Выбрать главу

– Ideał – zamyślił się Jake. – Tak, Cameron taki właśnie jest. Nie tylko on. W nieco mniejszej skali także Erie i Royce.

– A ty nie?

– Ja? Ideałem? – Jake wybuchnął śmiechem. – Niestety, kochanie. Daleko mi do ideału. Nikt nie nazywa mnie samotnym wilkiem.

– Człowiekiem trzymającym się z dala od innych…

– Właśnie tak – przytaknął Jake. – Cameron trzyma się na uboczu, a jednak wywiera wpływ na życie nas wszystkich. – Roześmiał się. – Przynajmniej tego próbuje. Każdy przerzuca na niego jakąś część swych problemów. W każdym razie ja tak robię.

– Co na to twoi rodzice? Przecież on odbiera im jakąś cząstkę naturalnego autorytetu?

– Odbiera? Żartujesz? Mama i tata sami ciągle stawiali nam za przykład Camerona. Czasem myślę, że mama wierzy, że Cameron potrafi chodzić po wodzie. Ojciec aż do śmierci zaczynał każde zdanie od: „Cameron powiedział".

– Twój ojciec nie żyje?

– Tak. – Jake westchnął. – Zginął na służbie, dwa lata temu.

– Bardzo mi przykro – wyszeptała szczerze.

– Tak, mnie też. – Jake uśmiechnął się gorzko. – To właśnie jego śmierć sprawiła, że wróciłem do domu i zmieniłem styl swojego życia.

– I zakończyłeś swój bunt? – dopowiedziała.

– Raz na zawsze – przyznał. – Nagle dorosłem. Nadszedł czas, żeby odłożyć zabawki na bok i wziąć się w garść. Ukończyłem akademię policyjną, a potem rozpocząłem służbę. – Uśmiechnął się przewrotnie. – Teraz masz przed sobą żywe wcielenie konserwatywnego konformizmu.

– No proszę – skomentowała Sarah. Uśmiech Jake^ znów wzbudził w niej pożądanie. Żeby wziąć się w garść, spojrzała na zegarek. – Wielkie nieba! – wykrzyknęła. – Już prawie północ!

– O tej porze to normalne – zadrwił Jake i skrzywił się, pociągając łyk kawy. – Gorzej, że kawa wystygła. Zrobić następną?

– Nie, dziękuję. – Sarah pokręciła przecząco głową. – Muszę wracać do domu. Ty nie musisz jutro wcześnie wstać, żeby pójść do pracy?

– Nie – odpowiedział z satysfakcją. – Jutro mam wolną sobotę. Miałabyś ochotę na kolację, kino, albo na jedno i drugie?

Sarah odczuła pokusę, wielką pokusę. Przypomniała sobie jednak o kłopotach z Andrew Hollingsem i jego kolegami. Przez kilka godzin nie myślała o swoich problemach. Sprawiło to towarzystwo Jake'a, nawet te gorące, trudne chwile… Może właśnie one przede wszystkim?

To były chwile wyjątkowe. Beztroskie godziny spędzone tu, w zaciszu mieszkania Jake'a. Ale… pokazywać się z nim w miejscach publicznych… Narażać na spojrzenia…

– Ja… muszę sprawdzić, czy jutro wieczorem jestem wolna – skłamała. – Mógłbyś zatelefonować?

– Oczywiście.

Wstał i przeciągnął się.

Sarah stłumiła pełne podziwu westchnienie. Szeroka klatka piersiowa, mięśnie grające pod elastyczną skórą… Miała przed sobą okaz pięknego mężczyzny. Nie mogła dać po sobie poznać, jakie wrażenie zrobił na niej Jake.

– Może już mnie odwieziesz do domu – poprosiła. Zmusiła się, żeby wstać i podejść do stolika, na którym leżała jej torebka. – Jestem trochę zmęczona.

Później, gdy Sarah leżała już we własnym łóżku, stwierdziła nagle, że podczas wizyty u Jake'a nie tylko zapomniała o swym strachu. Przy Jake'u niczego się nie bała. Czuła się z nim bezpiecznie; Bezpieczniej niż kiedykolwiek przedtem w całym swoim życiu.

Jake nie jest bohaterem?

Uśmiech starł z twarzy Sarah napięcie wywołane jej troskami. Nie jest bohaterem?

To on tak powiedział, a ja i tak wiem swoje, pomyślała, zanim zdążyła zasnąć.

Jake cicho pogwizdywał, pokonując wyłożoną płytami ścieżkę prowadzącą do drzwi domu położonego na małej, dobrze utrzymanej działce przy spokojnej uliczce.

