— Mów za siebie, baudet — wtrąciła Harriet. — Wy z Marines nie musieliście wiele wiedzieć o systemie Ghost Rider, bo po co taka wiedza formacji, która rzadko używa czegoś bardziej skomplikowanego od pały. Natomiast my z marynarki zostaliśmy dokładnie poinformowani tak o nowym systemie rakiet, jak i o lotniskowcach.
— Bardziej skomplikowane od pały, tak? — Henri przyjrzał się swojej wysokiej małżonce, jakby brał miarę na trumnę. — Przedyskutujemy to w domu: ja i moja nieskomplikowana pała z tobą.
— Doprawdy? — Harriet uśmiechnęła się słodko. — Radzę ci więc wybrać wcześniej miejsce na grób i podać to do publicznej wiadomości.
— Ot, tajemnice alkowy! — westchnął Yu. — Wracając do tematu, to Henri ma rację, Wasza Miłość. Nie chcę być przesadnym optymistą, bo ostatnie, czego nam trzeba, to nadmierna pewność siebie, ale naprawdę uważam, że nowe kutry i nowa generacja rakiet wygrają tę wojnę szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał. A gdy to nastąpi, Mueller będzie wyglądał jak patentowany idiota, jeśli będzie dłużej twierdził, że przyłączenie się do Sojuszu było poważnym błędem władz Graysona.
— Może, ale do moich obowiązków należy też martwienie się o to, co będzie po wojnie — zauważył Protektor. — Naturalnie zakładając, że ją wygramy. Otóż nie ulega wątpliwości, że konieczność stawienia czoła wspólnemu wrogowi i zbudowania stosownych do tego celu sił zbrojnych były czynnikami, które przynajmniej dla części obywateli Graysona ważyły więcej od zastrzeżeń dotyczących reform. Mogły im się nie podobać wewnętrzne zmiany, ale była wojna, więc nie wszczynali awantury. Jeżeli wojna się skończy, czy nadal będą nas popierać?
— Stracisz parę miejsc w izbie niższej i paru patronów przejdzie do opozycji — odpowiedziała mu Honor zwięźle. — Nie stracisz ich aż tylu, by dało się cofnąć zegar albo spowolnić tempo zmian. A poza tym sądzę, że na Graysonie jest znacznie silniejsze poparcie dla specjalnych więzi z Królestwem, niż Mueller zdaje sobie z tego sprawę. Świadczy o tym najlepiej entuzjazm, z jakim większość mieszkańców przyjęła ogłoszenie o wizycie Królowej.
— To rzeczywiście było budujące — rozpromienił się Protektor. — Elżbieta wpadła na doskonały pomysł. Henry już się cieszy z perspektywy bezpośredniej rozmowy z księciem Cromartym. Trzy lata temu, gdy był tu lord Alexander, załatwiliśmy masę spraw, a teraz powinniśmy załatwić znacznie więcej.
— Miło słyszeć, tym bardziej że między innymi o to właśnie jej chodziło. A czas wydaje się doskonały, skoro takim sukcesem zakończyła się…
— Zakończyła się to najwłaściwsze słowo! — rozległ się z boku stanowczy głos.
Honor odwróciła się z uśmiechem. Na taras wyszła Allison Harrington, a w ślad za nią Miranda i Jennifer LaFollet.
— To miało być towarzyskie spotkanie — ciągnęła reprymendę Allison. — Miałam co prawda wątpliwości, kiedy mi powiedziałaś, kogo zamierzasz zaprosić, ale powiedziałam sobie, że jesteś dorosła i wiesz, co robisz. I że na pewno nie będziesz przesiadywać całe popołudnie na tarasie ze swoimi kumplami, gadając ciągle o sprawach zawodowych i lekceważąc resztę gości!
— Chyba nie powinnaś określać Protektora Benjamina mianem mojego kumpla — zwróciła jej uwagę Honor. — Pomyśl, co by się stało, gdyby usłyszał to jakiś szpieg opozycji.
— Jaki szpieg? Żaden żywy nie przeszedłby przez batalion ochrony i bandę treecatów! — obruszyła się Allison. — Nie wymyślaj mi tu wymówek! I tak nie unikniesz mojego słusznego gniewu!
— Niczego nie wymyślam, po prostu zwróciłam uwagę na całkiem ważną kwestię — oświadczyła z urażoną godnością Honor.
— To ty tak uważasz! — prychnęła Allison, biorąc się pod boki. — Ja chciałam tylko poruszyć inną sprawę, może mniej ważną: Mac kazał ci powiedzieć, że pani Thorn zaczyna się irytować, bo lunch stygnie. Powiedziała, że jeśli wystygnie, to w tym tygodniu możesz nie liczyć na żadne ciasteczka!
