Выбрать главу

Dlaczego ta prawda walki naszej z wrogiem i najeżdża musiała objawiać się w stroju tak jaskrawym – i do jakiego; stopnia było to rozwścieczającoupokarzające! – jak z teatrt marnego – choć przecież była w tym krew, była śmierć i najprawdziwsza? Zapytałem aby lepiej zrozumieć – przy zwyczaić się do nowego położenia: – Co on robi teraz Hipolit udzielił mi odpowiedzi:

– Na górze. W pokoju. Zamknął się na klucz. Pros^ o konie, upiera się żeby wracać. Przecie nie mogę dać ko:

I szepnął do siebie:

•; – Przecie nie mogę dać koni.

•;'.‹ Bez wątpienia, nie mógł. Inna rzecz, że tego tak się ałatwiało – wykańczać człowieka bez sądu, bez formalności, hez żadnego papierka?

Ale to nie do nas należało. Rozmawialiśmy jak ludzie na których spadło nieszczęście. Gdy jednak zapytałem, co zamierzają robić, spotkała mnie odpowiedź prawie ordynarna. – Co pan chce? Nie ma o czym gadać! Musi być zrobione! Ton Hipolita wyjawiał piorunującą zmianę w naszych stosunkach. Przestałem być gościem, byłem na służbie, wsadzony wraz z nimi w ostrość, w okrucieństwo, które zwracało się tyleż przeciw nam co przeciw Sie-mianowi. Cóż on nam zawinił?

Nagle, z pieca na łeb, należało zarzynać go z narażeniem własnego karku.

– Póki co nie ma nic do roboty. Mają wrócić o wpół do pierwszej. Stróża wysłałem do Ostrowca, niby z pilnym sprawunkiem, psy nie będą spuszczone. Ja tylko ich zaprowadzę do niego, na górę, i niech robią co chcą. Tylko za warunek postawiłem żeby bez hałasu, bo cały dom gotów się zbudzić. Co do ciała, to usunie się…

już to obmyśliłem, w szopie. A jutro ktoś z nas niby to odwiezie Siemiana na stację i kwita. Byle po cichutku, można to gładko załatwić i żywa dusza nie będzie wiedziała.

Fryderyk zapytał: – W tej starej szopie, za wozownią?

Zapytał rzeczowo, jak spiskowiec, jak wykonawca – i, mimo wszystko, doznałem ulgi widząc go tak zmobilizowanym – niczym pijak wzięty w rekruty. Czy już pić nie mógł? I naraz ta nowa awantura wydała mi się czymś zdrowym i o wiele przyzwoitszyrn, niż dotychczasowe nasze poczynania. Ale to uspokojenie moje trwało niedługo.

Zaraz po kolacji (spożytej w- nieobecności Siemiana, który już od kilku dni był „niezdrów" – jedzenie posyłano mu na górę) poszedłem na wszelki wypadek do bramy, a tam pod cegłą bielił się papier.

,Jest komplikacja. To nam wlazło w paradę.

Trzeba odczekać. Cicho sza.

Trzeba zobaczyć jak i co. Jak się potoczą wypadki. Jeżeli będzie granda i trzeba będzie wiać, my np. do Warszawy, oni gdzie indziej, no, trudno – wtedy wszystko rozsypie się. Trzeba znać starą k… Wie pan o kim myślę? Ona tj. Natural Jeśli Ona naciśnie z boku czymś takim niespodziewanym, ra‹j trzeba protestować, opierać się, trzeba posłusznie, potulni^ zastosować się, faire bonne minę… ale wewnętrznie nie po\ puszczać, nie tracić z oczu naszego celu, w ten sposób aby Ona wiedziała, że jednak mamy inny, własny cel. Ona bywa z początku w swoich interwencjach b.

stanowcza, zdecydowana etc. ale potem jak gdyby przestaje ją to interesować, folguje i wtedy można po kryjomu wrócić do własnej roboty i nawet wtedy można liczyć na pobłażliwość… Uwaga! Niech pan reguluje swoje zachowanie wg. mego.

Żeby nie było sprzeczności. Będę pisał. Ten list spalić koniecznie".

Ten list… Ten list, który bardziej jeszcze niż poprzedni był listem wariata -

ale ja tak doskonale rozumiałem to szaleństwo. Ono było dla mnie tak czytelne!

Ta taktyka, jaką uprawiał w stosunkach swoich z naturą – ależ nie była mi obca!

I było jasne, że nie spuszcza z oka swojego celu, to było pisane, żeby nie ustąpić, zaznaczyć że się jest wciąż wiernym swemu zamierzeniu, ten list, udający uległość, był jednocześnie wezwaniem do oporu i uporu. I kto wie, czy do rnnie był pisany, czy do Niej – żeby wiedziała, iż nie zamierzamy ustąpić – on poprzez mnie z Nią rozmawiał. Zastanowiłem się, że każde słowo Fryderyka, podobnie jak każdy czyn jego, tylko na pozór odnosiły się do tego, do kogo były skierowane, a w rzeczywistości były niezmordowanym dialogiem jego z Mocami…

