Выбрать главу

Następnego dnia po pracy wyszedłem z podręcznikiem i znalazłem się pod ich domem. Z daleka zauważyłem inżyniera Romanka myjącego samochód. Mył go przez dłuższy czas, następnie wycierał i znowu zaczynał myć, co czynił dokładnie, i samochód już błyszczał. Ale mył go dalej. Postanowiłem nie podchodzić, tylko usiąść z boku i poobserwować. Nie było dzisiaj wykładów, tak więc od samej szesnastej miałem wolne. Uczyłem się o ogniwach, w których energia chemiczna zamienia się na energię prądu elektrycznego, jednakże za dużo się nie nauczyłem, zbyt byłem rozproszony i ciągle znosiło mi oczy na ich okna na trzecim piętrze. Gdyby ona ukazała się w którymś, to nie byłby już stracony dzień. Romanek dalej mył samochód, a ja czytałem o jonach S04 wędrujących do roztworu, podczas gdy elektrony pozostawały na płytce cynkowej. Robiło się coraz ciemniej, dookoła pięknie szumiały drzewa, a ja myślami byłem przy niej, tam, gdzie akurat zapaliło się światło i gdzie udał się inżynier Romanek. Zastanawiałem się, że też to akurat na mnie spadło, udaremniając poprzedni styl życia. W ciągu najbliższych dni dokonałem zakupu ceramicznego stolika z żelaznymi nóżkami i przemierzyłem całe miasto szukając w księgarniach tamtej książki, co rzeczywiście było bezcelowe. Wtedy jednak właśnie narodził się we mnie pomysł, aby wykorzystać tę sytuację do odbycia następnej wizyty. Przebrałem się i zaobserwowawszy nieobecność samochodu z inżynierem, wszedłem na górę. Jednak pod drzwiami opadły mnie wątpliwości oraz wyrzuty sumienia. Zawróciłem na dół, postanawiając siłą charakteru odmówić sobie zobaczenia jej więcej. Na parterze zatrzymałem się znowu i odpowiadając sobie, że nie mogę się tego pozbawić, wszedłem na górę z uczuciem, jakiego doświadczałem przenosząc broń w partyzanckich czasach.

