Skąd u neofickich młodzianków, zajmujących się boską propagandą, pewność posiadania jedynie słusznej prawdy? Jakby prawda musiała być prosta (prostacko oczywista) i niesprzeczna. Gdzie niuanse Bernanosa, Pascala? Jeśli prawda ma opisywać byt (Byt), to z natury musi być sprzeczna, gdyż byt jest paradoksalny. Wiara jest też paradoksalna, przekraczająca normy rozsądku. Obrońcy prawdy, prawdulki wykrojonej do wielkości gazety czy ekranu, dopadają ukrytego (wszędzie poza nimi) diabła. Wyciągają go za ogon. Opisują swoje wysiłki walki ze złem, z tą wystającą końcówką zła. Ciągną w kolejnych audycjach ogon diabła, w duszy ciągnąc metafizycznego druta. A tak naprawdę (naprawdę), w większości ciągną za nitkę z rozwijającego się kłębka własnego poplątania.
Leżę na dywanie, obserwuję podskakującą sukienkę. Coś w środku mnie przebiera nóżkami i rączkami. Obudzona właśnie wiewiórka. Biegnąca na kołowrotku przed siebie, w coraz ciaśniejszej klatce.
20/21 III Noc
Próba rodzenia. Nocą podrywa mnie z łóżka do kibla. Biegunka, zatrucie? Bóle menstruacyjne, mdli. Chodzę w kółko po mieszkaniu, łapię się stołu. Nie ma skurczów, wody nie odeszły, a ja rodzę ból. Piotr się budzi, bardziej przerażony ode mnie. Kręci się przy telefonie, międli kartkę ze spisem szpitali.
– Zostaw, co im powiesz, żona zrobiła kupę?
Po godzinie mogę się wyprostować. Na pewno zatrucie. Ciągle wygłodniała, podjadam byle co i to są skutki.
Pietuszka czyta na głos z podręcznika:
„Na filmach poród rozpoczyna się dramatycznie i jednoznacznie. Kobieta chwyta się za brzuch i jęczy «Rodzę!», czym wprawia swego partnera w stan komicznej bieganiny. W życiu jednak taka scena rozgrywa się dużo wolniej. Jak rozpoznasz, że poród się rozpoczął, jeżeli nigdy przedtem tego nie przeżyłaś? Na szczęście twój organizm wysyła kilka wczesnych sygnałów informujących. Mogą się one pojawiać w odstępie kilku dni albo wszystkie naraz (…), pobolewanie brzucha jak przed miesiączką, potrzeba częstych wypróżnień, a nawet biegunka. Pomimo tych uciążliwości dzień albo dwa przed porodem poczujesz przypływ energii…”
Zatrucie czy poród? Pierwszy dzień wiosny i Baranek, wchodząc w swój znak Zodiaku, zaczął podskakiwać? Jeżeli poród… podobny do okresu, da się wytrzymać.
Postraszeni nocnym nalotem bólu, postanawiamy kupić już kompletną wyprawkę dla Polki.
21 III
Oglądam w sklepie ciuszki, nosidełka. Jestem znowu w dzieciństwie. Miniaturowe sukienki, grzebyki, mebelki dla lalek. Piotr zadumał się nad śpioszkami.
– Ubranie dla kogoś, kto jeszcze nigdy nic nie nosił, kogo jeszcze nie ma na świecie. Pierwsze ubranko…
– Sto koron, Pietuszka, sto koron… weźmy coś tańszego.
Nie mogę się uspokoić. Czekam? Już dawno minęła północ. Jestem wyspana, nie śpiąc. Moja mama urodziła pierwsze dziecko po pięciu godzinach, w domu. Siostra, mając już skurcze, zrobiła sobie pedikiur, makijaż. W szpitalu, gdy minęły pierwsze bóle, zapytała, kiedy zacznie się poród.
– Już po wszystkim – położna bardziej od niej zszokowana tak lekkim porodem, wyjęła na świat niemal uśmiechniętego Siostrzeńca. Niestety łatwość rodzenia ani umierania nie jest chyba dziedziczna.
O czwartej nad ranem z czytanej książki wysypują się mi słowa. Widzę co drugie, przysypiam. Te, które zostały na zamglonych stronach, są ostre i wąskie. Podważają opadające powieki, łuskę wysychającej świadomości.
