Выбрать главу

Macie własny język, którym się porozumiewacie?

Pewnie, że mamy. Najczęściej niecenzuralny. Mamy też dwie prywatne książeczki, które zapisujemy tylko dla siebie. Jedna jest rodzajem dziennika pokładowego naszego związku. Piszemy, raz jedno, raz drugie, co się dzieje z nami i wokół nas. Wklejamy tam zdjęcia, bilety, hotelowe rachunki… Druga książeczka służy do świntuszenia. Zapisujemy w niej nieprzyzwoite wierszyki i dowcipy. Tyle się już tego zebrało, że może pora opublikować.

Do czego byś porównał wasz związek?

To jest jak łaska łagodnego oddychania. Nie oddychasz – nie żyjesz.

Sierpień

Sierpień – trzydzieści jeden odmian tego samego dnia. Wstaję, śniadanie, o dziewiątej do roboty, czyli w dyby komputera. Do czwartej, piątej pisanie scenariusza Miasteczka, potem spacer, odmóżdżenie, telewizja. Po dniu pisania nie mam siły czytać, nienawidzę literek. Nie narzekam: żyję. We wrześniu zatrzasnę komputer i będę wolna. Nie będę musiała skrobać nic do gazet, spieszyć się z książką.

Planujemy wrześniowe wakacje. Całe lato pracowaliśmy albo „chorowaliśmy”. Namawiam Piotra na Ocean Indyjski. Nie jesteśmy jednak w stanie lecieć pół dnia. Po więcej niż czterech godzinach w samolocie mam ochotę wyć, a Pietuszka przegryźć uszczelki okien.

Wymyślam przesiadki. Chciałabym zobaczyć Izrael, Piotr nie widział Katmandu, celem byłaby północna Australia. Nic z tego, mój rozważny Pietuszkin wylicza: ile wydamy. Poza tym on ma tylko dwa tygodnie urlopu. Wybieramy Grecję: blisko, ciepło i nie trzeba siedzieć na plaży, jest co zwiedzać.

Sięgnęłam ledwo przytomnie po coś do zjedzenia, gapiąc się w komputer. Ugryzłam trochę zielonego pomidora. Zanim zdążyłam go połknąć, poczułam mdłości. Taki pomidor może być mordercą. Przeszłam na suchy chleb i herbatę. Po dwóch dniach nadal to samo: głód, mdłości. Nic nie boli, ale skąd mogę wiedzieć, jak boli woreczek żółciowy albo trzustka. Pietuszka doprowadzony do rozpaczy:

– Wyrzuć te zioła, diety! Zacznij jeść, zagłodziłaś się i masz efekt.

Wyrzucam. Niewiele pomaga.

Chodzimy wieczorami na grzyby. Borowiki z bajki, do kolan. Łażąc za Pietuszka, nauczyłam się odróżniać prawdziwki: kapelusz niby dobrze wypieczona bułeczka. Są różne odmiany borowików: te jaśniejsze przy jeziorze i te z pokrzywionymi nóżkami pod górą. Lgną do ludzi, wyłażą na ścieżki, nie siedzą gdzieś w głębi lasu. Zbieram grzyby, staram się zapomnieć o mdłościach, gorączce. Do lekarza pójdę za tydzień w Polsce. Teraz nie mam czasu, muszę skończyć scenariusz Miasteczka. Produkcja pilnuje terminów, nie ma zmiłuj się.