Po chwili Buck zniknął mu z oczu, zawrócił więc ku domowi i podszedł do krawędzi wielkiego dołu. Kiedy zajrzał do niego, uczuł palące pragnienie zejścia na dno i chwycenia za łopatę. Z wolna zsunął się do wykopu. Grzbiet miał trochę zesztywniały, a kolana miękkie. Postarzał się, kopiąc te doły. Niedługo już będzie za stary, by kopać.
Podniósł łopatę Shawa i zaczął wyrzucać przez ramię spulchnioną ziemię. Trochę jej osuwało się na powrót, ale większa część zostawała na wyższym występie. Kiedy go całkowicie zasypie, będzie musiał wdrapać się tam i przerzucić ziemię na następny z kolei. Wkopali się już tak głęboko, że teraz trzeba było przerzucać ziemię kilka razy, nim wreszcie znalazła się na wierzchu. Prócz tego dół poszerzał się coraz bardziej. Jeżeli nie wyrąbią w lesie dodatkowych podpór i nie przywleką ich mułami, dom może się zawalić. Jutro rano trzeba będzie posłać Czarnego Sama i Wuja Feliksa z mułami, ażeby przyciągnęli ze sześć albo siedem dużych kloców.
Nie wiedział, od jak dawna kopie, gdy wtem usłyszał głos Gryzeldy wołającej go z góry.
– Co tam, Gryzeldo? – zapytał, opierając się ciężko na łopacie.
– Gdzie strzelba, tato? – pytała Gryzelda. – Nie widziałeś jej?
Odczekał chwilę, zanim odpowiedział. Był nazbyt zmęczony, by mówić, nie odpocząwszy trochę.
– Nie, Gryzeldo – odrzekł wreszcie. – Nie widziałem. Nie mam teraz czasu pomóc ci szukać.
– Więc gdzież ona może być? Leżała tu na podwórku, a teraz jej nigdzie nie widzę.
– Gryzeldo – powiedział, opuszczając głowę, aby na nią nie patrzeć. – Gryzeldo, jak Buck szedł na spacer, to zabrał strzelbę ze sobą.
Nad krawędzią wykopu zaległo milczenie; po chwili Tay Tay podniósł głowę, aby zobaczyć, czy Gryzelda jeszcze patrzy na niego. Nie było jej widać, natomiast wyraźnie słyszał głos Miłej Jill i Rozamundy rozmawiających z podnieceniem gdzieś na górze. Pochylił się nad łopatą i wcisnął ją stopą w glinę, zastanawiając się, kiedy nareszcie wróci Shaw, aby mu pomóc kopać.
Erskine Caldwell