Znów umilkła, dając im okazję do zaprzeczenia temu, co właśnie oględnie stwierdziła, czyli temu, że wszystkie przemowy o pryncypiach były zwykłym kłamstwem. Ponownie żadne z nich się nie odważyło i przez twarz Elżbiety przemknął pogardliwy grymas.
— Jestem też w pełni świadoma, jak wyglądają realia i poziom partyjnej polityki w Królestwie oraz polityczne ambicje przywódców partii politycznych — dodała. — Miałam jednak nadzieję, że okażecie się zdolni wznieść ponad ten poziom choćby na krótko, gdyż chwila jest naprawdę ważna i zaprzepaszczona okazja może tak szybko się nie powtórzyć. Nie mogę was do niczego zmusić i wiecie o tym. Ja zaś zdaję sobie sprawę, że przedłużająca się walka między Koroną a większościową opozycją w Izbie Lordów wywrze katastrofalne skutki na przebieg działań wojennych. A w przeciwieństwie do was nie mogę pozwolić sobie na ignorowanie obowiązków wobec Królestwa i jego obywateli w imię prywatnych interesów i krótkowzrocznych zagrywek politycznych, w których ambicje są ważniejsze od racji stanu.
Nie ukrywała pogardy i hrabina New Kiev poczerwieniała niczym burak. Ale nie przejawiła ochoty opuszczenia sprzymierzeńców, z którymi przyszła.
— Pragnęłabym tylko wam przypomnieć, że jak mocne nie byłoby w tej chwili przymierze między wami, nie potrwa ono zbyt długo, gdyż dzielą was zbyt fundamentalne i zbyt poważne różnice zdań w zbyt wielu kwestiach — dodała Królowa z lodowatym spokojem w głosie, w którym nie było już żadnych uczuć. — Możecie wykorzystać okazję i zignorować moją prośbę, ale zrobicie to na własną zgubę. Wasza unia się skończy… a Korona nadal będzie istnieć.
Zapadła martwa cisza, którą przerwał dopiero bardziej niż wstrząśnięty High Ridge.
— To groźba, Wasza Wysokość?
— Przypomnienie, milordzie. Przypomnienie, że Dom Winton zna swych przyjaciół i nie tylko przyjaciół. My, Wintonowie, mamy dobrą i długą pamięć, baronie. Jeżeli naprawdę chce pan mieć we mnie wroga, to się da zrobić, ale radziłabym się wcześniej dobrze zastanowić.
— Zaraz! Nie można tak po prostu grozić parom Królestwa! Nawet jeśli się jest Królową! — High Ridge przestał udawać, najwyraźniej dopiekła mu do żywego. — My też mamy swoje prawnie określone miejsca i zadania w rządzeniu Królestwem. Nasza zbiorowa opinia ma przynajmniej taką samą wagę jak pojedynczej osoby, nawet najważniejszej. Jesteś naszą Królową i jako twoi poddani mamy obowiązek cię wysłuchać oraz wziąć pod uwagę twój punkt widzenia, ale to nie znaczy, że musimy ci ustępować. Nie jesteśmy niewolnikami i będziemy czynić tak, jak uznamy za najlepsze zarówno w kwestiach wewnętrznych, jak i zagranicznych. Jeśli przez to dojdzie do rozłamu z Koroną, to nie nastąpi to z naszej winy.
— Ta audiencja jest zakończona! — oznajmiła Elżbieta, III wstając. Była zbyt wściekła, by dostrzec szok całej trójki spowodowany złamaniem przez nią wszystkich przewidzianych na taką okazję zasad protokołu.
— Nie zdołam was powstrzymać przed utworzeniem rządu, więc do jutrzejszego popołudnia chcę dostać pełne listy ministrów. Wiem, że już dawno podzieliliście stołki. Zajmę się nią natychmiast, nie ma obawy. A wy troje dobrze zapamiętajcie ten dzień. Nie jestem dyktatorem i nie będę postępowała jak dyktatorka tylko dlatego, że jesteście bandą egoistycznych durniów, którzy poza czubkiem własnego nosa niczego nie są w stanie dostrzec, a dla dorwania się do władzy zrobiliby wszystko. Żeby rozprawić się z takimi jak wy, nie potrzeba dyktatora. A daję wam słowo, że nadejdzie dzień, w którym wszyscy pożałujecie tego, co dziś zrobiliście.
Po czym obróciła się na pięcie i wymaszerowała z gabinetu.
Rozdział XLVI
— Odmówili, prawda? — spytał William Alexander, nie kryjąc zmęczenia, ledwie Elżbieta III wmaszerowała do salonu.
