– Jajnik powiększony – orzeka.
Też to wiem, akurat jajeczkuję, aż cieknie mi po nogach. Co ja tu robię? Sprawiam przyjemność B., uwiedzionej egzotyką cuchnącej jurty. Płacę prawie dwieście złotych za ziołowe kuleczki i proszki. Dla Mongołki nawet kilkudziesięciocentymetrowa cysta jest do usunięcia igłami, tybetańską techniką. Ale najpierw dwa miesiące te ziołowe bobki spod Himalajów. Dopiero potem akupunktura. Niestety, operacja za tydzień. Muszę wyjechać z mongoloidalnej Polski.
Koniec lipca. Szwecja
Pietuszka wiezie mnie na badania do kliniki. Jest lato, pogoda jesienna, leje. Czyli opis przyrody oddaje wewnętrzny stan bohaterów. Ostatnie dni przed horrorem naświetlań, chemioterapii. Pietuszka do końca ma przeczucie: „Nic złego się nie stanie. Nie może, póki jesteśmy razem”.
W szpitalu bada mnie dwóch ginekologów, każdy z własnym superdokładnym telewizorkiem. Rozmawiamy po szwedzko – angielsko – francusku. W rozpaczy, szukając precyzyjnego sformułowania, ginekolog wrzeszczy po łacinie: – Kuna! – Macha mi przed oczyma ręką, pokazując zakrzywienie i się śmieje.
– Nie będę operowana?
– A po co? Taka twoja uroda. Co hem. Koppla av! (Do domu. Rozluźnij się!)
Po raz pierwszy podoba mi się szwedzki: Go hem, go hem, kurwa…
Idę do poczekalni w zielonym, szpitalnym fartuszku ledwo zakrywającym pupę. Najchętniej zadarłabym go jeszcze wyżej, pokazując:.Jestem zdrowa!”
Do sali operacyjnej jedzie łóżko z zapłakaną kobietą. Wchodziłyśmy razem do szpitala. Wloką się za nią plastikowe wnętrzności kroplówek.
– Piotr, jedziemy do domu, pomyłka, jestem zdrowa!!! – krzyczę po polsku na całą poczekalnię.
Przed snem głaszczę lapis lazuli, złote żyłki, przez które absurdalnie przepływa szczęście.
Telefon z Polski, pytanie, czy zgodzimy się na wywiad do „Zwierciadła”, cykclass="underline" „Pytania do dwojga”. Cykorzymy… Nigdy nie mówiliśmy publicznie o nas. Gazetowe chuju – muju. Piotr jest przesądny: „Dobrze nam. Po kiego kusić diabła?”
Z drugiej strony, jeżeli już wywieszać prześcieradła,.Zwierciadło” ma swoją klasę, z kolorowych pism najbardziej psychologiczne, z felietonami Eichelbergera, porządnymi tekstami: mniej glamouru, więcej sensu. Zastanawiamy się, próbujemy. Redaktorka wyjątkowo kontaktowa, bez tych szpanów typowych dla (rzędu Naczelnych) prasy kobiecej: „My uczymy kultury i elegancji, produkując świecidełka”.