Выбрать главу

– Nie – przyznał żałośnie Jake.

– W takim razie musisz chyba poprzestać na wysłuchiwaniu mojego nudnego życiorysu. Bez żadnych dodatkowych aspektów – zastrzegła.

– A co sądzisz o zastąpieniu szampana wodą z pianką do kąpieli? – zapytał z nadzieją w głosie. – Chyba znalazłbym coś takiego.

– Nie. – Sarah pokręciła głową. – Bardzo mi przykro. Szampan albo nic.

Jake westchnął przeciągłe.

– Jesteś bardzo twarda, Sarah. – Po chwili dodał: – Oczywiście nie w sensie dosłownym. Masz miękką i gładką skórę i…

– Chcesz poznać mój życiorys, czy nie? – przerwała mu bezlitośnie.

– No dobrze, mów. – Posłał dziewczynie zrezygnowany uśmiech.

Sarah stłumiła w sobie uczucia, jakie wzbudziła w niej ta rozmowa, jakie wzbudzał ten mężczyzna. Poczuła nagłą potrzebę opowiedzenia Jake'owi wszystkiego, aż do chwili ich pierwszego spotkania.

– Jak już mówiłam, pochodzę z Baltimore. Tam się urodziłam dwadzieścia siedem lat temu i tam dorastałam. Mój ojciec jest inżynierem budowlanym, zajmuje zwykle kierownicze stanowiska. Mama pracuje w szkole średniej jako konsultantka. Ja byłam zawsze molem książkowym, zagłębiałam się w historii, zachowując całą wiedzę dla siebie i nie interesując się w zasadzie światem zewnętrznym. – Sarah przerwała opowieść i pociągnęła łyk wina.

– Nie masz rodzeństwa?

Sarah pokręciła głową.

– Nie, choć chciałabym mieć siostrę albo starszego brata… – wzruszyła ramionami.

– Szkoda – zauważył ze współczuciem. – Ja mam trzech braci. – Uśmiechnął się do swych wspomnień.

– Czasami byliśmy trochę zwariowani, ale nigdy się nie nudziliśmy.

– Zazdroszczę ci – oświadczyła z rozmarzeniem.

– W naszym domu było zawsze bardzo cicho i spokojnie. Czasami dokuczała mi samotność.

– A przyjaciele? – Jake uniósł brwi.

– Oczywiście, miałam przyjaciół. – Sarah wybuchnęła śmiechem. – Cierpiących na przerost ambicji moli książkowych.

– Jakieś romanse?

– Nieliczne – przyznała – jednak niczego poważniejszego do czasu… – Urwała i zaczerwieniła się.

– Do czasu? – zapytał z naciskiem Jake.

Sarah zawahała się. Nie miała ochoty na opowiadanie o jednym, najbardziej upokarzającym wydarzeniu, bez którego jednak jej życie byłoby całkiem prozaiczne.

– Aż tak źle, co? – Jake wyglądał jak pies ściskający w zębach kość. Kość, której nie odda bez walki.

Sarah znów napiła się wina. Tym razem po to, żeby zyskać na czasie. Teraz, z perspektywy lat, patrzyła na wszystko inaczej, w sposób bardziej dojrzały. Wtedy jednak głęboko przeżyła fakt, że zrobiła z siebie idiotkę, choć odgrywanie idiotki może stanowić ważną część rytuału dojrzewania.

Jake postanowił podpowiedzieć:

– Zakochałaś się?

– Tak – przyznała Sarah z nieco skwaszonym uśmiechem. – Strasznie się wygłupiłam.

– Jakiś największy przystojniak w college'u?

– Niestety nie. Nie uznaję półśrodków. Oczywiście, musiałam się zakochać w profesorze. W szefie katedry historii. Cóż to dla mnie!

– Jasne – mruknął Jake. – Cóż to dla ciebie? Dał ci do zrozumienia, że to go nie interesuje?

– Przeciwnie. Bardzo go interesowało. Wymykały mu się takie drobne uwagi: że nie jest szczęśliwy, że czuje się samotnie, że chyba się rozwiedzie. Bo oczywiście był żonaty. – Westchnęła. – Chłonęłam jak gąbka każde jego słowo, biorąc je oczywiście za dobrą monetę.

– Ty… że tak powiem… zaangażowałaś się uczuciowo?

– Zaangażowałam się? – Sarah wybuchnęła śmiechem. – Bardzo delikatnie powiedziane! Po prostu go uwielbiałam. On był gotów przyjąć wszystko, co bym mu zaoferowała, a ja, w swej niewinności – albo głupocie – żarliwie dawałam mu naprawdę wszystko.

