– Dziękuję, panie Bennet. – Jake spojrzał demonstracyjnie na zegarek. – Muszę już jechać. Do zobaczenia jutro rano.
– Do zobaczenia! I dbaj o to, by nie marnować energii podczas gimnastyki! – zawołał starszy pan, przekrzykując ryk zwiększającego obroty silnika czarno-białego radiowozu.
– Przyrzekam! – obiecał Jake, spoglądając w lusterko wsteczne przed wyjechaniem z pobocza na drogę.
Jake czuł się wspaniale. Piękny jesienny poranek, słońce i chłodne, rześkie powietrze. Wiedział jednak, że zawdzięcza doskonałe samopoczucie czemuś innemu niż koktajl, czy nawet ćwiczenia, które pan Bennet poradził mu wykonywać.
Jake skonstatował z zadowoleniem, że posada małomiasteczkowego gliny coraz rzadziej przyprawia go o rozterki. Kultywowanie tradycji rodzinnej może mieć swoje zalety, pomyślał. Nie to jednak było najważniejsze. Zdawał sobie w pełni sprawę z faktu, iż źródłem jego pogody ducha jest kobieta.
Sarah Cummings.
Samo wspomnienie jej imienia sprawiło, że w kącikach ust Jake'a zaigrał uśmiech.
Panie Boże, co za kobieta.
Obserwując patrolowany rejon, nie przestawał myśleć o niej i o tym, jak wyglądała, gdy poprzedniego dnia otworzyła drzwi swego mieszkania.
Burza wilgotnych, błyszczących włosów, twarz prześlicznie zaróżowiona po gorącej kąpieli. Wesołe iskierki w łagodnych, ciemnych oczach, wilgotne usta…
Jake odruchowo zwilżył językiem wyschnięte wargi. Do diabła, musiał przecież bardzo uważać, żeby nie dotknąć wilgotnych włosów, policzków… Potem, gdy spojrzał niżej, stoczył ze sobą prawdziwą walkę, żeby nie porwać jej w ramiona. Na widok smukłego ciała Sarah, ledwie okrytego cienkim szlafrokiem, doznał niemal fizycznego bólu.
Opuścił szybę, aby zimne powietrze mogło ostudzić jego rozgrzane ciało. Niedobrze z tobą człowieku, pomyślał i zaśmiał się cicho.
Najdziwniejsze jednak, przypomniał sobie zatrzymując samochód koło podstawówki, że kiedy pojawiła się w ubraniu, nie była ani trochę mniej seksowna.
Obserwując bacznie młodzież zdążającą do szkoły, rozmyślał o godzinach spędzonych w mieszkaniu Sarah. Zastanawiał się nad naturą niezwykłego wrażenia, jakie dziewczyna na nim wywierała.
– Dzień dobry, panie Wolfe!
Chóralne powitanie dziewczynek z drugiej klasy wyrwało Jake'a z zamyślenia.
– Dzień dobry, moje panie – odpowiedział jak zwykle, a one jak zwykle zachichotały.
Potem Jake podjechał pod szkołę zawodową, gdzie powtórzyła się ta sama scena. Mniej więcej.
– Cześć, Jake. – To bardziej poufałe pozdrowienie pochodziło od kilku chłopców z jednej ze starszych klas.
– Witajcie, dzieciaki – odpowiedział. – Zadziwicie dzisiaj nauczycielkę głębią swojej wiedzy?
– Jasne – odparł jeden z chłopców.
– Nie chcielibyśmy, żeby dostała z naszego powodu zawału serca – zażartował drugi.
– Miła niespodzianka na pewno jej nie zaszkodzi – odpowiedział Jake.
Chłopcy roześmiali się i poszli w kierunku drzwi szkoły. Jake znów ruszył, tym razem do liceum. Rutynowy patrol zawsze przebiegał tak samo, jednak policjant za każdym razem nie mógł się nadziwić, jak wysoka i dojrzała jest młodzież. To znaczy chłopcy wysocy, a dziewczęta dojrzałe.
Gdy ostatni młodzieniec zniknął w niskim, nowoczesnym budynku szkoły, Jake poczuł przypływ adrenaliny. Nadeszła pora wyższej uczelni.
Sarah.
Choć wiedział, że szansa dojrzenia dziewczyny w tłumie jest znikoma, nie mógł powstrzymać myśli kłębiących się w głowie.
Co przyciąga do siebie dwoje obcych ludzi? Prowadząc wóz wzdłuż ogrodzenia, z nadzieją wypatrywał uważnie Sarah.
Jest piękna, myślał, ale to nie wszystko. Znałem wiele pięknych kobiet, niektóre całkiem nieźle; przy żadnej z nich nie czułem jednak tego, co teraz.
