– Mamo! Jestem wstrząśnięty! – zaprotestował Jake. – Czy muszę ci przypominać, że reprezentuję władze miejskie? Jestem ni mniej, ni więcej, tylko przedstawicielem prawa, a ty traktujesz mnie jak dziecko.
– Wiem o tym.
– Skoro mówimy o przedstawicielach prawa… Czy Erie i Roy odezwali się ostatnio?
– Tak. – Maddy uśmiechnęła się tak, jak powinna się uśmiechać dumna matka. – Royce zatelefonował wczoraj wieczorem, po służbie, a Erie dziś rano. Moi chłopcy pilnują mnie, jakbym była jakimś groźnym przestępcą. Ojciec byłby z nich zadowolony.
– Z najmłodszego także? – zapytał Jake, czując lekki niepokój.
– Ach, Jake – odparła. – Myślę, że z ciebie przede wszystkim.
– Dlatego, że zacząłem wreszcie respektować tradycję rodzinną?
– Nie. – Maddy pokręciła głową. – Dlatego, że opuściłeś dom jako zbuntowany chłopiec, a powróciłeś jako dojrzały mężczyzna.
Jake poczuł, że ogarnia go wzruszenie. Do diabła, pomyślał, kiedyś z tego kpiłem, a teraz wiem, że akceptacja rodziny to coś bardzo ważnego.
– Zrozum – ciągnęła Maddy, gdy nie doczekała się odpowiedzi. – Wiem, że twój ojciec byłby podwójnie zadowolony, gdyby tylko mógł wiedzieć, że wstąpiłeś do policji.
– Owszem – przytaknął. – Ja też tak uważam. – Przerwał, a po chwili wahania dodał: – Wiesz co? Właściwie to lubię tę pracę.
– Nigdy bym nie przypuszczała. Wiesz, to mi o czymś przypomniało. Przeczytałam dziś rano w gazecie, że zajmowałeś się sprawą rozebrania na części jakiegoś samochodu.
– Tak. Jacyś dranie rozmontowali luksusowy samo- chód do ostatniej śrubki. Pamiętaj, żeby zawsze zamykać drzwi garażu.
– Nie pouczaj mnie, Jake. – Spojrzała surowo na syna. – Nigdy nie zapominam o zamknięciu garażu, ani o niczym równie ważnym.
– Dobrze, już dobrze. – Jake roześmiał się i uniósł ręce na znak kapitulacji. – To tylko takie przyjazne ostrzeżenie.
– Hmm… – Maddy wstała, żeby posprzątać ze stołu. – Przygotowuję na wieczór faszerowaną paprykę. Chcesz wpaść na kolację?
Jake uwielbiał faszerowaną paprykę. Oczywiście, Maddy o tym wiedziała. Jake podejrzewał, że matka obawia się, że jej najmłodszy syn nie odżywia się właściwie.
– Prawdopodobnie będę zajęty – odpowiedział. – Być może umówię się na randkę.
– Być może? – Maddy uniosła brwi.
– Jeszcze nie jestem pewien – wyjaśnił. – Muszę do niej zatelefonować.
– Do niej? – Brwi Maddy uniosły się jeszcze wyżej.
– Do dziewczyny, którą niedawno poznałem – dodał. – Nazywa się Sarah Cummings. Jest nową wykładowczynią na wydziale historii.
– Inteligentna, prawda?
To pytanie wywołało wspomnienia. Jake przypomniał sobie, jak Sarah tłumaczyła mu, na czym polega rola bohatera.
– Tak – odpowiedział zdecydowanie. – Bardzo inteligentna.
– Ładna?
– Jake poczuł, że zdradza go przed matką wyraz twarzy. Nie dbał o to, gdyż wiedział, że i tak niczego przed nią nie ukryje.
– Tak. – Wzruszył ramionami. – Nie, nie jest ładna. Jest piękna.
Maddy obserwowała syna uważnie przez kilka bardzo długich sekund.
– Oho – powiedziała wreszcie. – Chyba wiem.
– Wiesz? – zdziwił się Jake. – Co wiesz?
– Wygląda mi to na miłość od pierwszego wejrzenia – oświadczyła.
– Od pierwszego wejrzenia! – obruszył się. – Po prostu poznałem pewną kobietę. Chyba oglądasz za dużo seriali w telewizji.
Maddy obrzuciła syna wszystkowiedzącym, matczynym spojrzeniem.
– W ogóle nie oglądam seriali. Dobrze o tym wiesz – oświadczyła wyniośle. – Po prostu rozpoznaję symptomy. U ciebie, chłopcze, występują wszystkie.
– Symptomy nie są ostatecznym dowodem choroby – odparł Jake. – Wiesz o tym doskonale.