dialogiem chytrym, gdzie kłamstwo służyło prawdzie, prawda – kłamstwu. Och, jak on udawał w tym liście, że pisze w tajemnicy przed Nią – gdy naprawdę pisał, żeby Ona się dowiedziała! I liczył na to, że rozbroi Ją ta chytrość – może rozśmieszy… Reszta wieczoru zeszła nam na oczekiwaniu. Spoglądaliśmy po kryjomu na zegarki. Lampa zaledwie oświetlała pokój. Henia, jak co wieczór, przycupnęła przy Wacławie, on, jak zwykle, objął ją, ja zaś odkryłem, że „wyspa"

nic zupełnie nie zmieniła w jego uczuciach. Nieprzenikniony, siedział przy niej, a ja 104 głowiłem się o ile wypełniony jest Siemianem, a o ile moż go dosięgać ruch i hałas Karola, który coś tam przewracał i porządkował w skrzyniach. Pani Maria szyła (podobnie jak i,dzieci" nie była dopuszczona do sekretu). Fryderyk z nogami, wyciągniętymi, z rękami na poręczach fotela.

Hipolit na krześle, zapatrzony. Podniecenie nasze spowite było zmęczeniem.

Wyodrębnieni Siemianem, tym tajnym zadaniem naszym, my, mężczyźni stanowiliśmy osobną grupę. Ale zdarzyło się, że Henia zapytała: – Co ty wyprawiasz z tymi rzeczami, Karol? – Nie nudź! – odpowiedział. Głosy ich rozległy się in blanco, nie wiedzieć co oznaczające i o niewy-wyjaśnionym działaniu – my ani drgnęliśmy.

Około jedenastej oni poszli spać wraz z panią Marią, a my, mężczyźni, zaczęliśmy się krzątać. Hipolit przygotował łopaty, worek, sznury, Fryderyk na wszelki wypadek opatrzył broń, ja z Wacławem dokonaliśmy inspekcji na dworze. Okna domu zgasły oprócz jednego na piętrze – Siemianowego – bijącego poprzez firankę bladym oparem światła i trwogi, trwogi i światła. Jak to mogło być, że jemu tak nagle odwaga przemieniła się w strach? Co się stało z tym człowiekiem, że tak z pieca na łeb się załamał? Z wodza przetworzyć się w tchórza? Proszę! Proszę! Co za przygoda! Znienacka dom wydał mi się wypełniony dwiema odrębnymi możliwościami szaleństwa, z Siemianem na pierwszym piętrze, z Fryderykiem na parterze (wiodącym swoją grę z naturą)… obaj byli w jakiś sposób przyparci do muru, doprowadzeni do ostateczności. Powróciwszy do domu omal nie roześmiałem się głośno na widok Hipolita, który oglądał dwa noże kuchenne i próbował ich ostrza. Boże! Ten zacny grubas, przemieniony w mordercę i sposobiący się do zarzynania, był jak z farsy – i naraz partactwo naszej przyzwoitości, wpakowanej w mord i tak nieudolnej, uczyniło z tego przedstawienie grane przez trupę amatorów i bardziej zabawne, niż groźne. Zresztą było to robione na wszelki wypadek, nie miało decydującego charakteru. A jednocześnie błysk noża poraził, jak coś nieodwołalnego: już kości były rzucone, już się pojawił nóż!

Józio!… i oczy Fryderyka, wbite w nóż, nie pozwalały wątpić, że o tym myśli. Józio… Nóż… Identyczny z tam nożem, od pani Amelii, ten sam prawie, i tu między nami ach, ten nóż nawiązywał do tamtej zbrodni, wywoływał ją, był niejako jej powtórzeniem a priori – już tutaj, już teraz, zawieszony w powietrzu – dziwna co najmniej analogia, znamienne powtórzenie.

Nóż. Wacław także przyglądał mu się z natężeniem – i tak te dwa umysły, Fryderyk i Wacław, dopadły tego noża i już pracowały nad nim. Byli jednak na służbie, w działaniu – zamknęli to w sobie – nadal oddawaliśmy się przygotowaniom i oczekiwaniu.

Robota, którą trzeba było odrobić – ale jakżeż już byliśmy zmęczeni, zbrzydzeni, melodramatem Historii, jak spragnieni odświeżenia! Po północy Hipolit udał się po cichu na spotkanie z Akowcami. Wacław poszedł na górę pilnować drzwi Siemiana – zostałem na dole z Fryderykiem i nigdy sam na sam z nim nie przygniotło mnie takim ciężarem. Wiedziałem, że ma coś do powiedzenia – lecz mówienie było nam wzbronione – więc milczał – i, choć nikogo nie było i nikt nie mógł podsłuchać, zachowywaliśmy się jak ludzie obcy, a ta ostrożność wywoływała właśnie z nicości jakąś trzecią obecność niewiadomego charakteru, coś nieuchwytnego a nieustępliwego. I jego twarz – tak mi już bliska, twarz wspólnika – a jak zamurowana przede mną… Jeden obok drugiego byliśmy jeden obok drugiego i nic tylko byliśmy i byliśmy, póki ciężkie stąpanie i sapanie Hipolita nie ozwały się, powracające. Był sam. Co się stało? Komplikacja! Coś nawaliło. Coś się pokręciło. Popłoch. Ci, co mieli się stawić, nie przybyli. Zjawił się ktoś inny i już odjechał. A co do Siemiana – powiedział Hip – to…