Zadrżała. Pocałunek mężczyzny wyzwolił falę gorąca, które ogarnęła całe jej ciało.
– No i dokąd doszliśmy? – szepnął, wypełniając jej uszy, jej zmysły, ciepłym brzmieniem swego głosu.
W pół drogi do szaleństwa? Sarah nie mogła wykrztusić odpowiedzi, którą podpowiedziała jej poddająca się świadomość. Nieważne, Jake sam dobrze wie, dokąd doszliśmy, do czego dążymy i jak to osiągnąć, pomyślała.
Przywarł wargami do jej ust, rozchylał je, jeszcze bardziej… Poczuła czubek jego języka, dotykający jej warg zrazu delikatnie, potem coraz brutalniej. Jednocześnie dłoń mężczyzny dotarła do jej piersi.
Jesteśmy u celu, pomyślała bez sensu.
Sarah ogarnęła gorączka. Całkowicie. Tak, że przestała myśleć, zatraciła się. Przez jej ciało przebiegały dreszcze rozkoszy, w górę i w dół, do najgłębszych zakątków jej kobiecości. Natarczywe usta Jake'a domagały się reakcji; reakcji, której nie miała siły powstrzymać. Objęła Jake'a mocno, tak, że przylgnęła do niego jeszcze bardziej. Odsunął ją, żeby pieścić koniuszek jej piersi, delikatnie, opuszkami palców, aż z ust Sarah wyrwał się jęk rozkoszy.
W jej głowie zabrzmiał ostrzegawczy dzwonek. Zbyt szybko. Zbyt mało czasu na zastanowienie.
Zatrzymać go. Odepchnąć. Zrobić coś, bo potem będzie już za późno.
– Jake… proszę – wydyszała. – Jeszcze nie.
Usłuchał. Odsunął się, przerywając pieszczoty, choć widać było, jak wiele go to kosztowało.
Teraz jest lepiej, pomyślała, chociaż… nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, ciała, od wybrzuszenia jego spodni…
Zmusiła się wreszcie, żeby nie patrzeć. Wstała, czując się tak, jakby musiała podźwignąć jakiś ogromny ciężar.
– Robi… robi się późno – zauważyła nieswoim głosem. – Ja… ja posprzątam, pozbieram naczynia – tłumaczyła, znikając we względnie bezpiecznym wnętrzu kuchni.
Jake nie ruszył się z miejsca. Prawdę mówiąc wątpił, czy miałby na to siłę. Odczuwał ból w całym ciele. Ból, który nie był wcale nieprzyjemny.
Oddychał głęboko, obrzucając spojrzeniem swoje ciało, miejsca, w które jeszcze przed chwilą wpatrywała się Sarah. Uśmiechnął się na widok pełnego i oczywistego dowodu swego podniecenia; to ono właśnie, jak sądził, spowodowało pospieszną rejteradę Sarah.
Nie winił jej za to. Miała rację. Postępował zbyt szybko, zbyt bezpośrednio dążył do celu.
Gdyby chodziło o inną kobietę, Jake uważałby, że jest usprawiedliwiony. Usprawiedliwiony pokusą, jaką stanowiło doskonale ukształtowane ciało, słodki smak wilgotnych ust, siła, z jaką dziewczyna początkowo reagowała na jego starania. W wypadku Sarah to wszystko nie wchodziło w rachubę jako wymówka. Jake wiedział, że ta kobieta nie kusiła go rozmyślnie.
To nie wina Sarah, że nie mogłem się powstrzymać, oderwać od niej wzroku, rąk, przyznał w myślach. Nadal odczuwał drżenie i ból wywołany tym, czego dane mu było przed chwilą zakosztować.
Jake myślał o głębi swych doznań. Nigdy jeszcze nie przeżył kontaktu z kobietą tak silnie, nawet jako młodzieniec. Nigdy jeszcze jego ciało nie reagowało tak szybko, tak potężnie.
Oczywiście, przyczyną mogło też być to, że już od miesięcy nie miał kobiety, przypomniał sobie. Właściwie od chwili, gdy powrócił do Sprucewood. A jednak… takie przerwy już się zdarzały, a nigdy nie wywoływały aż tak gwałtownych uczuć, jak te, które ogarnęły go, gdy leżał przytulony do Sarah.
Właściwie… dlaczego ona tak nagle uciekła? W końcu jestem gliną. Powinienem wpaść na właściwy trop.
Drgnął na dźwięk układanych talerzy i sztućców. Podczas gdy on siedział sobie rozparty na kanapie, czekając, aż opadnie fala podniecenia, Sarah sprzątała ze stołu i zanosiła naczynia do kuchni. Może odreagowywała w ten sposób wcześniejsze napięcie?
Sarah.
