Выбрать главу

Jedziemy na skróty przez Ciemną Wyspę. Kawiarnia antropozofów zamknięta. Ich drewniana siedziba – stodoła pomalowana pastelowymi farbkami – zalatuje mi podejrzanie: gnijący niebieski, a pomarańczowy zbutwiał w zielony. Wracamy do domu. Mijamy stację, Pietuszka bierze benzynę. Przechodzi dzieciak z hot dogiem. Mam ochotę mu go wyrwać.

– Piotr, ile tu kosztuje kiełbasa na ciepło?

– Dychę… Dziecinna jesteś, co zobaczysz, do buzi. Przecież nie jesz mięsa, rozchorujesz się po ścierwie.

– Zjadłabym… Ale jest już po ósmej… nie mogę, zaszkodzi wątrobie pracującej do szóstej…

Dość, rano szukam testu ciążowego. Zaraz kontrolna wizyta u ginekologa. Na wszelki wypadek, gdyby pytał o ciążę… zawsze pod koniec miesiąca mogę być… Dzisiaj powinnam dostać okres, już zaczynam cierpieć. Trudno mi powiedzieć: mdłości czy skurcze. Pietuszka wchodzi do łazienki, kiedy obsikuję tester. Żaden tam karteluszek w plastiku. Designerski bolid, rolls – royce w klasie testów ciążowych. Pietuszka stuka się w głowę:

– Czysta marnacja i babska ciekawość – kładzie się znowu do łóżka.

Prawda, zużyłam już tyle testów… Znam swoje ciało na pamięć, każdy objaw, ale nie używając żadnych anty – ani spiralnych pułapek na dzieci… muszę mieć pewność. Zwłaszcza że biorę leki na serce, zabronione w czasie ciąży…

W pierwszym okienku pojawia się powoli niebieska kreska, aha, potwierdzenie, test działa. W drugim okienku… jak zawsze będzie pudło, czerwony minusik… czekam… kropelka wsiąka i zabarwia się na niebiesko. Bzdura. Czytam instrukcję. „Oceanie Blue: Pojawienie się pierwszej niebieskiej kreski oznacza ciążę. Druga niebieska kreska potwierdza prawidłowość testu. Wynik: 99,9% pewności”. Trzymam w dwóch palcach plastikowy bolid, na ręku wylądowało mi UFO.

– Piotr!!!

– No co? – Jestem w ciąży. Pietuszka wybiega z sypialni.

– Pomyliłaś się, pokaż…

Aha, pomyliłam się, ale wcześniej. Teraz jestem na niebiesko.

– Zgadza się dupcik, jesteśmy w ciąży – Piotr stuka w tester, kreska nie znika, robi się prawie granatowa.

– Jak to? Teraz? Euaaa – coś bredzę. Zaczynam się trząść, śmiać, płakać.

To wszystko zmieni, w cudowny sposób, ale… Dziecko? Kiedyś, później, w tak odległej przyszłości, że prawie w innym wymiarze, nierealnie. Całujemy się, przytulamy ze strachu. Dziecko. Sami jesteśmy przerażonymi dziećmi. Idziemy do łóżka i kochamy się, dotykając ostrożnie, jakbyśmy byli ze sobą pierwszy raz: „Mama, tata”. Budzi nas zegarek nastawiony na pierwszą. O drugiej musimy być w Sztokholmie, w przychodni. Pędzimy do wozu, ubierając się po drodze.