Выбрать главу

Przeczuwała, że Jake popełnia błąd. Andrew nie był kimś, kogo można nie traktować serio.

Westchnęła i zaczęła rozważać możliwie najbardziej katastroficzny scenariusz.

Co się stanie, jeśli Jake nie wyśmieje jej podejrzeń, lecz potraktuje je poważnie? Sarah znała odpowiedź. Jake rozpocznie dochodzenie. Lekceważąc przeciwników, amatorów, studentów, znajdzie się od razu w niekorzystnym położeniu. Pomyśli, żerna do czynienia z kociętami, a natknie się na tygrysy. Może przegrać nawet, jeśli…

Nie. Sarah pokręciła głową. Precz z koszmarami. Tak się nie stanie, gdyż ona do tego nie dopuści.

Podporządkuje się żądaniu Andrew i będzie milczeć jak grób. Może Jake jest bohaterem, ale nie wystawię go na taką próbę, postanowiła. Przeciwnie: zrobię wszystko, żeby go chronić.

Sarah spędziła niemal bezsenną noc. Nie zasnęła całkowicie, jednak nękały ją koszmary. Na pograniczu jawy i snu widziała Jake'a na ziemi, w jakimś ciemnym zakątku. Krwawił. Chciała mu pomóc, jednak coś ją zatrzymywało, odrywało od ukochanego mężczyzny, sprawiało, że nie mogła się ruszyć z miejsca.

Koło piątej nad ranem odrzuciła na bok zmiętą pościel i wstała.

Wypiła kawę i przeczytała pozostałe wypracowania. Po pracy Andrew wydały się jej nudne i bezbarwne. Stwierdziła, że nie przełknie śniadania. Wzięła kąpiel, ubrała się i wyszła. Czuła gorzki smak kawy. Była bardzo głodna i niewyspana.

Resztę poranka spędziła na przypominaniu sobie, jaki wykład ma tego dnia wygłosić. Co chwila spoglądała nerwowo na zegarek. Pragnęła zobaczyć Jake'a, ukryć się w jego silnych ramionach. Jednocześnie obawiała się tego spotkania, tego, że da po sobie poznać, że coś ją dręczy, albo wypowie jakieś nieostrożne słowo, które mogłoby ją zdradzić. Nadeszła pora przerwy obiadowej. Sarah czuła się coraz gorzej. Gdy miała jak zwykle przejść przez ulicę w niedozwolonym miejscu, naprzeciwko baru Dave'a, drgnęła na widok furgonetki Andrew czekającej na zmianę światła na skrzyżowaniu. Niemal w tej samej chwili, po przeciwnej stronie ulicy, dostrzegła Jake'a. Machał do niej ręką, opierając się o swój policyjny samochód. Oczywiście miał na sobie mundur.

Zawahała się. Walczyła ze sobą, żeby nie uciec.

– No chodź, kochanie – zawołał Jake. – Prędko, zanim zmienią się światła.

Sarah nie miała wyboru. Powolnym krokiem podeszła do Jake'a. Dostrzegła kątem oka, że światło zmieniło się na zielone. Furgonetka ruszyła. Sarah niepewnie weszła na chodnik.

– Cześć. – Uśmiech Jake'a, mimo wszystko, jak zwykle wywarł na niej duże wrażenie.

Sarah otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, jednak nie zdążyła, gdyż Jake porwał ją w ramiona i mocno pocałował… właśnie wtedy, gdy mijała ich błyszcząca, czarno-srebrzysta furgonetka.

Pocałunek Jake'a omal pozbawił ją przytomności. Fakt, że Andrew mógł ją zobaczyć w objęciach policjanta, dodatkowo spotęgował wrażenie.

Sarah nie była w stanie nawet myśleć o tym, co mógł sądzić Andrew i jak zareaguje na zdarzenie, którego był przed chwilą świadkiem. Nie mogła myśleć o niczym. Jak bezwolny automat dała się zaprowadzić do małego baru.

– Czyżbym postąpił niezgodnie z zasadami przyzwoitości? – zapytał Jake, prowadząc ją do ustronnego stolika w rogu.

Chwytając się wymówki, którą Jake nieświadomie jej podsunął, skinęła głową:

– Ja, nie jestem przyzwyczajona… wiesz…

– Do całowania się w miejscu publicznym? – uzupełnił Jake, wybuchając śmiechem.

– T… tak.

– Przepraszam. – Jake nakrył dłonią jej rękę. – Wydaje mi się, że minęły wieki od naszego rozstania. Po prostu musiałem cię pocałować.

– Och, Jake. – Sarah miała ochotę krzyknąć, lecz zmusiła się do uśmiechu. – Tak bardzo za tobą tęskniłam.

– Roześmiał się radośnie, a potem spojrzał tak czule, że oczy Sarah zaszkliły się łzami. Zbuntowała się.

Do cholery z Andrew i jego idiotycznymi zabawami. Do cholery z jego groźbami, do diabła z nim.

– Cześć, staruszkowie, co dziś przekąsicie?

Powitanie Dave'a przerwało strumień gniewnych myśli Sarah. Spojrzała na niego, potem na Jake'a. Jake uśmiechnął się i podsunął jej kartę. Zmarszczyła brwi, starając się odczytać bez okularów nazwy dań.

Sama myśl o jedzeniu sprawiła, że Sarah odczuła rozdrażnienie. Musiała jednak coś zamówić, żeby uniknąć pytań Jake'a.

– Sarah?

– Właściwie… właściwie nie jestem bardzo głodna. – Udało się jej uśmiechnąć do Dave'a. – Czy mogę zamówić jakąś zupę?

– Aha. – Dave pokiwał głową. – Przecierany groszek z szynką. Zrobiłem to osobiście.

– Poproszę – zamówiła, odkładając kartę.

– To wszystko? – zapytał Jake. – Po miseczce zupy będziesz głodna przez cały dzień.

– Tak, to wszystko. – Nie patrząc na Jake'a, uśmiechnęła się do Dave'a. – Proszę tylko o zupę. I… jeszcze szklankę mleka – dodała uznając, że musi wypić coś oprócz kawy.

– Tak jest, psze pani. – Dave uśmiechnął się i spojrzał na Jake'a. – A ty?

– To co zwykle.

Dave rozpromienił się.

– Dwa hot dogi Coney Island i koktajl czekoladowy, tak?

– Tak.

Sarah powstrzymała wzruszenie ramion. Nie skomentowała tego dziwnego zamówienia.

– Uporałaś się z tymi wypracowaniami? – zapytał Jake, gdy Dave już odszedł.

Wypracowania. Andrew. Sarah musiała ukryć drżenie ramion.

– Tak – odpowiedziała. Gniew sprawił, że w tym momencie podjęła decyzję.

Ktoś musi się zająć tym Andrew. I to ja się nim zajmę, pomyślała, nie Jake.

– A więc? – ponaglił ją Jake.

– Więc co? – Sarah zmarszczyła brwi i zmięła w palcach papierową serwetkę. Podjęta przed chwilą decyzja nie przyszła jej łatwo.

– Co z tymi wypracowaniami? – Jake oderwał wzrok od jej palców i spojrzał w oczy.

Sarah odwróciła wzrok, bojąc się, że spojrzenie ją zdradzi.

– Bardzo dobre. Wystawiłam same dobre i bardzo dobre oceny.

– Co się stało, kochanie?

Sarah poczuła, że musi panować nad sobą ze wszystkich sił, gdyż inaczej zawiedzie ją głos.

– Stało? Nic. Dlaczego pytasz?

– Zachowujesz się bardzo dziwnie, nerwowo. – Jake zmarszczył brwi. – Właściwie to tak, jakbym to ja cię denerwował.

– Ty? Śmieszne! – Zaśmiała się dość sztucznie i wzruszyła ramionami. – Po prostu nie spałam zbyt dobrze. To wszystko. Poza tym… czuję się świetnie.

– Choć widać było, że nie przekonała Jake'a, Sarah odczuła ulgę, gdyż ten nie starał się za wszelką cenę uzyskać bardziej przekonującej odpowiedzi.

Jedli w milczeniu. Sarah udało się przełknąć zupę i mleko. Była już bliska załamania, gdy wreszcie spojrzała na zegarek i stwierdziła z ulgą, że powinna już wracać na uczelnię.

– Ja… już muszę iść – oświadczyła, unikając spojrzenia Jake'a. Zbierała swe rzeczy. – Za niecałe pół godziny mam zajęcia.

– Spotkamy się jutro? O tej samej porze? – zapytał Jake, kładąc na stole pieniądze.

– Ja… nie jestem pewna. – Gorączkowo szukała wymówki. – Dziekan mówił coś o zebraniu.

Ruszyła do drzwi.

– Może zadzwonię do ciebie jutro rano, zanim wyjdę do pracy?

– Jasne. – Jake odpowiedział automatycznie, jednak wpatrywał się w nią z napięciem.

– Kochanie, poczekaj. – Chwycił ją za ramię, gdy mijała już drzwi.

– Muszę iść, Jake. – Sarah usłyszała w swym głosie nutę desperacji. – Zadzwonię.

Strąciła z ramienia rękę Jake'a i zdecydowanie wyszła na ulicę. Zdążyła zrobić zaledwie cztery kroki, gdy usłyszała gwałtowny pisk opon. Odwróciła się i zobaczyła samochód. Pędził wprost na nią!