Jake westchnął i wstał. Dość tych rozmyślań. Schylił się, by podnieść swój kieliszek z podłogi, potem kieliszek Sarah ze stolika.
Sarah. Tu tkwiła odpowiedź na wszystkie pytania.
Jake wiedział już z całą pewnością, że jego organizm zareagował tak silnie właśnie na Sarah. Nie chodziło tu na pewno o rozładowanie napięcia z jakąkolwiek kobietą.
Przerażająca myśl. Jake przeszedł przez salonik z wyrazem samozadowolenia na twarzy. Dobrze, że jestem policjantem, pomyślał. Przerażające zjawiska nie są dla mnie czymś obcym.
Stół był już pusty, uprzątnięty.
Kierując się odgłosem wody płynącej z kranu, dotarł do kuchni. Dziewczyna stała tyłem do drzwi, z rękoma zanurzonymi w zlewie.
– Nie powinnaś tego robić – zauważył. – Dyżur w kuchni miałaś wczoraj.
– Nie szkodzi. – Nieznacznie wzruszyła ramionami. – Jestem przyzwyczajona. Jak się czujesz? – dodała tak cicho, że ledwie dosłyszał jej słowa poprzez szum wody.
– Chyba jakoś to przeżyję.
Sarah spojrzała na niego przez ramię.
– Jake, przepraszam, ale…
– Wiem – wpadł jej w słowo, próbując ułatwić dziewczynie wybrnięcie z niezręcznej sytuacji. – W każdym razie, to nie twoja wina – przyznał. – Byłem tak uparty, że zasłużyłem na tego rodzaju nauczkę.
Ponieważ nie odpowiadała, podszedł bliżej, lecz nie za blisko.
– Przyniosłem ci wino. – Pokazał jej kieliszek, a potem postawił go na blacie obok suszarki do naczyń.
Sarah obdarzyła go nieco zdawkowym uśmiechem.
– Chyba już dość wypiłam. Może nawet za dużo.
– Nie chodzi o wino, Sarah – stwierdził zdecydowanie Jake, stawiając swój kieliszek na blacie. Spojrzał jej głęboko w oczy. – Wiesz o tym równie dobrze, jak ja.
– Tak, masz rację – szepnęła. Wpatrywała się w podłogę, żeby uniknąć przenikliwego wzroku mężczyzny.
– Spójrz na mnie, Sarah. – Choć starał się powiedzieć to łagodnie, jego słowa zabrzmiały jak rozkaz.
Sarah posłusznie uniosła głowę. Przygryzła dolną wargę, jednak wytrzymała spojrzenie.
– Coś przyciąga nas nawzajem do siebie, fizycznie i emocjonalnie. Ja o tym wiem i ty o tym wiesz. – Nie odrywał wzroku od jej oczu. – Prawda?
Westchnęła. – Tak.
– Tak. – Jake potwierdził znaczenie tego słowa skinieniem głowy. – Jest mi z tobą dobrze i wiem, że tobie jest dobrze ze mną. Mam rację?
– Tak.
– Dobrze.
Po chwili westchnął i odrzucił resztki ostrożności.
– Powiem wprost: chcę pójść z tobą do łóżka. – Niecierpliwie potrząsnął głową. – Nie, nie po prostu pójść do łóżka. Chcę się w tobie zanurzyć, roztopić. Chcę tak bardzo, że aż czuję ból.
Nabrał powietrza głęboko w płuca.
– Przysięgam jednak, że nie będę na ciebie naciskał. Poczekam, aż mi powiesz, otwarcie i szczerze, że również tego chcesz. – Uśmiechnął się. – To nie będzie łatwe, ale… poczekam.
– Jake… ja… – Piękne oczy dziewczyny zaszkliły się łzami.
– Do diabła, Sarah, nie płacz, bo będę musiał wziąć cię w ramiona, utulić, poczuć twoje cudowne ciało pod tym cienkim materiałem i…
Umilkł, odsunął się i wyciągnął ścierkę z szuflady.
– Ty… pozmywałaś naczynia. Ja je powycieram.
– Dobrze. – Sarah roześmiała się i pociągnęła nosem. – Podczas wycierania opowiesz mi historię… tym razem twojego życia.
–
Rozdział 5
– Przyszedłem na ten świat, gdy zegar wybijał północ, w krytym gontem szałasie po niewłaściwej stronie torów.
Zegar wybijał północ? Szałas! Sarah osłupiała. Zapomniała o kieliszku, który właśnie myła i odwróciła się powoli, unosząc wysoko brwi.
Jake wyglądał normalnie, niewinnie… zwodniczo niewinnie. Zdradzały go oczy.
– Mów dalej – ponagliła, obrzucając mężczyznę nieco niedowierzającym uśmiechem.