– No cóż, zobaczymy – rzuciła pogodnie. – To co, zadzwonisz do niej?
– Tak, zadzwonię – odpowiedział, czując, że nie może się już tego doczekać. – Nie zamierzam jednak tego zrobić przy tobie i narazić się na dalsze uwagi o charakterystycznych symptomach, czy czymś w tym rodzaju.
– Dobrze, przepraszam – prychnęła pogardliwie Maddy. – Nie krępuj się. – Wskazała teatralnym gestem przymocowany do ściany aparat telefoniczny.
– Nie będę ci przeszkadzać. Obejrzę sobie sobotnie kreskówki.
Ruszyła do saloniku, jednak zatrzymała się w drzwiach i obrzuciła go wesołym, ironicznym spojrzeniem. Takim, jakie po niej odziedziczył.
– Powodzenia, Jake. Trzymam za ciebie kciuki.
Jake uśmiechnął się do matki i podszedł do telefonu.
Rozdział 6
Telefon zadzwonił o dziesiątej czterdzieści pięć.
Przenikliwy dźwięk niemal sparaliżował Sarah, przywołując wspomnienie Jake'a. Zdawało się jej, że go widzi, czuje. Obraz tego mężczyzny rozgrzał ją, a jednocześnie zmroził. Oddychała szybko.
Jake.
Klęczała właśnie na podłodze w kuchni. Dzwonek telefonu zaskoczył ją w trakcie sprzątania.
Aby dotrzeć do aparatu telefonicznego, musiała pokonać świeżo umyty, mokry fragment podłogi. Wpatrzona w telefon, przygryzła wargi i zacisnęła palce na ścierce.
Drugi dzwonek.
Oczekiwała tego telefonu, bała się go, a jednocześnie o nim marzyła.
Co robić? zadała sobie pytanie, przygryzając wargę jeszcze mocniej. Odebrać? Nie odebrać? Roztrzaskać przyprawiające ją o rozterkę urządzenie?
Do diabła z losem i z całą tą sytuacją. Chcę go zobaczyć, pomyślała, chcę z nim być, ogrzać się w cieple jego śmiechu, zatonąć w objęciach, popróbować znów smaku jego ust.
Jake.
Telefon zadzwonił po raz trzeci.
Może to nie Jake, lecz ktoś inny? Jakiś kolega, matka, przedstawiciel firmy pragnącej jej coś sprzedać? A może wygrała jeden z niezliczonych konkursów organizowanych przez czasopisma?
Tak, rzeczywiście nie wiadomo…
Czwarty dzwonek.
Przygryzała gniewnie obolałą już wargę.
Dlaczego nie odłożyłam tej gazety na później, tylko przeczytałam ją jeszcze przed sprzątaniem? złajała się w myślach. Wstała. W ten sposób nie zauważyłabym tej notatki, która tak mnie zdenerwowała.
Telefon zadzwonił po raz piąty.
Sarah przeciągle jęknęła. Nie miała zwyczaju nie odbierać telefonu, a teraz, skoro to na pewno Jake… Zrobiła krok naprzód i przystanęła. Nie potrafiła podjąć decyzji.
Po co czytałam tę notatkę? Trudno, nie mogłam jej nie przeczytać, widząc w tytule nazwisko Jake'a.
Kolejny dzwonek.
Sarah zadrżała. Cholera jasna! Dlaczego łączę Andrew Hollingsa i jego przyjaciół z jakimś rozebranym na części samochodem? Przecież to nie ma sensu! Nic konkretnego na to nie wskazuje! A jednak… coś jej mówiło, że między kradzieżą a dziwnym zachowaniem studentów zachodzi jakiś związek.
Drgnęła na dźwięk kolejnego dzwonka.
Jake.
Pragnienie usłyszenia jego głosu wciąż ją prześladowało; wywoływało wątpliwości, budziło sprzeciw, pozbawiało resztek równowagi ducha.
Muszę się opanować, powiedziała sobie, robiąc kolejny krok w kierunku telefonu. Tak naprawdę, to niczego nie wiem. Zaczynam cierpieć pa manię prześladowczą. Mam zbyt bujną wyobraźnię.
Tym razem dzwonek targnął jeszcze silniej jej napiętymi do kresu wytrzymałości nerwami.
Sarah chciała odrzucić wszystkie zastrzeżenia i rzucić się do telefonu. Tak bardzo pragnęła usłyszeć głos Jake'a. Przyjmę jego zaproszenie na kolację, do kina, do… wszystkiego, co zaproponuje. Cholera, tak bardzo chcę go zobaczyć, być z nim, dotykać go. Nieważne, czy znam Jake'a od dwóch dni, czy od dwudziestu lat, myślała. Pragnę go, to oczywiste. Pokonała odległość dzielącą ją od telefonu i wyciągnęła rękę.