– Hmm… – Jake skinął głową. Ale czego ona się boi, pomyślał. Może mnie? Mojego munduru? Tego, co ten mundur oznacza?
Jake dopił wystygłą już kawę i wstał.
Żeby go szlag trafił.
Przygryzając dolną wargę, Sarah maszerowała w kierunku budynku wydziału nauk humanistycznych. Odruchowo odpowiadała na pozdrowienia mijanych po drodze studentów. Za piętnaście minut musi rozpocząć zajęcia.
Dlaczego przyjęłam to zaproszenie? zadała sobie pytanie, uśmiechając się do ładnej dziewczyny, która przytrzymała dla niej drzwi sali wykładowej.
Dałam się zastraszyć, przyznała w duchu, pokonując przestrzeń dzielącą ją od stolika wykładowcy. Gdy kładła torebkę i książki, drżały jej ręce. Jake Wolfe przytłoczył ją wzrostem, siłą, jakąś brutalną męskością. Właściwie jest przystojny, pomyślała.
– Dzień dobry, możemy zaczynać? – zapytała i rozpoczęła wykład.
– Choć świat Zachodu ledwie zdawał sobie z tego sprawę, cesarstwo chińskie było potężne już wtedy, gdy Rzymianie rozpoczynali podbój basenu Morza Śródziemnego.
Ma ciemnoniebieskie oczy; kolor wieczornego nieba.
– Tak, panie Kluesewitz. Chiny nie ustępowały Rzymowi potęgą ani bogactwem. Nawet w okresach największego rozkwitu imperium rzymskiego.
Ładna opalenizna, w tonacji głębokiego brązu.
– Oczywiście. Chiny pozostawiły bogate dziedzictwo literackie i artystyczne.
Wysoki, a każdy centymetr tego męskiego ciała wprost atakuje zmysły kobiety. Policjant…
– Po upadku dynastii Czou wewnętrzne walki toczyły się prawie przez dwieście lat.
Sarah przebrnęła jakoś przez zajęcia poświęcone starożytnym Chinom. Szmer na sali zmusił ją wreszcie do spojrzenia na zegarek. Koniec. Zastanawiając się, czy mówiła z sensem, podziękowała studentom za uwagę i zakończyła wykład.
Policjant. Westchnęła, zbierając swoje rzeczy.
Nieopatrznie zgodziła się spotkać z nim.
Czy wyglądam, jakbym na przykład… potrzebowała pomocy? Rozmyślała o tym podczas pozostałych zajęć i piętnastominutowego spaceru do mieszkania, które wynajmowała w miasteczku Sprucewood, na drugim piętrze świeżo odremontowanego domu. Lubiła chodzić pieszo; rzadko wyprowadzała samochód z garażu.
Tym razem nawet piękna jesienna pogoda i delikatny zapach palonych w ogródkach liści nie mogły skupić na sobie uwagi Sarah. Nękał ją określony problem. Czy policjant Jake Wolf potrafiłby jej pomóc?
Nie, odrzuciła tę myśl. Nie może zaufać ani jemu, ani żadnemu innemu policjantowi, prokuratorowi, czy sędziemu. To zbyt niebezpieczne. Chodzi przecież o życie. Życie innych, a może i jej własne.
„Milczenie jest złotem, panno Cummings". Echo słów studenta zabrzmiało ostrzegawczo w głowie Sarah. Zadrżała i nie miało to związku z chłodem początku października. Nie. Nie może nikomu o tym powiedzieć, zwłaszcza Jake'owi Wolfe'owi. To nie byłoby właściwym rozwiązaniem. Tak naprawdę, właściwego rozwiązania w ogóle nie ma. Nie ma ratunku.
Nastrój przygnębienia nie opuścił jej, gdy weszła do mieszkania, rzuciła rzeczy na krzesło i ruszyła do malutkiej kuchni. Przedtem była zbyt zdenerwowana, żeby myśleć o jedzeniu, teraz jednak głód, mimo nękającej ją troski, dał o sobie znać ze zdwojoną siłą. Przygotowała zapiekankę z makaronu, sera i brokułów. Wstawiła ją do piecyka, nastawiła minutnik i włożyła do lodówki butelkę białego wina. Potem wzięła gorącą kąpiel. Ciepła, rozleniwiająca woda była jak kojący balsam na zmęczone ciało. Sarah poczuła się lepiej. Gdy wychodziła z wanny, zabrzęczał minutnik piecyka, a jednocześnie… dzwonek do drzwi.
Kto to może być? Klnąc pod nosem na gości przychodzących nie w porę, narzuciła szlafrok na nagie, mokre ciało. Idąc do drzwi mocno zawiązała pasek. Znów usłyszała dzwonek.
– Kto tam? – zawołała, sięgając ręką do klamki.
– Jake Wolfe. – Głos tłumiły drzwi, jednak niezaprzeczalnie należał właśnie do niego.
