– Sarah, kochanie, co ci się stało? – Przepełniony niepokojem głos Jake'a przeciął tę plątaninę niespokojnych myśli.
– Nic… ja… – Sarah urwała, by odzyskać przytomność umysłu i wymyślić jakieś przekonujące wyjaśnienie swego zachowania. Podświadomie podjęła już decyzję: nie będzie wplątywać w to Jake'a i narażać także jego na niebezpieczeństwo. Raczej ulegnie woli Andrew i będzie milczeć.
Jake przypatrywał się jej uważnie.
– Jest coś… Wyglądasz tak… na taką napiętą, prawie przerażoną. – Odpiął pas i pochylił się nad dziewczyną, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. – Chyba nie boisz się tego, że będziesz ze mną sam na sam, prawda?
– Och, nie – zawołała Sarah, stwierdzając jednocześnie, że mówi prawdę. – Myślałam tylko… – zaczęła, szukając gorączkowo jakiegoś pretekstu usprawiedliwiającego jej dziwne zachowanie. Nagle zatrzepotała – powiekami i otworzyła szeroko oczy. – Powiedziałeś do mnie: „kochanie".
Napięcie, widoczne w twarzy Jake'a, wyraźnie zelżało.
– Tak, powiedziałem – rzucił wesoło.
– Dlaczego? – zapytała niewinnie.
Kąciki ust Jake'a uniosły się w czarującym uśmiechu.
– Dlatego, że jesteś unikalna. Masz w sobie wszystko, co w kobiecie najsłodsze.
– Och… – Sarah ogarnęło zakłopotanie. Jak na osobę, która gardziła tanimi komplementami, poczuła zbyt dużą przyjemność.
Jake zbliżył twarz do jej twarzy.
– Mogę? – Gorący oddech pieścił policzek Sarah, wywołując reakcję, która ogarniała całe jej ciało.
Zadrżała. Tym razem z rozkoszy.
– N… nie… – Pokręciła głową i wstrzymała oddech. Pragnęła ust Jake'a.
– Mogę spróbować? – powtórzył Jake niskim, urywanym głosem.
Sarah przez chwilę walczyła ze sobą. Potem zrozumiała, że to na nic.
– Tutaj?
– Tylko troszkę – szepnął.
Sarah nie mogła mówić, nie mogła myśleć. Mogła tylko czuć i… czuła. Czuła całym ciałem. Jej usta płonęły, kruszał mur oporu.
– Tak, proszę.
Jake westchnął. Dotknął ustami jej warg. Rozchyliła je, a on, korzystając z tego niemego zaproszenia, pocałował ją.
Kontakt. Uderzenie prądu. Sarah poczuła je w każdej komórce, w każdym atomie swego ciała. Jake nie wzmacniał pocałunku; nie musiał zwiększać napięcia, żeby wyzwolić iskrę. Płomień strzelał coraz wyżej.
Zbyt gorąco, zbyt podniecająco, zbyt wcześnie.
Jake cofnął się na miejsce za kierownicą.
Oszołomiona potęgą reakcji własnego ciała, Sarah wpatrywała się w Jake'a z niemym zachwytem. Dotknęła palcami swych rozpalonych ust.
– Musimy zwiewać – rzucił nagle ostrym głosem. – Jezu, jeśli Cal będzie tędy przejeżdżał, zabierze nas na posterunek i zamknie za sianie zgorszenia w miejscu publicznym.
– Cal? – Sarah zamrugała powiekami i opuściła ręce na kolana.
Jake wziął głęboki oddech.
– Cal Parker, policjant z drugiej zmiany.
Sięgnął przez ramię, chwycił pas i zaczął walczyć z mechanizmem blokującym. Z powodu drżenia rąk udało mu się zapiąć pas dopiero po dwóch bezskutecznych próbach.
– Rozumiem. – Sarah z trudem przełknęła ślinę.
Jake włączył silnik i obrzucił Sarah przenikliwym spojrzeniem.
– W porządku, kochanie?
– Tak. – Zdobyła się na przekonujący uśmiech.
– Zapraszam na stary befsztyk z kartoflami.
– Zjem wszystko. – Spojrzała na Jake'a z rozbawieniem. – Przecież zaostrzyłeś mi apetyt tym… próbowaniem.
Wesoły śmiech mężczyzny wypełnił wnętrze wozu i wszystkie zakątki serca Sarah.
Rozdział 4
Pocałunek, tylko pocałunek, nawet niezbyt długi czy mocny.
Tylko pocałunek.
Aha, tylko, pomyślała z ironią Sarah. To „tylko" wystarczyło, żebym niemal oszalała.
Od pocałunku upłynęły już dwie godziny, 'a nadal nie mogę dojść do siebie. Dwie godziny!
Sarah spojrzała na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu o szklanym blacie. O dziwo, sekundy i minuty znaczące czas, który minął od pocałunku, mijały spokojnie, choć Sarah czuła jakieś wewnętrzne napięcie.
Ona i Jake wspólnie przygotowali kolację, rozmawiając i wybuchając śmiechem. Nakryli do stołu w przytulnej wnęce przylegającej do kuchni. Choć zachowywali się po prostu jak starzy znajomi, napięcie nie opuszczało Sarah, sprawiając, że czuła się trochę dziwnie, jakby czekała na coś przyjemnego.
W niewielkiej kuchni dotykali się przelotnie ramionami, czasem spotykały się ich palce albo spojrzenia.
Oznaki następnego emocjonalnego wstrząsu. Dużego. Sarah czuła rosnące w niej napięcie.
Ukrywała je starannie, odkładając serwetkę na stół.
– Za pospiesznie przygotowaną namiastkę kolacji – wzniosła toast, uśmiechając się promiennie do Jake'a. – Pycha.
– Ciasto nie było takie pyszne, jak wynikałoby z reklamy na opakowaniu – usprawiedliwiał się, wznosząc kieliszek. – Wcale nie smakowało jak domowe, a w każdym razie nie przypominało w niczym placka jabłkowego, jaki robi moja mama.
– Ja nie mam skali porównawczej – roześmiała się Sarah. – Moja mama nie ma pojęcia o gotowaniu. Ojciec mawiał, że jego żona jest jedynym kucharzem, który potrafi przypalić wodę.
Śmiejąc się wraz z Sarah, Jake odsunął krzesło i wstał.
– Chodźmy do saloniku – zaproponował zabierając oba kieliszki. – Tam będzie nam wygodniej.
– Najpierw posprzątam – zaprotestowała. Wstała i sięgnęła po pierwszy z brzegu pusty talerz.
Jake chwycił ją za nadgarstek.
– To może poczekać. – Zbył bałagan wzruszeniem ramion i rozluźnił uchwyt dłoni. – Proszę. – Zapraszającym gestem wskazał drzwi do saloniku.
– Chciałbym usłyszeć od ciebie coś więcej.
– O gotowaniu mojej mamy? – Sarah wyszła z kuchni. – Co tu jest do opowiadania? – zapytała z uśmiechem, zajmując miejsce w rogu długiej kanapy. – To nudne.
– W porządku. – Jake wręczył jej kieliszek. Usiadł na pufie naprzeciw dziewczyny. – Wobec tego zadowolę się twoim życiorysem.
– Mam opowiadać o swoim życiu? – Sarah spojrzała na Jake'a z udanym przerażeniem. – Od pierwszego dnia?
– Wszystkie szczegóły – nalegał Jake. – Od pierwszego dnia życia do wczoraj.
To znaczy do czasu, kiedy się poznali. Nie powiedział tego. Nie musiał. Sarah czuła instynktownie, że Jake przywiązuje duże znaczenie do tego momentu.
– Nie jesteś zmęczony? – zapytała wiedząc, że zmęczenie jest ostatnią rzeczą, którą w tej chwili odczuwa.
– Zmęczony? – Jake zmarszczył brwi. – Nie. Dlaczego pytasz?
– Mój życiorys jest dość nudny – wyjaśniła. – Uważaj, bo uśniesz.
– Nudny? – Niedbały ton Jake'a maskował zastawianą właśnie pułapkę. – A co z jego mrocznymi, ociekającymi seksem aspektami?
Bez zastanowienia wpadła w pułapkę.
– Nie ma żadnych mrocznych i ociekających seksem aspektów.
Leniwy uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– To niedobrze. – Uniósł kieliszek i wypił łyk wina. Potem spojrzał Sarah w oczy. – A może chciałabyś jakoś uzupełnić tę dotkliwą lukę?
On tylko żartuje, uspokajała się w duchu Sarah. Ona także napiła się wina, żeby zwilżyć wyschnięte nagle gardło. Cóż, można zagrać w tę grę.
– Co miałeś na myśli? – zapytała głosem, któremu chciała nadać nieco ironiczne brzmienie.
– Na przykład kąpiel nago w wannie wypełnionej szampanem.
– To dość kosztowne. – Sarah udało się zachować powagę. – Czy może masz nadmiar szampana?