Nacisnąłem dzwonek od razu, już teraz bez namysłu, żeby odciąć sobie odwrót, tak jak wtedy ze skurczem przechodziłem między żandarmami. Odczekałem chwilę z myślą, że jej nie ma, i już zabierałem się do zbiegnięcia ze schodów, kiedy głos zapytał: – Kto tam? – Odpowiedziałem, że Pałek, Czesław Pałek. Drzwi się otworzyły, stanęła w nich ona, znowuż w szlafroku, i poczułem na jej widok tak wielką radość i wzruszenie, że mnie to zaskoczyło. Następnie zadałem fałszywe pytanie, czy jest inżynier Romanek, i zaraz potem zwierzyłem się jej z trudności w nabyciu książki o życiu dzikich, czego wysłuchała z wyraźnym zaskoczeniem, jednak przyglądając mi się uzupełniła, że to chodzi o życie dzikich seksualne, co ja wiedziałem, tylko nie mogłem się zdobyć na to słowo. Mówiłem więc dalej, że szukałem wszędzie po mieście, i szedłem za nią, znów widząc dywan rozwijający się na moich oczach. Usiadłem w fotelu naprzeciw i mówię, że wiem, że się z pewnością narzucam, ale nie mam absolutnie żadnych bliskich, u których mógłbym spędzać wolny czas, a ona z mężem mówili do mnie jak do równego człowieka, i że to jest sprawa nie mająca dla mnie żadnej ceny, na co ona wyciągnęła tę moją butelkę jeszcze nie skończoną, przyniosła kieliszki, a ja mówiłem, że jej mąż to wspaniały fachowiec i że ona jest szczęśliwa, na co krzywiła się mówiąc, że stale wyjeżdża, że jest zalatany. Więc ja znowuż wspomniałem, że gdybym ja mógł tak zaglądać do niej, toby dopiero rozpoczęło się dla mnie życie, czego, zdawało mi się, że nie słucha, ponieważ wstała i nastawiła adapter. Otoczyły mnie odgłosy Afryki i dziwny instrument wygrywający dziang, dziang, dziang. Pomyślałem wtedy, że gdybym tak z nią był na wakacjach nad morzem i szedł plażą, na wodzie układałoby się słońce, a ja mógłbym ją trzymać pod rękę, i nie myślałem absolutnie o niczym innym, tylko ogarnęło mnie wielkie pragnienie wyjazdu z nią na urlop. Wtedy znowu doleciało mnie głośniejsze dziang, dziang i ona usiadła na tapczanie z przymkniętymi oczami, w rozchylonym szlafroku, a tamta muzyka rozlegała się coraz głośniej i szybciej. – Niech pan tego słucha, panie Pałek, niech pan słucha – powiedziała cicho, inaczej niż zwykle. Odchyliła głowę do tyłu, przymknęła oczy, a do ust włożyła palce, przygryzając je następnie. Oświadczyłem, że słucham oczywiście bardzo uważnie i że to są odgłosy bębna, że również lubię głośną nowoczesną muzykę. Ale ona pokręciła głową, kołysząc się w lewo i w prawo coraz szybciej, zagryzając mocniej te palce, po czym nagle otworzyła usta i wykrzywiła się zamykając mocno oczy. Przypomniałem sobie wtedy takie miejsce na plaży, w którym byłem w zeszłym roku, gdzie akurat mała struga wpada do morza. Więc przez taką strugę mógłbym ją na rękach przenosić. Tymczasem płyta się skończyła. Ona siedziała chwilę z zasłoniętą rękami twarzą, potem westchnęła, otworzyła oczy i zapytała, co ja na to. Powiedziałem, że dziękuję, że to jest ładne, chociaż wydaje mi się zupełnie dzikie. – Pożyczyłam tę płytę na parę dni, jeżeli pan chce, to możemy ją puścić jeszcze raz, tylko niech pan nie siedzi tak sztywno, panie Czesławie, niech pan, na litość boską, słucha uważnie. – I znowu rozległo się dziang, dziang, dziang, a ona oparła się o ścianę i osunęła się po niej wolno, przykucnąwszy na podłodze. Nad nią na ścianie wisiała wielka szyszka, a pod nią powycinane zdjęcia z gazet, naklejone na kartonie, umocowanym na czerwonej kokardce. Był tam papież, gangster oraz Murzynka bez ubrania, obwiązana na gołym ciele liną i przywiązana do pala. Teraz płyta grała bardzo głośno i ona podniosła się mówiąc: – Zatańczymy, panie Pałek. – Więc podniosłem się także, sam nie wiedząc, co robić, wyciągam ręce, ale widzę, że ona staje naprzeciwko z oczami zamkniętymi, w rozchylonym szlafroku i huśta się w lewo i w prawo, w lewo i w prawo, uginając nogi w kolanach. Ręce mi drżały, bo widziałem coraz więcej ciała wysuwającego się z tego szlafroka, chciałem ją objąć do tańca, ale widzę, że ona chce tańczyć nowocześnie, tak jak ja nie umiem, więc huśtam się obok, przymykając na próbę oczy tak jak ona, kiedy naraz czuję jej rękę na głowie, ją koło siebie i ona przyciągając mnie za włosy całuje mnie i odpycha, bo już teraz tańczy tyłem. Przede mną latają te piękne włosy, a ja czuję się najszczęśliwszy, bo to, co jest niemożliwe, staje się możliwe, i nagle rozumiem, że ona ma dla mnie jakieś uczucie. Wtedy przestaję tańczyć i mówię: – Proszę pani, ja poczułem to od pierwszej chwili, kiedy panią zobaczyłem, i gdyby między nami nie stał inżynier… – Ale ona znów odwraca się z wykrzywioną twarzą, nie słuchając, więc przerywam i teraz tylko dźwięczy dziang, dziang, dziang, ale naraz słyszę głos inny, mianowicie klucza w zamku. Więc skaczę do płyty, wyłączam ją i mówię, że jest inżynier. Ona patrzy na mnie jak przez mgłę, ale naraz ocknęła się, poprawiła szlafrok, siada na fotelu, a ja naprzeciwko.

– Zakłamaniec! – To już są szczyty! – Co wy do nas z tą Afryką! – To nie jest żadne usprawiedliwienie! – Chwała Bogu, że jeszcze zdążył! – O ile to się na tym skończyło. – Oto go macie całego! – Zaczekałbym z uogólnieniem.

Mnie trzęsły się ręce, ale kiedy wszedł inżynier, spojrzał na mnie i od razu się ucieszył. Mnie jednak nie opuszczało drżenie, gdyż spodziewałem się, że ona będzie chciała od razu porozmawiać z inżynierem, przedstawiając mu to, co między nami zaszło. Siedziałem więc jak chory, podczas gdy ona gładziła inżyniera po twarzy i włosach, zachowując się serdecznie, a na twarzy udało jej się zupełnie zamaskować uczucie, które dla mnie miała. Siedzieliśmy w trzy osoby i teraz ja mordowałem się, czy nie zacząć mówić wszystkiego, bo jednak czułem się niedobrze, bo wszedłem w końcu w życie rodzinne zakłócając je.