tym i już cię nie będzie więcej trapiło.

– Słyszałem, że czasem za dużo sobie pozwala.

– Na ten przykład, co?

– No, mówili mi, że się przekomarza i figluje z całą kupą chłopców.

– Coś gadali na moją córkę, Pluto?

– No tak, na Miłą Jill.

– I co mówili?

– Nic takiego, tyle że za dużo figluje z mężczyznami.

– Ogromnie jestem kontent, jak słyszę coś podobnego. Miła Jill jest najmłodsza z rodziny i dopiero teraz dorasta. Bardzo się cieszę, że to mówisz.

– Ale powinna dać spokój, bo ja chcę się z nią ożenić.

– Nic nie szkodzi, Pluto – powiedział Tay Tay. – Nie zwracaj na to uwagi. Pewnie, nieopatrzna z niej dziewczyna, ale nie robi nic złego. Już taka jest. Jej to nic nie zaszkodzi, przynajmniej nie na tyle, żeby było o czym gadać. Widzi mi się, że wiele kobiet wyprawia mniej albo więcej to samo, zależnie od natury. Miła Jill lubi trochę się przekomarzać z chłopem, ale w gruncie rzeczy nie robi nic strasznego. Na taką ładną dziewczynę każdy leci i ona o tym wie. Twoja sprawa, żebyś ją zadowolił, bo jak jej będzie dobrze, puści kantem wszystkich prócz ciebie jednego. Dlatego tak się dzieje, że już teraz dorosła, a nie znalazł się chłop, który by ją przytrzymał. Ale ty potrafisz ją zadowolić, widzę to po twoich oczach, Pluto. Nie zawracaj tym sobie głowy.

– Bo to szkoda, że Pan Bóg nie może stworzyć takiej kobiety jak Miła Jill i przestać, zanim posunie się za daleko. Tak właśnie zdarzyło Mu się z nią. Zrobił coś udanego i nie wiedział, kiedy już skończyć. Robił dalej i dalej, no i proszę, co z tego wyszło! Tyle w niej jest tych figlów, że pewnie nie prześpię spokojnie ani jednej nocy, jak już się pobierzemy.

– No, może to i wina Pana Boga, że nie wiedział, kiedy przerwać, ale przecież Jill nie jest jedyna stworzona w ten sposób. Za moich czasów trafiały się takie na pęczki. Nie trzeba by mi chodzić tysiąc mil od domu, żeby je znaleźć. Weź choćby żonę Bucka. Oświadczam ci, że nie wiem, co myśleć o takiej pięknej dziewczynie jak Gryzelda.

– Tak wam się zdaje, Tay Tay, ale ja tam nie wiem, jak to może być. Widziałem dużo kobiet trochę podobnych do Jill, ale ani jednej tak postrzelonej. Nie chciałbym, żeby ciągle ganiała samopas, kiedy już zostanę szeryfem. To nie wyszłoby na dobre mojej karierze politycznej. O tym muszę pamiętać.

– Jeszcze cię nie wybrali na szeryfa, Pluto.

– Nie, jeszcze nie, ale wszystko na to wskazuje. Mam sporo przyjaciół, którzy pracują dla mnie dzień i noc w całym okręgu. Jeżeli ktoś nie wejdzie mi w paradę, dostanę urząd bez żadnej trudności.

– Powiedz tym przyjaciołom, żeby tu do mnie nie przyjeżdżali. Masz zapewniony mój głos i głosy nas wszystkich. Niech aby żaden z tych twoich ludzi nie pcha się tutaj i nie próbuje ściskać rąk wszystkim na farmie. Powiadam ci, że tego lata było u nas ze stu kandydatów co najmniej. Z żadnym nie chciałem się wyściskiwać i powiedziałem chłopakom, Jill i Gryzeldzie, żeby też nie pozwalali. Chyba nie potrzebuję ci mówić, dlaczego nie chcę widzieć u siebie kandydatów. Niektórzy roznoszą parchy na wszystkie strony, i nie pozbędziemy się tego przez siedem długich lat. Nie mówię, że ty masz parchy, ale kupa kandydatów ma. Tej jesieni i zimy tyle przypadków zdarzy się w całym okręgu, że przez siedem lat strach będzie jeździć do miasta.

– Gdyby nie ciężkie czasy, nie byłoby tylu kandydatów na te kilka wolnych urzędów. Ciężkie czasy wyciągają na wierzch kandydatów niczym ług pchły z psiej sierści.