Poza nieznacznym zaciśnięciem warg, Jake nie zdradzał swej reakcji na jej szczere wyznanie. Spoglądał na Sarah z uwagą, a to, co myślał, nie znajdowało wyrazu w jego spojrzeniu.

– Potem zorientowałaś się, że cię wykorzystuje i odeszłaś, żeby lizać rany? – mruknął.

– Och, nie. – Sarah przygryzła wargę, a potem uśmiechnęła się sztucznie, zbyt wesoło. – Uczepiłam się – go jak głupia i nie chciałam puścić. Dopiero wizyta jego żony otworzyła mi oczy.

– Kochałaś go?

– Tak – szepnęła Sarah. – Tak bardzo, tak dramatycznie, jak może kochać tylko ktoś bardzo młody.

Jake przyglądał się jej w milczeniu.

– Do tej pory bardzo to przeżywasz – powiedział wreszcie w zadumie, jakby głośno myślał. – I nadal go kochasz, prawda?

Ta uwaga wstrząsnęła Sarah. Przecież nie powinnam, pomyślała, przecież cały ten ból, to upokorzenie, zostawiłam daleko za sobą. Czyżby tak nie było? Czyżbym musiała ponownie się z tym uporać?

– Nie musisz odpowiadać – rzucił Jake, stawiając kieliszek na podłodze. Ujął dłoń dziewczyny. – Nie mam prawa pytać.

Dziwnie uspokojona siłą dłoni mężczyzny, Sarah uśmiechnęła się nieznacznie.

– Wszystko w porządku, to po prostu kolejne logicznie pytanie. Wyciągnąłeś jednak fałszywy wniosek. Owszem, czuję jeszcze trochę bólu, pamiętam upokorzenie, ale na pewno już tego człowieka nie kocham. – Spróbowała beztrosko wzruszyć ramionami. – Zresztą teraz, po latach, widzę, że nigdy naprawdę go nie kochałam.

– Ani żadnego innego mężczyzny – podsumował Jake.

– Żadnego – zgodziła się.

– Czy teraz nienawidzisz mężczyzn? – zapytał głosem przepełnionym troską.

– Nienawidzę? Niby dlaczego? Nie jestem taka – głupia, żeby obwiniać wszystkich za to, co zrobił jeden. W gruncie rzeczy najbardziej obwiniam siebie. Poza tym… nienawiść jest ogłupiająca i bez sensu, nie uważasz?

– Jasne, że tak – zgodził się, głaszcząc jej dłoń.

– Wiem jednak, że ludzie chętnie uwalniają się od poczucia winy, obarczając nią cały świat. To prowadzi do nienawiści.

Oderwał dłoń od palców Sarah i pogładził ją po ramieniu.

Sarah stłumiła westchnienie, które zdradziłoby, jaką poczuła przyjemność.

– Ty… – musiała przerwać, żeby złapać oddech i przełknąć ślinę -… jesteś bardzo mądry – dokończyła niepewnym, drżącym głosem.

Jake uśmiechnął się i przesunął dłoń wyżej, w kierunku szyi dziewczyny.

– No cóż, przeżyło się i widziało to i owo. – Dotknął palcem wskazującym miejsca, gdzie kończył się kołnierzyk sukienki.

Sarah z trudem chwytała oddech.

– W… w związku z pracą w policji?

– Uhm – mruknął i usiadł na kanapie przy Sarah, tak blisko, że poczuła żar jego muskularnego ciała – w policji i wtedy, kiedy prowadziłem dzikie życie i włóczyłem się po całym kraju.

Słowem „dzikie" mogła właściwie określić drżenie przenikające teraz całe jej ciało. Opuściły ją resztki wątpliwości; ich miejsce zajęło inne uczucie. Uczucie wywołane lekkim muśnięciem warg Jake'a, które poczuła na wrażliwej skórze za uchem, uczucie wyzwolone, gdy jego wargi dotknęły jej ust. Uczucie głębsze, jeszcze bardziej gorące i intensywne, rozpalone namiętnym pocałunkiem.

Ostatkiem sił Sarah przywarła głową do oparcia kanapy, uwalniając usta.

– Ja… ach… Jake – wyszeptała, odrywając wzrok od jego oczu. Spojrzała na kieliszek trzymany dygocącą dłonią. – Uważaj, bo wyleję wino.

– Łatwo temu zaradzić.

Nachylił się, wyjął kieliszek z ręki dziewczyny i postawił go na stoliczku przy kanapie. Potem przycisnął do niej Sarah całą długością ciała.

On… on na mnie leży! Sarah czuła ciężar szerokiej klatki piersiowej mężczyzny na swych piersiach, jego biodra na swoich, jego…