Выбрать главу

– Hej, Bette, też się cieszę, że cię widzę. – Michael nachylił się, żeby pocałować mnie w policzek.

– Przepraszam – mruknęłam, ściskając najpierw jego, a potem jego dziewczynę Megu, uroczą Japonkę, studentkę medycyny, z którą mieszkał. – Co u was? Jakim cudem udało się wam zjawić razem?

– Zdarza się to mniej więcej raz na pół roku. – Megu uśmiechnęła się, biorąc rękę Michaela i oplatając nią swoje plecy. – Rozkłady zajęć tak się nam ułożyły, że mamy dwanaście godzin, kiedy ja nie muszę być dostępna na wezwanie, a on nie jest w pracy.

– I przyszliście tutaj? Zwariowaliście? Megu, jesteś naprawdę niesamowita. Michael, zdajesz sobie sprawę, co to za skarb?

– Jasne – odparł, spoglądając na nią z uwielbieniem. – Wie, że Penelope mnie też by zabiła, gdybyśmy się nie zjawili, ale chyba już znikamy. Muszę być w pracy za, niech spojrzę, cztery godziny, a Megu miała nadzieję przespać się przez sześć godzin z rzędu pierwszy raz od kilku tygodni. Wygląda, że akurat wpuszczają do środka.

Odwróciłam się, żeby zobaczyć potężną wymianę wspaniałych łudzi: jedna fala wypłynęła na zewnątrz, najwyraźniej w drodze na „prawdziwą” imprezę w Tribeca, a druga została wchłonięta przez wnętrze, kiedy bramkarz zdjął aksamitną linę.

– Teraz możesz odwiedzić księżniczkę Penelope – powiedział, zamaszystym ruchem zapraszając mnie do środka, a drugą ręką poprawiając słuchawkę, przez którą otrzymywał jakieś informacje, z pewnością o kluczowym znaczeniu.

– Widzisz? Wchodzisz – rzucił Michael, pociągając Megu na ulicę. – Zadzwoń do mnie w tygodniu, to pójdziemy na drinka. Zabierz Penelope. Nawet nie miałem okazji z nią dzisiaj porozmawiać, a nie widzieliśmy się od wieków. Przekaż, że chciałem się pożegnać. – I już ich nie było, z pewnością nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu, że zdołali uciec.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że na chodniku ociąga się zaledwie parę osób rozmawiających przez komórki, i jest im najwyraźniej wszystko jedno czy wejdą. Nie wiadomo jakim sposobem tłum wyparował i wreszcie zostałam wpuszczona do środka.

– Rany, dzięki. Byłeś niesamowicie pomocny – powiedziałam do bramkarza, przepychając się obok masywnego ciała i przechodząc za aksamitną linę, którą dla mnie uniósł. Szarpnięciem otworzyłam ogromne szklane drzwi i weszłam do ciemnego foyer, gdzie Avery pogrążony był w namiętnej dyskusji z bardzo ładną dziewczyną z bardzo dużym biustem.

– Cześć, Bette, gdzie byłaś całą noc? – zapytał, podchodząc i wyciągając rękę, żeby wziąć mój płaszcz. W tej samej sekundzie wpadła Penelope. Wyglądała na spłoszoną, ale zaraz się uspokoiła. Miała na sobie krótką czarną koktajlową sukienkę i futrzany żakiecik, do tego srebrne sandałki na niesamowicie wysokich obcasach. Od razu wiedziałam, że to matka ją tak ubrała.

– Bette! – syknęła, łapiąc mnie za ramię i odciągając od Avery'ego, który natychmiast zagłębił się w rozmowie z tą dziewczyną. – Dlaczego to tyle trwało? Cierpię tu samotnie całą noc – jęczała.

Uniosłam brwi i rozejrzałam się.

– Samotnie? Widzę tu ze dwie setki ludzi. Znamy się tyle lat, a nie wiedziałam, że masz dwustu przyjaciół. Niezła impreza!

– Taak, rzeczywiście robi wrażenie, prawda? Dokładnie pięć osób przyszło, żeby zobaczyć się ze mną: moja matka, brat, jedna z dziewczyn z działu nieruchomości, sekretarka mojego ojca i teraz ty. Megu i Michael się zmyli, prawda? – Skinęłam głową. – Reszta jest od Avery'ego oczywiście. I przyjaciele mojej matki. Gdzieś ty była? – Upiła wielki łyk i podała mi kieliszek lekko drżącymi rękami, jakby to była lufka z krakiem, a nie szampan.

– Kochanie, jestem tu od ponad godziny, jak obiecałam. Miałam drobne kłopoty przy drzwiach!

– Niemożliwe! – Wyglądała na przerażoną.