Ręka Sarah zawisła w powietrzu o centymetr od klamki. Serce na moment przestało bić, a potem podjęło pracę w zdwojonym tempie. Poczuła suchość w gardle, dłonie jej zwilgotniały. Nie mogła zebrać myśli.
– Pani Cummings?
– Tak? – wykrztusiła.
– Czy otworzy pani drzwi?
Otworzę? Zerknęła na cieniusieńki materiał okrywający jej nagość. Nie ma mowy.
– Nie jestem ubrana! – krzyknęła.
– Więc niech się pani ubierze. Poczekam.
Szach i mat. Ubrać się i otworzyć, pomyślała, czy powiedzieć mu, żeby poszedł do diabła?
W kuchni brzęczał głośno dzwonek minutnika. Nie słyszała go.
– Sarah… jest pani tam?
Czy mógł słyszeć oddech? Bzdura!
– Tak, jestem.
– Czy to dzwonek alarmu przeciwpożarowego? Zapiekanka! Sarah spojrzała w kierunku kuchni, potem znowu na drzwi. To jasne, on nie odejdzie, pomyślała. Będę musiała w końcu otworzyć drzwi. Poza tym, jestem głodna.
– Czy coś się pali?
Pali się? Taka wspaniała zapiekanka! Szybko otworzyła drzwi. Nie spojrzała nawet na nieoczekiwanego gościa. Natychmiast popędziła do kuchni.
– Proszę wejść! – krzyknęła przez ramię. – Za chwilę wrócę!
Gdy otwierała drzwiczki piecyka, poczuła delikatne mrowienie w plecach. Choć była odwrócona tyłem, wiedziała że Jake Wolfe wszedł za nią do kuchni i stał… zbyt blisko.
– Czy mogę pomóc?
– Tak… nie. – Odwrócona tyłem do mężczyzny wyjęła zapiekankę, zatrzasnęła drzwiczki i wyłączyła brzęczyk. Czuła, że Jake przysunął się jeszcze bliżej. Słyszała jego spokojny oddech.
– Nie jest przypalona – mruknął – pięknie pachnie. Ser? Brokuły?
– Tak.
Odwróciła się i drgnęła. Stał tak blisko!
– Przepraszam – rzuciła zdecydowanie. – Chciałabym się ubrać.
Spodziewała się natrętnych spojrzeń, dwuznacznego uśmiechu. Nic z tych rzeczy. Jake Wolfe uśmiechnął się tylko przyjaźnie i odparł:
– Jasne. Poczekam w saloniku.
Pewnie, że poczekasz, mruknęła pod nosem po drodze do sypialni.
– Czy mógłbym w czymś pomóc?
Zatrzymała się gwałtownie w drzwiach. Jasne. Zaraz zaproponuje pomoc przy zapinaniu stanika.
– Niby w czym? – wycedziła przez zęby.
– Mógłbym nakryć stół – wyjaśnił. – Przecież nie może być pani tak okrutna, żeby kusić mnie tymi zapachami, a potem nie zaprosić na kolację.
– Nie mogę? – rzuciła chłodno. – Dlaczegóż by nie? Spojrzał na nią żałośnie.
– Prawo zakazuje stosowania okrutnych kar. Wtedy właśnie przyjrzała się mu dokładniej, a to co zobaczyła, zrobiło na niej wrażenie. Tym razem był w cywilnym ubraniu, a przystojna twarz i atletyczne ciało tylko na tym zyskały. Sarah chciała otrząsnąć się z przemożnego wrażenia, jakie wywarł na niej ten mężczyzna, lecz nie miała siły. Przeciwnie. Musiała zdobyć się na ogromny wysiłek, żeby nadać twarzy obojętny wyraz.
Obserwowała ukradkiem swego nowego znajomego. Wąskie biodra, długie, muskularne nogi. Spojrzała wyżej. Zobaczyła atletyczną klatkę piersiową i szerokie ramiona. Także silne, choć zgrabne dłonie, które opierał na biodrach.
Cały ten widok nasuwał Sarah myśli o bezczelnej, wyzywającej męskości. Wydawało się, że mężczyzna jest obojętny, jednak Sarah nie dała się oszukać. Wiedziała, że Jake z niecierpliwością czeka na zaproszenie.
Postanowiła go wyprosić, wyrzucić za drzwi. Nie mogła. Może nawet nie chciała?
Podjęła decyzję.
– Talerze są w szafce nad zlewem, sztućce w szufladzie, a serwetki na stole – poinformowała go nagle. – Wracam za minutę.
– Proszę się nie spieszyć, nigdzie się nie wybieram.
To właśnie mnie niepokoi, pomyślała Sarah, zamykając za sobą drzwi sypialni. Może, gdybym poznała go wcześniej, tydzień temu… Nie, to by niczego nie zmieniło.