Na pewno nie chodzi tu tylko o atrakcyjność fizyczną, uznał. Musi być coś jeszcze.
Jest inteligentna, to widać na pierwszy rzut oka.
Ma nieco cierpkie poczucie humoru. Jack cenił poczucie humoru nie mniej niż inteligencję.
Umie gotować.
Choć Jake cenił umiejętności kulinarne, nie uważał nigdy, że kobieta musi koniecznie je posiadać. Co do kuchni, wierzył przede wszystkim we własny talent.
Sarah… Sarah jest po prostu miła. Miło jest być obok niej, miło z nią rozmawiać, miło – podpowiadał mu to instynkt – byłoby kochać się z nią.
Biorąc to wszystko pod uwagę, uznał, że na korzyść Sarah przemawia bardzo wiele.
Uporawszy się z myślami, zerknął na zegarek i radośnie się uśmiechnął. Zręcznie zawrócił samochód. Minął uczelnię i ruszył w kierunku małego baru z hamburgerami.
Jeszcze pięć minut do przerwy w zajęciach.
Pięć minut do czasu ujrzenia Sarah.
Nie mógł się już doczekać.
Podekscytowany, zatrzymał samochód o centymetr od krawężnika, naprzeciw baru noszącego zabawną nazwę „Złota Kopystka". W tej samej chwili zobaczył, że Sarah przechodzi przez ulicę. W niedozwolonym miejscu.
– Mógłbym ci wlepić mandat albo skierować sprawę do sędziego – rzucił z udaną surowością, wysiadając z samochodu.
– Co?
Tym razem nie miała swoich wielkich okularów. Jej brązowe oczy rozbłysły… strachem?
– Za co? – zapytała niepewnie. Zrobiła niezręcznie krok i potknęła się o krawężnik.
Jedynie błyskawiczna reakcja Jake'a ocaliła dziewczynę przed upadkiem na chodnik. Gdy tylko odzyskała równowagę, wyszarpnęła ramię i odwróciła się w popłochu.
Jezu Chryste! O co tu chodzi? Przecież poprzedniego wieczoru zachowywała się normalnie? Rozmawiała, śmiała się, bez śladu dzisiejszej płochliwości.
– Ja… zadałam ci pytanie – powiedziała przepełnionym napięciem, załamującym się głosem.
Zmieszany zmianą zachowania Sarah, Jake zapomniał, że domagała się wyjaśnień. Co, u diabła, takiego powiedział? Wysilił umysł i nagle sobie przypomniał. Ach, tak, mandat, sędzia…
– Ja tylko… – zaczął, lecz przerwała mu tonem, w którym wojowniczość mieszała się z niepokojem:
– Powiedziałeś, że przekażesz moją sprawę sędziemu. Jaką sprawę?
– Przechodzenia przez jezdnię w niedozwolonym miejscu – wyjaśnił, potrząsając głową, jakby chciał w ten sposób uporządkować myśli.
– Przez jezdnię! – wykrzyknęła. Teraz ją ogarnęło zdumienie.
– Żartowałem, Sarah. – Nie wiedział, czy powinien – się roześmiać, czy zakląć. – Przeszłaś przez ulicę w niedozwolonym miejscu.
– Ach, tak.
Strach i wojownicze nastawienie najwidoczniej opuściły dziewczynę. Jake poczuł ulgę, lecz nadal niczego nie rozumiał.
– Muszę się napić kawy – oświadczył. Otworzył drzwi baru i przytrzymał je, by Sarah mogła przejść. – A ty?
– Tak, ja też.
Powlokła się do drzwi.
Co ja tu robię? Dlaczego znów jestem z nim?
Sarah zajęła miejsce na ławce przy stoliku. Starannie układała książki i torebkę, żeby uniknąć badawczego spojrzenia policjanta.
Jake uważa mnie chyba za idiotkę, pomyślała. Za jedną z tych postrzelonych kobietek, którym brakuje równowagi psychicznej. Takie kobiety zachowują się przyjaźnie, a po chwili bezsensownie wrogo. Są przyjacielskie, a zaraz potem antypatyczne. Na przemian spokojne i rozdrażnione.
Jeśli tak jest, trudno obarczać go winą. Rzeczywiście zachowuję się jak idiotka, uznała. Chociaż… on jest tym razem w mundurze…
– Cześć, Jake! O, pani Cummings – zawołał Dave wyłaniając się z kuchni. – Nie słyszałem, jak wchodziliście.
– Zainstaluj w drzwiach dzwonek – poradził Jake.
– Nigdy. – Dave pokręcił głową. – Próbowałem tego na początku, ale to cholerne urządzenie ciągle mi przeszkadzało.