— Muszę ci chyba wyznać, Brutho — rzekł Nhumrod — że on nie mówi.
— Nie słyszysz go, mistrzu?
— Nie słyszę, Brutho.
— Powiedział mi, że… — Brutha zawahał się. — Powiedział, że jest Wielkim Bogiem.
Drgnął mimowolnie. Babcia w tej chwili uderzyłaby go czymś ciężkim.
— Aha… Otóż widzisz, Brutho — zaczął brat Nhumrod, dygocząc lekko — takie zjawiska nie są całkiem nieznane wśród młodych ludzi niedawno Powołanych do służby Kościołowi. Jak sądzę, usłyszałeś głos Wielkiego Boga, kiedy zostałeś Powołany, prawda? Hm…
Brutha nie docenił metafory. Pamiętał, że słyszał głos swojej babci. Właściwie nie został Powołany, raczej Posłany. Ale na wszelki wypadek kiwnął głową.
— I w twoim… entuzjazmie, naturalnym entuzjazmie jest przekonanie, że słyszysz, jak Wielki Bóg nadal do ciebie przemawia. Żółw zaczął podskakiwać.
— Niech cię porażą gromy! — wrzasnął.
— Najlepszym lekarstwem są ćwiczenia fizyczne. I dużo zimnej wody.
— Wij się na ostrzach potępienia!
Nhumrod schylił się i podniósł żółwia. Odwrócił go grzbietem w dół. Łapki machały wściekle.
— Jak on się tu dostał, hm?
— Nie wiem, bracie Nhumrodzie — odparł szczerze Brutha.
— Niech ręka ci uschnie i odpadnie! — krzyczał głos w jego głowie.
— Takim żółwiem można sobie nieźle podjeść — mruknął przewodnik nowicjuszy. Dostrzegł wyraz twarzy chłopca. — Spójrz na to inaczej — zaproponował. — Czy Wielki Bóg Om… — znak świętych rogów — …zamanifestowałby się w stworzeniu tak prymitywnym? Byk tak, naturalnie, orzeł z pewnością, przy jakiejś okazji także łabędź, o ile dobrze pamiętam… Ale żółw?
— Niech twoje organy płciowe wypuszczą skrzydła i odlecą!
— Zastanów się — ciągnął brat Nhumrod, nieświadom chórów w głowie nowicjusza. — Jakie cuda mógłby sprawić żółw? Hm…
— Niech twoje kości chrzęszczą miażdżone w szczękach olbrzymów!
— Może zmienić sałatę w złoto? — zgadywał brat Nhumrod jowialnym tonem człowieka pozbawionego poczucia humoru. — Deptać stopami mrówki? Ahaha.
— Haha — odparł grzecznie Brutha.
— Zabiorę go do kuchni, żeby już cię nie niepokoił. Znakomicie nadaje się na zupę. A potem nie będziesz już słyszał żadnych głosów, możesz mi wierzyć. Ogień leczy wszelkie szaleństwa, prawda?
— Zupę?
— Tego… — zaczął Brutha.
— Twoje wnętrzności będą owijać się wokół drzewa, aż pożałujesz! Nhumrod rozejrzał się po ogrodzie. Miał wrażenie, że pełno tu melonów, dyń i ogórków. Zadrżał.
— Dużo zimnej wody, to najlepsze — powiedział. — Mnóstwo. — Znowu popatrzył na Bruthę. — Hm? Po czym ruszył w stronę kuchni.
Wielki Bóg Om leżał z łapkami w powietrzu w koszu stojącym w którejś z kuchni. Był niemal całkiem przysypany pękiem ziół i kilkoma marchewkami. Przewrócony żółw usiłuje stanąć na nogi, wyciągając jak najdalej szyję i próbując użyć głowy jako dźwigni. Jeśli to nie skutkuje, gorączkowo macha łapkami w nadziei, że rozkołysze się i odwróci grzbietem do góry.
Przewrócony żółw to dziewiąta najbardziej żałosna rzecz w całym wszechświecie.
Przewrócony żółw, który wie, co się z nim zaraz stanie, awansuje na tej liście na pozycję przynajmniej czwartą.
Najszybszym sposobem zabicia żółwia, przeznaczonego do jedzenia, jest wrzucenie go do wrzącej wody.
W całej Cytadeli rozrzucone były kuchnie, magazyny i warsztaty rzemieślnicze należące do cywilnych członków Kościoła[4]. To była jedna z nich — piwnica z czarnym od dymu sufitem, w której centrum znajdowało się wielkie palenisko. Ogień huczał w kominie. Tresowane psy biegały w kołowrotkach i obracały rożny. Wznosiły się i opadały tasaki.
