Выбрать главу

Z Okęcia prosto do Holidaya. Zmierzch, koniec lata. W hotelu ciągle ta sama klimatyzowana pora roku. Proszę pokój „dla pilotów” (lądujących tu tylko, żeby się przespać) – hasło, po którym nie trzeba wyliczać, że ma być cicho, nie od ulicy, wysoko.

Chleba! Chleba! Ja tu za polskim chlebem. Szwedzi, biedny naród, nie znają zapachu piekarni, świeżego, prawdziwego chlebka. Udaje mi się wyżebrać kromkę w hotelowej kawiarni tuż przed zamknięciem. Zasypiam, ssąc chrupką skórkę przy migoczącym w telewizji Człowieku z żelaza. Jak kombatant chciałabym powiedzieć: „Tacy byliśmy młodzi: No i co? Skoro Człowiek z…, to jutro kończy się sierpień. Jedyne, z czym po latach kojarzy się «Solidarność», z kalendarzem”.

Rytuał ciąży: odbija mi się, bekam na dobranoc. Kolejny dzień z życia bekasa.

Wrzesień. Warszawa

Od rana z Produkcją Miasteczka. Spotykamy się na Chełmskiej w kultowym baraku, gdzie powstawało polskie kino. Czasy się zmieniły: aktorzy gwiazdorami, producenci milionerami. Kultowa kanciapa została niezmieniona: rozklekotane biurko i zarwane fotele – pamiątki heroicznej przeszłości. W trakcie rozmowy z nowym reżyserem orientuję się, że nie namnożyłam postaci, ale przez wakacje pozmieniałam im imiona, stąd zamieszanie. Nie mam pamięci do nazwisk prawdziwych ludzi, a co dopiero filmowych postaci.

Proszę o szybsze wypowiadanie dialogów w nowej serii Miasteczka. Mniej teatru, więcej kolorów. Robimy serial, nie Bergmana. Chyba się rozumiemy: kopnąć kamerę, ożywić ten schemat pseudopsychologii polskich filmików telewizyjnych. Zdaję sobie sprawę, że siedzę tu z librettem do dziesięciu odcinków. Co wyśpiewają aktorzy, reżyser, nie zależy zupełnie od scenarzystów. Jednak próbuję wsadzić swoje trzy grosze niewymienialnej na konkret waluty wyobraźni.

Zastanawiamy się nad szczegółami. W którejś ze scen aktorka używa testu ciążowego.

– Trzeba będzie znaleźć kogoś w ciąży albo pokolorować te papierki, czy jak? – żartuje Producentka.

Liczę do pięciu, powstrzymując beknięcie, czy coś po mnie widać?

Po południu spotkanie w innej firmie produkcyjnej. Przy kręceniu adaptacji mojej Sandry K., dla teatru telewizji palnęłam o pomyśle na film kostiumowy z XVIII wieku. „Przyjęło się” i rozmawiamy o warunkach. W gabinecie czekają na mnie producent i reżyser J. Mam na końcu języka wyznanie: „Nie oglądałam powtórki pana filmu, za mocny”. Nie ta wrażliwość, kiedy mogłam patrzeć na filmy o Powstaniu Warszawskim. Są za absurdalne, za bolesne.