Czuł się dobrze, właściwie wspaniale. Tego dnia pogoda sprawiła, że świat wyglądał jak reklama pięknej jesieni w Pensylwanii. Słońce o barwie miedzi stało wysoko na niebie w kolorze głębokiego błękitu. Temperatura wzrosła do dwudziestu stopni Celsjusza. Powietrze, choć ciepłe i łagodne, nie straciło nic ze swej świeżości.

Jake otworzył zamek kluczem i wszedł do domu. W środku panowała cisza.

– Mamo, jesteś?

– Tak, rozmawiam przez telefon. – Maddy Wolfe wyjrzała zza ściany skrywającej wejście do kuchni i uśmiechnęła się do syna. – Chodź, porozmawiasz ze swoim bratem.

– Z którym? – zapytał Jake, przechodząc przez salon do dużej, nieskazitelnie czystej kuchni.

– Z Cameronem – odpowiedziała, wręczając mu słuchawkę.

– Witaj, wielki bracie – rzucił Jake. – Gdzie teraz jesteś?

– Nie twój interes – usłyszał znajomy, chłodny głos brata.

– Aha, znów bawisz się w tajnego agenta, prawda? – zadrwił Jake, uśmiechając się do obserwującej go matki. Zmarszczyła brwi w wyrazie dezaprobaty, a wtedy Jake uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Brawo! Co za przenikliwość! – skomentował Cameron. – Kiedy ty wreszcie dorośniesz?

Jake nie czuł urazy. Po prostu tak właśnie zwykle rozmawiali. Właściwie byłby rozczarowany, gdyby Cameron przestał w ten sposób żartować; bałby się, że brat przestał się nim interesować.

– Wszystko we właściwym czasie – odpowiedział.

– Zdajesz sobie przecież sprawę, że jestem jeszcze młody? To ty niedługo skończysz czterdziestkę, staruszku, nie ja – zareplikował jak zwykle.

– Mądrala – mruknął Cameron. – Co u mamy?

– Przecież właśnie z nią rozmawiałeś – zauważył Jack, patrząc na Maddy. – Dlaczego nie skorzystałeś z okazji i nie zapytałeś jej bezpośrednio?

– Zapytałem, Jake – odpowiedział Cameron przeciągle wzdychając. – Znasz przecież mamę. Nawet przechodząc atak serca powiedziałaby, że czuje się świetnie.

Jake zmierzył matkę pełnym żartobliwej powagi spojrzeniem. Mimo sześćdziesiątego roku życia wyglądała zdrowo i ładnie.

– Wygląda dobrze – zameldował bratu. – Okaz zdrowia. Zadbana i seksowna jak diabli.

– Jake! – Maddy upomniała go, odwracając głowę, żeby ukryć uśmiech.

– Dobrze się bawisz, chłopcze? – zapytał zgryźliwie Cameron.

– Robię, co mogę – odparł Jake.

– Nieźle pracujesz, Jake. – Głos Camerona wyrażał skrywaną pochwałę. – Wiesz, że Erie, Royce i ja jesteśmy z ciebie dumni?

– Tak, wiem. – Jake z trudem opanował drżenie głosu. Pochwała Camerona była cenniejsza niż złoto.

– Chcesz jeszcze porozmawiać z mamą?

– Tak… Jake?

– Co?

– Uważaj na siebie.

Jake głośno przełknął ślinę.

– Dobrze. Ty też.

– Jasne.

Przepełniony pewnością siebie głos brata rozproszył wszystkie wątpliwości Jake'a co do tego, czy pochwała, którą przed chwilą usłyszał, była szczera. Odwrócił się i wręczył słuchawkę matce.

– Jakiś agent federalny chce z tobą rozmawiać.

Maddy wzięła słuchawkę, jednak zwróciła się jeszcze do Jake'a:

– Upiekłam twoje ulubione ciasteczka. Są w słoju, jak zwykle.

– Fajnie. Jest kawa?

– Nie. Ale może byś ją zaparzył, kiedy ja będę rozmawiała z twoim bratem?

Pół godziny później Jake siedział naprzeciw Maddy przy kuchennym stole. Zajadał ze smakiem ciasteczka i popijał je kawą. Gdy jedno wpadło do filiżanki, Maddy spojrzała na syna strofująco i wstała, żeby przynieść łyżeczkę, którą można byłoby je wyłowić.

– Mam nadzieję, że nie jesz w ten sposób w towarzystwie – westchnęła, zajmując swoje miejsce za stołem.