— Dlaczego od razu tego nie powiedziałaś?! — Honor zerwała się na równe nogi. — Panie i panowie, powstań! Takiego ultimatum nie można zignorować!
Rozdział XXXVIII
— Witam, panie Baird — rzekł patron Mueller chłodniej niż zwykle, gdy Buckeridge wprowadził do gabinetu obu nierozłącznych gości.
Pomysł ustalenia bezpośredniej łączności pochodził od niego i sprawdzał się dotąd całkiem dobrze, ale tym razem to Baird nalegał na spotkanie, a to się Muellerowi nie spodobało. Baird i jego organizacja byli, owszem, pomocni, ale to on, Samuel Mueller, był patronem. Żaden zwykły obywatel nie będzie go do niczego zmuszał, obojętne w jak uprzejmych słowach by to robił.
— Dziękuję, że pan nas przyjął właściwie bez uprzedzenia, patronie Mueller. Rozumiem, że to niedogodność, ale sprawa jest naprawdę poważna — wyjaśnił Baird.
Mueller kiwnął głową, ale zrobił się bardziej ostrożny. Słowa gościa były jak najbardziej na miejscu — uprzejme i konkretne, ale coś w jego tonie mu nie pasowało. Był zbyt pewny siebie i Mueller nagle stwierdził, że brak mu sierżanta Hughesa bardziej niż zazwyczaj.
Zamordowanie Hughesa wstrząsnęło całą domeną. Gwardia Muellera czerpała ponurą satysfakcję z tego, że choć kompletnie zaskoczony, zdołał zabić trzech napastników, nim sam zginął. Natomiast nikt nie miał pojęcia, co spowodowało sam atak — oficjalnie był to napad rabunkowy, ale nikt w to nie wierzył. Na Graysonie rzadko zdarzały się uliczne napady, a żaden złodziej czy rzezimieszek mający resztki zdrowego rozsądku nie porywałby się na uzbrojonego i wyszkolonego gwardzistę, a już tym bardziej podoficera, mając dość mniej groźnych ofiar do wyboru.
Niestety innego wyjaśnienia nikt nie potrafił znaleźć. Mueller prywatnie uważał, że Hughes coś odkrył, tylko nie zdążył o tym poinformować ani jego, ani dowódcy Gwardii. Co też to było, nie miał pojęcia, ale wszyscy konspiratorzy w dziejach ludzkości ryzykowali, można by rzec, zawodowo, dlatego uważał, że jego podejrzenia są słuszne i wynikają ze zdrowego rozsądku, a nie z manii prześladowczej. Mimo to jednak…
— Słucham, panie Baird: o co konkretnie chodzi? — spytał po chwili nieco uprzejmiej, ale i ostrożniej, posyłając znaczące spojrzenie kapralowi Higginsowi.
Wybrał go do pilnowania tych spotkań z uwagi na jego psią wierność, ale teraz żałował, że nie zdecydował się na kogoś nieco bystrzejszego. Nie żeby spodziewał się jakiegoś fizycznego zagrożenia, ale… w sumie sam nie wiedział, czego się spodziewa. Było to czysto instynktowne, ale wyraźne i silne. Coś ostrzegało go o niebezpieczeństwie.
— Moja organizacja jest coraz bardziej zaniepokojona niemożliwością znalezienia dowodu, że Protektor planuje przyłączenie Graysona do Królestwa — powiedział Baird najwyraźniej nieświadom niepokojów targających gospodarzem.
— Być może dlatego, że takie dowody nie istnieją — zauważył Mueller. — Moi ludzie także ich szukali i niczego nie znaleźli. I choć przyznaję, że taki pomysł pasuje do Benjamina i Prestwicka, być może podejrzewamy ich niesłusznie.
— Nie sądzimy, by nasze podejrzenia były niesłuszne, lordzie Mueller — oznajmił Baird, ignorując nagłe zjeżenie się Muellera. — Ze zbyt wielu niezależnych źródeł słyszeliśmy zbyt dużo zgodnych plotek, a na dodatek ta oficjalna wizyta Królowej Elżbiety za bardzo do wszystkiego pasuje. Proszę spojrzeć, jak opinia publiczna zareagowała na samą wieść o jej przybyciu. Trudno sobie wymarzyć lepszy moment do ogłoszenia takiej propozycji, tym bardziej że proces przyłączenia San Martin jak dotąd przebiega bez problemów. Oboje, ona i Protektor, mogą wykorzystać euforię związaną z jej przybyciem połączoną z radością po wygranej bitwie o Barnett, by przepchnąć projekt przyłączenia przez Konklawe. Albo by przynajmniej publicznie ogłosić taką propozycję i naświetlić ją odpowiednio.