Выбрать главу

Sam Pierre omal się nie uśmiechnął. Wraz z nim przy stole siedziało dziewięć osób reprezentujących jądro władzy najpotężniejszej grupy w całej Ludowej Republice. Po ponad ośmiu latach standardowych Komitet Bezpieczeństwa Publicznego liczył dwadzieścia sześć osób; była to mniej niż jedna trzecia pierwotnego składu. Mówiąc prościej, liczba jego członków została zredukowana o ponad siedemdziesiąt procent. Ponieważ czystki, wypadki, a początkowo i zamachy ich nie omijały, niektórzy z obecnych byli nie tylko następcami członków pierwotnych, ale następcami następców. Faktyczne straty wśród oficjeli z Komitetu wynosiły ponad dwieście procent. Od początku w jego pracach brali udział jedynie on sam, Oscar, Angela Downey i Henri DuPres. Ta ostatnia dwójka była zresztą czystej wody figurantami. Tak naprawdę tylko dziewięcioro obecnych miało coś do powiedzenia w obecnym składzie Komitetu.

A sześcioro z nich było zbyt przerażonych, by pierdnąć bez zezwolenia czy to jego, czy Saint-Justa. Do czego zresztą obaj od dawna dążyli, bo tylko w ten sposób mogli zyskać pewność, że pozostali nie będą planowali przewrotu pałacowego. Tyle że żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, jak bezużyteczni będą na skutek tego, gdy przytrafi się jakiś kryzys.

Tego wszystkiego na szczęście lub niestety — w zależności od punktu widzenia — nie dało się powiedzieć o McQueen.

— Rozumiem twoje uczucia, Esther — rzekł Pierre. — Ja także nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Niestety to już się stało i czy nam się to podoba czy nie, musimy stawić czoło konsekwencjom.

— Ale… — McQueen ugryzła się w język i z wyraźnym wysiłkiem próbowała opanować targającą nią wściekłość.

Po dłuższej chwili wysiłki te zostały uwieńczone sukcesem.

— Ma pan rację, towarzyszu przewodniczący — powiedziała już w miarę spokojnie. — Przepraszam za moją reakcję, gdyż jakie złe i zaskakujące nie byłyby te wieści, nie usprawiedliwiają przeklinania. Natomiast zdania nie zmieniam i choć, jak sądzę, będzie dość czasu na spokojne ustalenie winnych, teraz ważniejszą sprawą jest kwestia skutków. A te będą katastrofalne, jeśli dopisze nam szczęście. Jeśli nie dopisze…

Nie dokończyła, potrząsnęła jedynie głową.

Przy przedostatnim zdaniu Leonard Boardman, sekretarz informacji publicznej, zapadł się w sobie i sprawiał nieodparte wrażenie, iż chciałby wleźć pod stół.

Pierre przestał przyglądać mu się z niesmakiem i dodał:

— Obawiam się, że muszę się zgodzić z tą oceną.

I potrząsnął głową równie wymownie.

Cała sprawa zaczęła się od tego, że Joan Huertes, główna reporterka Interstellar News Service w Ludowej Republice, skontaktowała się z Boardmanem, chcąc, by skomentował niewiarygodne informacje napływające z Sojuszu, a głównie z systemów Manticore i Yeltsin. Boardman wykazał nieprzeciętną lotność umysłu i odmówił jakiegokolwiek komentarza, po czym natychmiast skontaktował się z Saint-Justem, zamiast siedzieć i rozważać, co też dlań osobiście oznacza ten problem. Sądząc po jego minie i zachowaniu, od tej pory miał dość czasu, by dojść do właściwych wniosków, ale przynajmniej przekazał informację komu trzeba, zanim strach go obezwładnił.

Saint-Just postąpił równie rozsądnie i nie próbował robić niczego na własną rękę, tylko zawiadomił Pierre’a. Większość obecnych spróbowałaby na jego miejscu najpierw zorganizować sobie jakiś dupochron, gdyż to jego podwładni zawalili sprawę.

Jedynym plusem tej sytuacji było to, że pytania Huertes nie stanowiły dla nich kompletnego zaskoczenia, bo towarzysz generał Seth Chernock wysłał kuriera z meldunkiem, nim wyruszył do systemu Cerberus. Ze względów bezpieczeństwa — i zapewne by przypadkiem nie wyjść na durnia, jako że wnioski, do których doszedł, wydawały się całkowicie niedorzeczne — użył do tego celu jednostki kurierskiej Urzędu Bezpieczeństwa, co opóźniło dotarcie wiadomości do adresata. Niemniej jednak nawet według najbardziej pesymistycznych obliczeń w układzie Cerberus powinien znaleźć się dwa miesiące standardowe temu, a nie nadeszła od niego żadna następna wiadomość.