– Owszem. Wyjątkowo uroczy ten bramkarz, ale nieużyty.

– Och, Bette, tak mi przykro! Czemu do mnie nie zadzwoniłaś?

– Dzwoniłam jakieś kilkadziesiąt razy, ale pewnie nie słyszałaś telefonu. Słuchaj, nie przejmuj się. Dziś jest twoja noc, więc spróbuj, no wiesz, dobrze się bawić.

– Znajdźmy dla ciebie drinka – odparła, chwytając cosmopolitana z tacy przechodzącego właśnie kelnera. – Widziałaś kiedyś coś podobnego?

– Szaleństwo. Od jak dawna twoja matka to planowała?

– Całe tygodnie temu przeczytała w Page Six, że widziano tutaj Gisele i Leo, jak się „migdalili”, więc pewnie zadzwoniła i od razu zarezerwowała salę. Ciągle mi powtarza, że to w takich miejscach powinnam bywać z powodu „ekskluzywnej klienteli”. Nie powiedziałam jej, że ten jedyny raz, kiedy Avery mnie tu zaciągnął, klientela właściwie uprawiała seks na parkiecie.

– To prawdopodobnie tylko by ją zachęciło.

– Prawda. – Wysoka jak modelka kobieta wcisnęła się między nas i zaczęła udawać, że całuje Penelope w sposób tak nieszczery, że dosłownie odskoczyłam w tył, łyknęłam drinka i ukradkiem się oddaliłam. Dałam się wciągnąć w bezsensowną rozmowę z kilkoma osobami z banku, które właśnie weszły i sprawiały wrażenie cierpiących na syndrom odstawienia po rozstaniu ze swoimi komputerami, najkrócej jak się dało pogawędziłam z matką Penelope. Natychmiast nawiązała do kostiumu i butów od Prady, które miała na sobie, a potem pociągnęła Penelope za rękę do innej grupy gości. Obrzuciłam przyodziany w ciuchy od Gucciego tłum i starałam się nie kurczyć ze wstydu w swoim kostiumie, który skompletowałam z ciuchów od J. Crew i Banana Republic, kupionych w necie o trzeciej nad ranem kilka miesięcy temu. Ostatnio Will szczególnie gwałtownie upierał się, że potrzebne mi są „wyjściowe stroje”, ale nie miał bynajmniej na myśli ciuchów z katalogu wysyłkowego. Miałam wrażenie, że każdy z tych ludzi mógłby – i zrobiłby to – czuć się zupełnie swobodnie, kręcąc się tu nago. Nawet lepsza niż ciuchy (idealne) była ich pewność siebie, która brała się z zupełnie czego innego. Dwie godziny i trzy cosmo później, zdecydowanie wstawiona, rozważałam powrót do domu. Zamiast tego złapałam kolejnego drinka i wyskoczyłam na zewnątrz.

Kolejka do wejścia zniknęła, pozostał po niej tylko bramkarz, który tak długo trzymał mnie w klubowym czyśćcu. Przygotowywałam sarkastyczne odzywki, na wypadek gdyby w jakikolwiek sposób się do mnie zwrócił, ale on tylko uśmiechnął się szeroko i ponownie skierował uwagę na książkę w miękkiej okładce, którą czytał. W jego masywnych rękach wyglądała jak zabawka. Pech, że był taki słodki, ale dumie zawsze tacy są.

– Więc co ci się we mnie nie spodobało? – Nie zdołałam się opanować. Przez pięć lat pobytu w mieście starałam się unikać miejsc z selekcjonerami i aksamitnymi linami, kiedy tylko się dało. Odziedziczyłam przynajmniej odrobinę pyszałkowatego egalitaryzmu moich rodziców albo poważną dozę braku pewności siebie, zależy, jak na to spojrzeć.

– Przepraszam?

– No wiesz, kiedy przedtem mnie nie wpuściłeś, mimo że to przyjęcie zaręczynowe mojej najlepszej przyjaciółki.

Pokręcił głową i na wpół uśmiechnął się do siebie.

– Słuchaj, to nic osobistego. Wręczają mi listę i każą się jej trzymać i panować nad tłumem. Jeżeli nie ma cię na liście albo zjawiasz się jednocześnie z setką innych osób, muszę przez jakiś czas przytrzymać cię na zewnątrz. Naprawdę tylko tyle.

– Jasne. – O mało nie przegapiłam wielkiego wieczoru mojej najlepszej przyjaciółki z powodu jego polityki dostępu. Zachwiałam się nieco i syknęłam: – Nic osobistego. Jasne.

– Myślisz, że potrzebne mi dzisiaj twoje grymasy? Cała masa ludzi znacznie bardziej fachowo zatruwa mi życie. Może po prostu zakończymy rozmowę i wsadzę cię do taksówki?