– Nie pozwól jej nigdy sobie wyciąć – przestrzegał, mocując na ścianie w kuchni chińskie zwierciadło bagua odpychające złe moce.
Może to jasnowidząca macica podpowiada mi teraz: „Nie jest dobrze”?
– I co, pani doktor? – widzę jej minę, jakby na – macała okruchy, których nie może ze mnie wydłubać.
– Nie podoba mi się tu, po prawej stronie – włącza USG. – Proszę spojrzeć, cztery centymetry czegoś…
Nic nie widzę. Śnieżący, zepsuty telewizor albo radar, omiatający mój brzuch w poszukiwaniu wroga.
– Ale co to jest, pani doktor?
– Cysta, równie dobrze mięśniak, raczej mięśniak… nie wiem. Kiedy ostatni raz była pani na badaniach?
Ten medyczno – kryminalnie zatroskany głos: „Kto jest mordercą, kto ostatni widział i słyszał…” – Ależ proszę się nie martwić: biopsja, operacja, to absolutnie nie musi być…
Wychodzę na parking i rozpłakuję się Piotrowi.
– Spokojnie, spokojnie – przytula mnie bezradnie.
A ja ryczę przerażona sobą, że tak naprawdę poczułam ulgę, że już. Nie trzeba dłużej czekać, nareszcie umrę, byle mnie jeszcze nie męczyli. Po co?
Planuję śmierć: za wszystkie oszczędności lecę do Australii. Zdycham w słońcu, na plaży, jak samobójczo rzucający się na piasek delfin. Zamiast szpitali i zimna matczyne ciepło nagrzanej ziemi, kolory. Jeśli zacznie boleć nie do wytrzymania, wejść do bezpiecznie kołyszącego oceanu, wsunąć się pod fale. Umierając, nie bać się ciemności. Widzieć prawdziwe tropikalne niebo rozgrzane Słońcem i gwiazdami.
Początek lipca. Polska
Miały być wakacje, zamiast tego siedzę na Saskiej Kępie w poczekalni lekarza. Pocieszam się, że lekarza, bo dokładniej – akupunkturzysty.
„Lekarz chirurg ze specjalnością tradycyjnej medycyny chińskiej” – oglądam wizytówkę, czekając na swoją kolej. Spodziewam się bełkotu o Ying, Yang, ponakłuwania szpikulcami i zrobienia ze mnie cierpiącego jeża. Przerażona niejasną diagnozą szwedzkiej ginekolog, jestem w pokornej fazie szukania cudu. Podręcznikowe etapy zgody na śmierć, buntu („Dlaczego ja?!”) mam już za sobą.
Gabinet urządzony po europejsku, ale pytania Igiełki dość egzotyczne: kiedy się pocę, o której budzę się nocą. Bierze mnie za ręce. Bada puls, ogląda język i oczy. Wyrok: