— Nie rozumiem — rzekł Feerman, ale doktor przerwał mu.
— Powinien pan teraz pojąć konieczność istnienia Akademii. Dzisiaj chirurgia mózgu jest jedynym prawdziwym i skutecznym leczeniem umysłu… Ale jednostce nie podoba się myśl, że oryginalna osobowość zginie, co jest zresztą śmiercią w najlepszym znaczeniu. Akademia pragnie przynieść inne rozwiązanie.
— Ale jakie jest to rozwiązanie? Dlaczego go nie ogłaszacie?
— W gruncie rzeczy większość ludzi woli o tym nie wiedzieć.
Doktor zamknął szafkę na klucz, tak że Feerman nie mógł dostrzec, co stamtąd wyjął.
— Pańska reakcja jest bardzo nietypowa, to właśnie z powodu pańskiego nienormalnego stanu. Normalni ludzie uważają za jedyne lekarstwo to przyjemne uwolnienie się od twardej rzeczywistości. Wierzą nam na słowo… Dla większości ludzi jesteśmy aniołami.
— Chcecie mnie zabić! — wykrzyknął Feerman usiłując wstać.
— Z pewnością nie — odrzekł doktor przytrzymując go na tapczanie.
— Więc co chce pan zrobić?
— Zobaczy pan.
— A czemu nikt stąd nie wychodzi?
— Bo nie chce.
Zanim Feerman zrobił najmniejszy ruch, doktor wbił mu w rękę igłę i wstrzyknął letnią ciecz.
Kontury pokoju się zacierały. Doktor odpowiedział, ale Feerman już go nie usłyszał.
Miał jedynie uczucie, że jego słowa były słuszne, mądre i prawdziwe.
Kiedy odzyskał przytomność, znajdował się na wielkiej równinie. Słońce wschodziło.
W bladym świetle dostrzegł, że owiany jest mgłą i stopy jego toną w wilgotnej i sprężystej ziemi.
Był zdziwiony, widząc tulącą się do niego żonę, a z drugiej strony psa Speeda, który drżał lekko. Jego zdziwienie nie trwało długo. Cóż normalniejszego, że żona i pies są z nim?
Przed nim były fale, które w miarę zbliżania się wyraźniały. Feerman poznał natychmiast.
To był wróg! Na czele procesji kroczył jego domowy robot, w niezwykłym blasku. Za nim Morgan, krzyczący do naczelnika wydziału, że Feerman musi umrzeć. Potem dozorczyni rycząca „Wynoś się!”, dalej lekarze, recepcjoniści, strażnicy.
Feerman gotował się do ostatniej walki, w której pozbyć się miał na zawsze tych wszystkich, co go zdradzili. Nagle poczuł wątpliwości.
Czy to wszystko jest realne? Ujrzał swoje znarkotyzowane ciało w numerowanym pokoju Akademii, podczas gdy umysł krążył po urojonym świecie i walczył z cieniami. Nic mi nie jest! Feerman w błysku jasnowidzenia zrozumiał, że musi się stąd wymknąć. Jego losem nie była walka z cieniami. Musi wrócić do rzeczywistego świata. Status quo nie będzie trwać wiecznie. Co pocznie ludzkość pozbawiona bojowości, wynalazczości, indywidualizmu, postępu?
Nikt nigdy nie opuścił Akademii? Będzie pierwszym, próbował odsunąć złudzenia, które go zalewały, czuł swoje ciało poruszające się na tapczanie.
Ale żona ujęła go za rękę, pies szczeknął. Feerman zapomniał o swojej decyzji.