Выбрать главу

Spojrzał na nią wściekle: oboje wiedzieli, że nie ma w galaktyce miejsca, w którym robiono by naprawdę idealne protezy. Owszem, te najnowszej generacji mogły oszukać wszystkich nie wiedzących o tym, że ktoś ma sztuczną rękę czy nogę. Do takich należało cybernetyczne oko Honor, ale pozostawała kwestia problemów na styku nerwy-maszyna. Skutkiem tego zawsze istniał drobny, ale dla użytkownika odczuwalny defekt w koordynacji czy naturalności ruchów. No i niezależnie od tego, jakie dodatkowe możliwości wbudowano by w protezę, a jakich nie posiadały naturalne części ludzkiego ciała, nie udało się też w pełni uzyskać wrażliwości i wyczucia oryginałów.

Po paru sekundach Benjamin uspokoił się jednak wyraźnie i poklepał ją delikatnie po ramieniu, jakby dotarło doń, co Honor próbuje od dłuższej chwili zrobić. Czy rzeczywiście zrozumiał, nie była pewna, gdyż jego emocje były zbyt skomplikowane i zbyt szybko zmieniały się ich wzajemne proporcje. Wiedziała natomiast, że był wystarczająco inteligentny, by pojąć, jak groźne skutki mógł mieć jego gniew. Jak i to, że próbowała przeszkodzić mu w rozpoczęciu nieprzemyślanej zemsty.

— Poza tym może cię zainteresuje fakt, że miałam nieporównanie więcej szczęścia niż ci, którzy spowodowali konieczność tych napraw — dodała nieco innym niż dotąd tonem.

— Chcesz powiedzieć…?

Honor przytaknęła i wskazała ruchem głowy ciągnącego się za oficerami masywnego podoficera.

— Obecny tu bosmanmat Harkness dopilnował, by wszyscy, którzy mieli z tym coś wspólnego, z Cordelią Ransom na czele, skończyli widowiskowo i ostatecznie — wyjaśniła.

— Doprawdy? — Protektor przyjrzał się Harknessowi z aprobatą. — Bardzo mnie to cieszy. Co pan im zrobił, bosmanmacie Harkness?

Zapytany zaczerwienił się, wykrztusił coś niezrozumiałego i umilkł. Po czym spojrzał błagalnie na Honor.

Ta przez moment przyglądała mu się z krzywym uśmiechem, nim pospieszyła na ratunek:

— Spowodował uruchomienie napędu głównego pinasy na pokładzie hangarowym krążownika liniowego.

— O cholera! — westchnął Benjamin.

Uśmiech Honor stał się lodowaty.

— Jeżeli z kogoś na pokładzie coś zostało, to były to naprawdę malutkie kawałeczki — dodała miękko.

Benjamin sapnął z satysfakcją.

— Doskonała robota, panie Harkness! — pochwalił.

A Honor odetchnęła z ulgą, widząc i czując, że opanował już wściekłość. Nie oznaczało to, że zrezygnował całkowicie z odwetu, ale świadomość, że bezpośredni sprawcy zostali zabici, sprawiła, że zaczął kontrolować tę chęć.

Potrząsnął głową i przestał przyglądać się z uznaniem Harknessowi, co ten przyjął z wyraźną ulgą.

— Jak widzisz, posłuchałem twojej rady i ograniczyłem grono poinformowanych do minimum — powiedział Protektor już normalniejszym głosem. — Nawet Wesley nie wiedział, na czyje powitanie wyciągnąłem go z łóżka. Zawsze podejrzewałem, że lubi niespodzianki, więc sprawiłem mu solidną.

I uśmiechnął się złośliwie.

— Nienawidzę niespodzianek! — warknął Matthews. — Wszyscy o tym wiedzą! Po prostu ktoś tu stwierdził, że sprawi mu przyjemność obserwowanie mojego zaskoczenia… to typowe dla osobników lubujących się w intrygach.

— No, no — ostrzegł Benjamin. — Oficerowie, którzy rozpowiadali prawdę, to jest, chciałem powiedzieć, obrażali swych Protektorów, źle skończyli.

— Nie wątpię w to — odpalił Matthews, wyciągając rękę ku Honor. — Ale przynajmniej zginęli, wiedząc, że zadali cios zakłamaniu w imię wolności myśli i słowa. Czyż nie tak, lady Harrington?

— Proszę mnie w to nie mieszać, sir! Patroni mają obowiązek prawny wspierać wizerunek i pozycję Protektora. Poza tym proszę pamiętać, że jestem „tą obcą babą” i jeśli miałby mnie pan po swojej stronie, tylko pogorszyłoby to pański wizerunek w oczach każdego otumanionego reakcjonisty. A tylko taki wykonałby jego rozkaz zlikwidowania pana bez żadnych pytań.