Z boku pieca, wśród innych poczerniałych kociołków, zaczynał już wrzeć nieduży garnek wody.
— Niech robaki zemsty pożerają twoje czarne nozdrza! — darł się Om, gwałtownie machając łapkami. Kosz się zakołysał. Owłosiona ręka sięgnęła do wnętrza i wyjęła zioła.
— Niech jastrzębie dziobią ci wątrobę!
Ręka pojawiła się znowu i zabrała marchewki.
— Obyś cierpiał od tysiąca ostrzy! Dłoń chwyciła Wielkiego Boga Oma.
— Niech ludożercze grzyby…!
— Zamknij się! — syknął Brutha, wsuwając żółwia pod szatę.
Dyskretnie ruszył do drzwi. W ogólnym chaosie kulinarnym nikt go na razie nie zauważył. Dopiero po chwili jeden z kucharzy wyprostował się i uniósł brew.
— Muszę zabrać to z powrotem — wybełkotał Brutha, wyjął spod szaty żółwia i pomachał nim szybko. — Diakon kazał.
Kucharz zmarszczył czoło, ale po chwili wzruszył ramionami. W Cytadeli wszyscy uważali nowicjuszy za najniższą formę życia, jednak rozkazy hierarchii należało wypełniać bez zbędnych pytań. Chyba że pytający miał ochotę rozważyć pytania o wiele ważniejsze, na przykład czy możliwe jest pójście do nieba, kiedy człowiek został żywcem usmażony.
Na dziedzińcu Brutha oparł się o mur i odetchnął głęboko.
— Twoje gałki oczne… — zaczął żółw.
— Jeszcze jedno słowo — przerwał mu chłopiec — i wracasz do kosza.
Żółw umilkł.
— I tak pewnie będę miał kłopoty, bo opuściłem religię porównawczą z bratem Whelkiem. Ale Wielki Bóg uznał za słuszne uczynić go krótkowzrocznym, więc Whelk pewnie nie zauważy, że mnie nie ma. A gdyby jednak, będę musiał mu powiedzieć, co zrobiłem, ponieważ okłamywanie brata jest grzechem i Wielki Bóg pośle mnie do piekła na milion lat.
— W tym przypadku mógłbym okazać łaskę — stwierdził żółw. — Nie więcej niż tysiąc lat.
— Babcia mówiła, że kiedy umrę, i tak pójdę do piekła. — Brutha nie zwracał uwagi na zwierzę. — Samo życie jest grzeszne. To logiczne, ponieważ musi się grzeszyć w każdym dniu swego żywota.
Spojrzał na żółwia.
— Wiem, że nie jesteś Wielkim Bogiem Omem… — święte rogi — …ponieważ gdybym dotknął Wielkiego Boga Oma… — święte rogi — …moje ręce by się spaliły. Jak mówił brat Nhumrod, Wielki Bóg nigdy nie stałby się żółwiem. Ale powiedziane jest w Księdze Proroka Ceny, że kiedy wędrował przez pustynię, duchy ziemi i powietrza przemawiały do niego… Zastanawiałem się, czy nie jesteś jednym z nich.
Żółw przypatrywał mu się przez chwilę jednym okiem.
— Taki wysoki? — zapytał w końcu. — Gęsta broda? Oczy skakały mu z miejsca na miejsce?
— Co?
— Chyba go sobie przypominam. Przewracał oczami, kiedy mówił. A mówił przez cały czas. Do siebie. I często wpadał na skały.
— Wędrował po pustkowiu przez trzy miesiące — oświadczył Brutha.
— To wiele wyjaśnia — uznał żółw. — Niewiele tam jest do jedzenia. Głównie grzyby.
— A może naprawdę jesteś demonem? Septateuch zabrania prowadzenia dyskursu z demonami. Jednak opieranie się demonom, jako rzecze prorok Fruni, może wzmocnić naszą wiarę…
— Niech zęby ci zaropieją z gorączki!
— Słucham?
— Przysięgam na siebie, że jestem Wielkim Bogiem Omem, największym ze wszystkich bóstw!
Brutha stuknął żółwia w skorupę.
— Coś ci pokażę, demonie.
Czuł, jak wzrasta jego wiara. Musiał tylko uważnie słuchać.
4
Potrzeba czterdziestu ludzi pewnie stojących na ziemi, żeby utrzymać jednego z gtową w chmurach.