Na podwórku przed domem Buck i Shaw wytoczyli wóz z garażu i pompowali opony. Żona Bucka, Gryzelda, rozmawiała z nimi, stojąc w cieniu ganku. Miłej Jill nie było nigdzie widać.

– No, trzeba się już zbierać – powiedział Pluto. – Bardzo się dziś zapóźniłem. Przed zachodem słońca muszę jeszcze odwiedzić wszystkich wyborców stąd aż do samego skrzyżowania dróg. Trzeba jechać.

Siedział oparty o pień dębu i czekał, aż mu przyjdzie ochota wstać. Tu było wygodnie i chłodno; tam na polu, gdzie nie było cienia, słońce prażyło niemiłosiernie. Nawet chwasty zaczynały więdnąć w tym nieustannym upale.

– Gdzie my znajdziemy tego twojego albinosa, Pluto?

– Jedźcie prosto za młyn Clarka i przed strumieniem skręćcie w tę drogę, co idzie w prawo. Tamten gość widział go o jakąś milę od rozwidlenia. Mówił, że albinos stał w zaroślach nad brzegiem bagna i rąbał drzewo. Wysiądźcie i rozejrzyjcie się. Gdzieś tam jest, bo nie mógł się wynieść daleko przez taki krótki czas. Gdybym nie miał tyle roboty, pojechałbym razem z wami i pomógł w miarę możności. Ale teraz wyścig o stanowisko szeryfa robi się z każdym dniem coraz gorętszy i muszę przez cały czas obliczać głosy. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby mnie nie wybrali.

– Chyba go jakoś znajdziemy – powiedział Tay Tay. – Zabiorę chłopaków, to się pokręcą, a ja będę siedział i patrzał, co się święci. Warto by wziąć parę linek od pługa i związać tego albinosa, jak go złapiemy. Pewnie zacznie się ostro stawiać, kiedy mu każę tu jechać. Ale jeżeli jest gdzieś w okolicy, to go dostaniemy. Tego właśnie nam było potrzeba od niepamiętnych czasów. Murzyny powiadają, że taki bielas potrafi odgadnąć, gdzie jest żyła, a oni już wiedzą, co mówią. Kopią więcej niż ja i chłopcy, a my przecie na ogół nic innego nie robimy od rana do wieczora. Gdyby Shawowi nie zachciało się przed chwilą rzucić roboty i jechać do miasta, jeszcze byśmy teraz pracowali w tym dole.

Pluto zrobił ruch, jakby chciał powstać, ale zniechęcił go niezbędny po temu wysiłek. Dysząc ciężko, usiadł na powrót, aby jeszcze trochę odpocząć.

– Ja bym tam nie tarmosił zanadto tego albinosa – doradził. – Nie wiem, w jaki sposób chcecie go złapać, więc nie mogę wam mówić, jak się do tego brać, ale z pewnością nie radzę strzelać do niego ze strzelby. Zranienie go byłoby sprzeczne z prawem; na waszym miejscu, moi kochani, zabezpieczyłbym się na wszelki wypadek i nie robił mu większej krzywdy niż to konieczne. Zanadto wam jest niezbędny, żeby bez potrzeby ryzykować łamanie prawa właśnie wtedy, gdy dostajecie coś, na czym wam najbardziej w tej chwili zależy. Ot, złapcie go możliwie najdelikatniej, żeby mu się nic nie stało i żeby nie miał żadnych blizn, które mógłby potem pokazać.

– Nic mu nie będzie – przyobiecał Tay Tay. – Obejdę się z nim łagodnie jak z nowo narodzonym niemowlakiem. Zanadto mi potrzebny ten albinos, żebym go miał tarmosić.

– Teraz już muszę się zbierać – oznajmił Pluto, lecz nie uczynił żadnego ruchu.

– Ale żar, co? – powiedział Tay Tay, przypatrując się fali rozgrzanego powietrza drgającej ponad spieczoną ziemią.

Plutowi zrobiło się gorąco na samą tę myśl. Przymknął oczy, ale to go nie ochłodziło.

– Dziś za wielki upał, żeby obliczać głosy – powiedział. – To fakt.

Siedzieli jeszcze chwilkę, patrząc jak Buck i Shaw krzątają się koło wielkiego auta, stojącego na podwórku przed domem. Gryzelda przysiadła na schodkach ganku i także na nich patrzała. Miłej Jill wciąż nie było widać.