Spojrzenie, które mu posłała, było wyrazistsze niż słowa, toteż jedynie wzruszył ramionami i dodał:
— Wiedzieliśmy, że to zrobią, Wasza Wysokość. Ze swojego punktu widzenia nie mieli wyboru.
— Dlaczego?
Alexander odwrócił się, słysząc pytanie. Zgodnie z protokołem Honor Harrington nie powinno tu w ogóle być, gdyż nie wchodziła w skład obecnego rządu i nie miała oficjalnej roli w formowaniu następnego. Ale Królowa pragnęła, by się tu znalazła, podobnie jak chciał tego Benjamin Mayhew doskonale świadom, jak krytyczna dla Królestwa Manticore i całego Sojuszu jest to chwila. Jego własna sytuacja była znacznie prostsza, jako że konstytucja graysońska dawała mu prawo wyboru kanclerza i nikt nie mógł się temu wyborowi sprzeciwić.
Elżbieta nie mogła niestety wskazać premiera; nie miała takiej jak on władzy. Premier Królestwa musiał zgodnie z konstytucją posiadać większość w Izbie Lordów. Było to jedno z ograniczeń, jakie pierwsi koloniści wymyślili, by chronić własną i swych potomków kontrolę nad Gwiezdnym Królestwem. W przeciwieństwie do większości ograniczeń to akurat przetrwało, być może dlatego, że nieczęsto zdarzało się, by monarcha zmuszony był zaakceptować premiera, którego wyboru nie pochwalał. Takie rozwiązanie zdecydowanie nie należało do szczęśliwych dla żadnej ze stron. Korona bowiem była zbyt głęboko związana z codziennym zarządzaniem Królestwem, by konflikt monarchy z premierem mógł zakończyć się czymkolwiek innym niż katastrofą. Kolejni członkowie dynastii Winton z zasady zdawali sobie sprawę, że czas pracuje dla nich, toteż starali się minimalizować takowe konflikty zgodnie z teorią, że władza i tak wróci w ręce sensownych ludzi. Bywało jednak, że okazywało się to niemożliwe i wybuchała wojna między Koroną a rządem. Za każdym razem skutek był taki sam — do życia politycznego Królestwa wkradał się chaos. Na co obecnie nie można było sobie pozwolić.
— Dlaczego niby nie mieli wyboru? — sprecyzowała Honor. — Jeśli dobrze zrozumiałam propozycję Korony, chodziło tylko o okres do zakończenia wojny. Chyba powody są na tyle ważne, że mogli się choć trochę poświęcić.
Elżbieta parsknęła śmiechem, a ponieważ trzęsła nią furia, dźwięk był paskudny. Honor spojrzała na nią zaskoczona.
— Przepraszam — bąknęła Królowa. — Nie śmiałam się z ciebie, Honor. Tylko z pomysłu, że ta banda egoistycznych kretynów uzna cokolwiek tak nieistotnego jak wojna za powód, dla którego miałaby choć o dzień odłożyć najważniejszy moment w swoim życiu: moment dorwania się do władzy. To dla nich jedyny naprawdę ważny cel. Cel, dla którego gotowi są zabijać, co już zresztą udowodnili, choć nie zrobili tego własnoręcznie. I tylko to jest dla nich ważne. Spodziewać się, że nie skorzystają z pierwszej okazji, to tak jak mieć nadzieję, że treecat odmówi przyjęcia selera!
— Może nie ująłbym tego tak jednoznacznie — zaprotestował niepewnie William.
Nie miał takich jak Honor możliwości, by czuć wściekłość wypełniającą Elżbietę, ale znał ją od lat i wiedział, z jakim trudem utrzymuje tę wściekłość na wodzy. Ostatnią rzeczą, której pragnął, było spowodować, że te wodze pękną.
— A jak byś to ujął? — warknęła Królowa.
Wzruszył ramionami i odparł, starannie dobierając słowa:
— W sumie chodzi mi o to samo, tylko z pewnym politycznym aspektem. Wasza Wysokość doskonale scharakteryzowała ich prywatne motywy, ale mają coś może nie tyle na swoje usprawiedliwienie… chodzi mi o to, że wszyscy troje tak długo zajmują się polityką, że pewne pasujące im poglądy czy motywy słuszne z partyjnego punktu widzenia przyjęli za własne i obecnie mają one wpływ na ich postępowanie. Należy o tym pamiętać i tylko o to mi chodziło. W tym konkretnym wypadku takim legalnym wytłumaczeniem jest to, że chcąc poprawić wizerunki swych partii i zwiększyć ich popularność wśród wyborców, nie mają innego wyjścia, jak skorzystać z pierwszej okazji i odebrać władzę centrystom i lojalistom.