Szykuję powoli przeprowadzkę, torby niepotrzebnych rzeczy do wyrzucenia. Najbardziej żal kwiatów, egzekucja na roślinkach. Ratuje się zeszłoroczna pelargonia. Ma nabrzmiały zielony pączek. W przeliczeniu na ludzkie koniec dziewiątego miesiąca, ostatnie dni przed pojawieniem się czerwonego kwiatka. Która z nas będzie mieć szybciej rozwiązanie? Gdyby zakwitła w dzień urodzin Poli…
Pelargonie wydawały mi się obrzydliwymi, mieszczańskimi kwiatkami, wystawianymi na balkony i okna razem z wietrzoną pościelą. Miały zapach przepoconych łóżek. Wyrzucona na parapet biaława pierzyna, wypchana opasłą, różowo cielistą poszewką. Ubite łóżkowe zwierzę, zwisające z okna, żeby się wykrwawiło i skruszało. Warstewka podżółconego tłuszczem powleczenia, okrywającego połcie różowego mięsa. Obok smętne pelargonie.
Sama nazwa przywołuje śmierć: pelargonia – agonia.
Zamordowane pierzyny, okrywające martwe życie rodzinne, żałobne doniczki kwiatków przestały mnie straszyć w Szwecji. Zatęskniłam za widokiem wietrzących się kołder. Odrobiny wywalonego na widok publiczny domowego ciepełka. Pelargonie w bladawym krajobrazie stały się nagle wściekle jaskrawe. Bezczelne niby poszminkowane wulgarnie usta prostytutek, w kraju, gdzie klientów dziwek zamyka się do więzienia.
Oszołomiona czerwienią ich płatków, kupiłam rok temu doniczkę z pachnącą pelargonią, wysoką, zadbaną i drogą, w swojej kategorii roślinną cali girl. Warto było skorzystać z jej usług. Zapłaciło się raz, a kwitła wiele razy do późnej jesieni.
22 III
– Przyjdą obcy – mój święty Piotr ze smokiem odkurzacza walczy z kurzem.
– Jacy obcy?
– Tak się mówi po szwedzku „przyjdą goście”. Czujesz tę gościnność?
Zjawi się makler – facet z biura nieruchomości, wycenić mieszkanie.
– Obcy będzie punktualnie o dwunastej?
– Jeżeli Szwed, co do minuty. Gdyby miał się spóźnić pięć minut, zadzwoni, że jest już na trasie.
W Watykanie odmawiają Anioł Pański, w Krakowie trąbią hejnał, u nas makler w pracowniczym mundurku. Bardzo czarny plastikowy garnitur i bardzo biała nylonowa koszula. Na piersi herb banku – złota moneta. Ogląda schody, skrzynkę pocztową. W mieszkaniu wyjmuje cyfrowy aparat fotograficzny, staje przy oknie z widokiem na jezioro.
– Widać tylko zimą – ostrzega Piotr.
– Sprzedamy mieszkanie w ciągu miesiąca, nie zasłonią go jeszcze drzewa. Oferta z widokiem na jezioro jest droższa.
Nie wiem, jakie widoki i na co ma gospodarka szwedzka. Chałupa kupiona względnie tanio trzy lata temu zdrożała do dzisiaj pięciokrotnie. Socjalistyczny Pietuszka czuje się nieswojo, spekulacyjnie.
– Lucky you! - makler chowa kalkulator. Zdjęcia mieszkania będą zaraz w lntemecie, ogłoszenia o sprzedaży za tydzień we wszystkich lokalnych gazetach i największym sztokholmskim dzienniku.
– A, jeszcze jedno – zawraca z tarasu. – Klienci nie lubią, gdy ktoś jest w domu, chcą mieć swobodę oglądania… rozumiecie.
Jasne, obcy nie lubią obcych.
– Ale będzie niemowlę, nie możemy ciągle wychodzić na spacery – ostrzega Pietuszka.
– No tak, tak, coś się uzgodni. Schowamy się w szafie.
23 III
W co ja wierzę? W sny. Ostatnio śnił mi się Pan Bóg.
Strawione jedzenie krąży po organizmie, odżywiając komórki. Jego porcje powędrują w części ciała wygłodniałe witamin i energii. Wessie je mózg, wątroba, rurką pępowiny popłyną do Poli. Odżywczy obiad niechcący trafia mi jednak z żołądka do gardła. Zaciskam zęby, nie porzygam się. Poniżej, w przełyku, zaczyna się mozolna, proletariacka harówa metabolizmu, pozbawionego wydelikaconego zmysłu smaku, mam nadzieję. A jeżeli nie? I ręka albo noga mają wyrobione gusta kulinarne?
24 III
Wizyta w przychodni. Położna załadowała nam trzy kasety wideo z filmami o macierzyństwie i wyszła do swojego gabinetu.