— Może dawniej, milady. — Matthews był pewien swego. — Zdaję sobie sprawę, że mówimy o graysońskich konserwatystach, ale nawet oni będą pod wrażeniem pani zmartwychwstania. Przynajmniej przez jakiś czas.

— Przez trzy tygodnie! — prychnął Mayhew. — Góra przez miesiąc. Na szczęście jest ich coraz mniej, choć z drugiej strony ci, którzy nie zmienili poglądów, są coraz większymi obstrukcjonistami. Wygląda na to, że im mniej ich zostaje, tym bardziej stają się uparci. I teraz skupili się na polityce zagranicznej. Naturalnie nie oznacza to, że odpuścili sobie wewnętrzną na zawsze: wrócą do niej, gdy tylko trafi się okazja. Coraz częściej żałuję, że to nie okres przed ratyfikowaniem konstytucji. Jest kilku patronów, których z radością zapoznałbym z bardziej pomysłowymi metodami uczenia pokory wymyślonymi przez Benjamina Wielkiego dla złośliwych patronów. Zwłaszcza zaś… dość! Jedyne czego możemy być pewni to tego, że będziesz miała aż za dużo okazji, by przekonać się, jak dalece zdołali mnie wkurzyć w czasie twej nieobecności.

— Nie wątpię — zgodziła się. — Jeżeli już mówimy o tym, kto kogo zdołał wyprowadzić z równowagi, to pewni oficerowie flagowi, w tym twój kochany kuzynek, odmówili kategorycznie udzielenia mi informacji, coście zrobili z moją domeną! Jestem pewna, że Judach rozkazał nikomu nie pisnąć słowa na ten temat. Za stary ze mnie wróbel, żeby dać się złapać na opowiastki w stylu „wojskowy nie powinien plotkować o polityce i racji stanu”. Poza tym dziwnie szeroko się uśmiechał, wygłaszając ten frazes.

— Doprawdy? — Mayhew uniósł brwi i potrząsnął głową. — Szokujące! Będę musiał z nim porozmawiać. I umilkł.

Dopiero widząc wściekłe spojrzenie Honor, dodał niewinnie:

— Poczekalnia promowa nie jest najlepszym miejscem na relacjonowanie szczegółów dwóch lat historii, więc wybacz, ale wrócimy do tego gdzie indziej. Teraz mamy parę ważnych spraw, a czasu niewiele: Katherine i Elaine dopadną cię przy pierwszej okazji, by poinformować o szczegółach ogólnoplanetarnego powitania, jakie zaplanowały.

Honor jęknęła.

Protektor zaś zachichotał i dał znak Rice’owi.

Ten mruknął coś cicho do naręcznego komunikatora, Protektor zaś ujął Honor pod ramię i poprowadził w stronę wyjścia. W przepisowej odległości za nimi ruszyli zgodnie major LaFollet i major Rice.

— Jak już ci powiedziałem — odezwał się po paru krokach Benjamin — grono poinformowanych o twoim powrocie ograniczyłem do minimum, ale uznałem, że jest na Graysonie parę osób, które powinny dowiedzieć się o tym niezwłocznie.

— Tak? — Honor przyjrzała mu się podejrzliwie.

— Tak. I… o, są! — dodał wesoło, gdy drzwi się otworzyły.

Honor stanęła jak wryta.

W drzwiach pojawiło się siedem postaci — pięcioro ludzi i dwa treecaty. Nagle obraz jej się rozmazał i dopiero po sekundzie zrozumiała, że powodem są łzy. W migdałowych oczach Allison Chou Harrington, jak zawsze drobnej i eleganckiej, także widać było łzy. Alfred Harrington nie płakał, ale tak walczył ze wzruszeniem, że widać to było na jego twarzy. Z lewej strony Allison stał Howard Clinkscales ze ściągniętą z emocji twarzą, wsparty na lasce ze srebrną gałką będącej oznaką jego urzędu. Po jego lewej stronie Miranda LaFollet trzymająca w objęciach Farraguta uśmiechała się promiennie, widząc całych i zdrowych Honor i brata. Z prawej strony Alfreda zaś stał starszy mężczyzna o rzedniejących blond włosach i szarych oczach, które wytrzeszczał tak, jakby nie wierzył w to, co widzi. Honor wyraźnie czuła radość Jamesa MacGuinessa, która dopiero zaczynała przezwyciężać obawę, że ta niewiarygodna wiadomość okaże się pomyłką. Z jego radością mieszała się zupełnie jednoznaczna radość przepełniająca siedzącą na jego ramieniu Samanthę, która dojrzała Nimitza.