Z początku nikogo to nie niepokoiło — w końcu był szefem sektora z ramienia UB, więc do niego należało podejmowanie decyzji, jak uporać się z problemami występującymi na terenie tegoż sektora. A przynajmniej z większością problemów. Nie należał też do ludzi potrzebujących wcześniejszej aprobaty szefa, by podjąć działania. No a poza tym nikt nie podejrzewał, by coś złego mogło przytrafić się tak licznej i silnej eskadrze, jaką ze sobą zabrał.

Kiedy jednak jego milczenie zaczęło się przeciągać, Saint-Just wysłał ekipę, by sprawdziła podejrzenia towarzysza generała. Naturalnie przy zachowaniu pełnej tajemnicy i dyskretnie. Co prawda na jakiekolwiek informacje od niej trzeba było poczekać jeszcze minimum trzy tygodnie, ale przynajmniej śledztwo i zbieranie danych już się rozpoczęło.

Niestety była to w zasadzie jedyna dobra wiadomość… a Pierre miał dziwną pewność, że te naprawdę złe dopiero usłyszą.

— Przepraszam, towarzyszu przewodniczący — odezwał się Avram Turner, chudy i śniady sekretarz skarbu i równocześnie najmłodszy stażem członek Komitetu — ale nadal nie rozumiem, jak coś takiego mogło się wydarzyć.

— My też nie… — poinformował go szczerze Pierre. — Nikt się nie spodziewał czegoś podobnego, bo inaczej zostałyby podjęte stosowne środki zaradcze. Poza tym w tej chwili jedyne informacje, jakimi dysponujemy, pochodzą od przeciwnika.

— Z całym szacunkiem, towarzyszu przewodniczący, ale to nieważne, czy te informacje są w pełni zgodne z prawdą. Problem byłby znacznie mniej poważny, gdyby Urząd Bezpieczeństwa poinformował flotę zaraz po otrzymaniu meldunku od towarzysza generała Chernocka — oznajmiła Esther McQueen. — Co prawda nie zdołalibyśmy zapobiec temu, co stało się w systemie Cerberus, ani też przechwycić Harrington przed osiągnięciem przez nią Trevor Star. Ale przynajmniej nasze pierwszoliniowe jednostki dowiedziałyby się o wszystkim od nas, a nie od przeciwnika czy dziennikarzy Ligi Solarnej. Nie jestem w stanie w tej chwili ocenić wpływu tego faktu na morale floty i lojalność ludności niektórych systemów planetarnych, ale na pewno nie będzie on korzystny.

— Wiem — westchnął Pierre i palcami prawej dłoni przeczesał włosy. — Niestety tym razem załatwiła nas odległość i związane z nią opóźnienia w łączności. Nie ulega wątpliwości, że popełniłem błąd, utajniając raport Chernocka, ale powiedzmy sobie szczerze: nawet gdybym ci go przekazał, co moglibyśmy zrobić bez potwierdzenia, czy miał rację, czy nie? Odpowiedź brzmi: nic. Teraz odpowiedz sobie uczciwie na inne pytanie. Czy bez wysłania choćby kuriera do systemu Cerberus uwierzyłabyś, że pozbawiona broni i urządzeń bardziej zaawansowanych technologicznie niż pompa wiatrakowa grupa więźniów oddalona od siedziby garnizonu o co najmniej tysiąc pięćset kilometrów oceanu, na planecie o całkowicie niespożywczej florze i faunie, zdołała przejąć kontrolę nie tylko nad garnizonem, ale nad całym systemem planetarnym? Obaj z Oscarem doszliśmy do wniosku, że Chernock zwariował, a nawet gdyby tak nie było, dysponuje wystarczającymi siłami, by poradzić sobie ze wszystkim, co mogli mieć więźniowie.

Spojrzał jej prosto w oczy i McQueen niechętnie kiwnęła potakująco głową. Żadna z fragmentarycznych informacji, jakimi dysponowali, nie wyjaśniała, jak stało się możliwe przejęcie przez więźniów kontroli nad planetą ani tym bardziej pokonanie sił, które zebrał Chernock, by ją odbić. Na dodatek ten ostatni miał dość rozsądku, by poprosić oficera Ludowej Marynarki o dowodzenie tym, co miał do dyspozycji, więc nie można było zwalić winy na niekompetencję i brak doświadczenia ubeków.